Przepełnione kostnice
Bywa, że nawet dwa tygodnie rodziny czekają, by pochować swoich bliskich. Szpitalne kostnice są przepełnione, trzeba tworzyć tymczasowe.
Osiem miejsc mam w jednej chłodni, czasami mam ciał piętnaście. Dzwoni się po zakładach, żeby organizowały się i zabierały po prostu jak najszybciej te ciała. Nie można upchnąć tych ciał jedno na drugim, prawda?
- podkreśla Marlena Barańska z Zakładu Pogrzebowego "Eden" w Kielcach.
Szpitale zaczynają szykować się na najgorsze. Szpital Wojewódzki w Koszalinie wyposażony zostanie w chłodnię mobilną.
Chłodnię, którą zamówiliśmy, dostaniemy od dostawcy z Włoch. Urządzenie zostanie dla nas wynajęte na jakiś czas, w zależności od zapotrzebowania
- tłumaczy Marzena Sutryk, rzecznik placówki.
W Gorlicach na razie radzą sobie bez dodatkowych kosztów.
Dodatkowe miejsca zostały utworzone w magazynie szpitala, który do tej pory nie był wykorzystywany
- informuje Łukasz Bałajewicz, zastępca burmistrza Miasta Gorlice.
Problem z pogrzebami
Zorganizowanie pogrzebu na szybko zaczyna w niektórych miastach graniczyć z cudem. W Krakowie trzeba czekać nawet dwa tygodnie.
Może dojść do tego, że będą wyznaczone uroczystości nie 30-40 minutowe, tylko skrócone do minimum
- twierdzi Zbigniew Baran z Zakładu Pogrzebowego w Krakowie.
W Łodzi na jednym z największych cmentarzy czas oczekiwania to 10 dni. Miasto szykuje się na wzrost: i czasu oczekiwania, i liczby zgonów.
To będzie kilkanaście, dwadzieścia, trzydzieści maksymalnie procent więcej. Jeśli miałoby się okazać, że tych pogrzebów będzie więcej, to, oczywiście, będziemy starali się zwiększyć liczbę osób, które obsługują te usługi
- zapowiada Aleksandra Hac z Biura Rzecznika Prasowego Prezydenta Miasta Łodzi.
Problem widać już nie tylko w dużych miastach . Kolejka do pochówku obowiązuje też w podłódzkich Pabianicach.
Mamy pewne granice wytrzymałości . Nie tylko musimy wytrzymać fizycznie, ale jest pora roku, gdzie dni są coraz krótsze, o godzinie 15:00 już się robi szaro, więc nie wypada w tym czasie robić pogrzebu
- wyjaśnia Grzegorz Janczak, dyrektor Miejskiego Zakładu Pogrzebowego w Pabianicach.
Kłopotliwy akt zgonu
Samo stwierdzenie zgonu wymaga teraz zachodu. W szpitalach akty zgonu wystawiane są od ręki, ale gdy pacjent umiera w domu - brakuje chętnych lekarzy. Stąd list Związku Powiatów Polskich do ministra zdrowia.
Lekarze podstawowej opieki zdrowotnej masowo odmawiają udziału w oględzinach zwłok , a w konsekwencji stwierdzenia zgonu, nawet jeżeli z informacji przekazanej przez rodzinę wynika, że jest mało prawdopodobne, żeby przyczyną zgonu był COVID-19
- czytamy w liście otartym Związku Powiatów Polskich.
Samorządowcy domagają się zmotywowania lekarzy POZ wynagrodzeniem.
Nie można czekać po 5, 7, 10 godzin w domu ze zmarłym na to, żeby przyjechał łaskawie ktoś, kto zbada i stwierdzi zgon. Był nawet taki pomysł, śmialiśmy się z tego w samorządach, że ktoś chciał sprawdzać tak zwaną "e-poradą" zgon pacjenta
- mówi Andrzej Płonka, prezes Związku Powiatów Polskich.
Co na to Ministerstwo Zdrowia? Resort informuje, że stanowisko w tej sprawie zajmie w poniedziałek.
Więcej na ten temat na tvn24.pl
Brak łóżek i rąk do pracy w szpitalu uniwersyteckim w Białymstoku. Zobacz wideo:
Zobacz też:
Masz pytanie dotyczące koronawirusa i pandemii? Zadaj je naszym ekspertom
Jakie leki mieć w domu w razie wystąpienia objawów COVID-19? Mamy odpowiedź eksperta
Lekarze proszą ozdrowieńców o oddawanie osocza. Dorota Gardias: "Ja na pewno to zrobię"
Autor: Luiza Bebłot
Źródło: TVN24