Matka zniszczyła życie Moniki. "Używała słowa, które wyrządzało mi wielką krzywdę"

Projekt bez tytułu (35).png
Projekt bez tytułu (35).png
Toksyczne matki nie są domeną patologicznych rodzin. Wiele dzieci wychowuje się w takich domach, nie mając świadomości, że nie jest normą to, że własna rodzicielka nie kocha ich bezgranicznie. Monika postanowiła opisać nam własną historię. Wie, że utożsamiać się z nią będą tysiące ludzi, jeśli nawet nie miliony.

Ewa Podleśna-Ślusarczyk, dziendobry.tvn.pl: Kochasz swoją matkę?

Monika: Wiele lat zastanawiałam się, co jest nie tak ze mną. Dlaczego jak myślę o matce, to mam takie kłębowisko złych emocji w głowie. Dlaczego jakoś tak ściska mnie w żołądku i od razu spada mi energia? Odkryłam to niedawno i jestem na początku drogi, by nauczyć się kochać swoją matkę, albo chociaż przestać jej nienawidzić. Nie powiem ci tego pod nazwiskiem. Wiesz dlaczego? Bo ja już wiele rozumiem, ale ona nie chce słyszeć o tym, że zniszczyła mi życie.

Nie chce słyszeć? Czy może boi się usłyszeć?

A jakie to w sumie ma znaczenie? To dorosła kobieta, matka, powinna chcieć mieć ze mną dobre relacje. A tak została sama w tym naszym wychuchanym domu, z serwetkami równo ułożonymi pod linijkę, z idealnymi kwiatkami na parapecie, co to sąsiadkom ma oko zbieleć z zazdrości, z wypastowaną podłogą. Nikt po niej nie chodzi. Ojciec uciekł do innej, siostra wyjechała do Francji z dziećmi, nawet kartek nie wysyła, o SMS-ie nie wspomnę. I ja, przychodząca od święta, ciągle wykręcająca się brakiem czasu.

Monika, zacznijmy od początku. Mogę tak do Ciebie się zwracać?

Tak. Chciałabym też zaznaczyć, bo pytałaś mnie, dlaczego teraz postanowiłam to opowiedzieć. Moja matka nigdy mnie nie biła. Nie było u nas przemocy, alkoholu, narkotyków ani biedy. Nie pochodzę z patologicznej rodziny, tylko takiej zupełnie normalnej. Miliony takich rodzin jest w Polsce, miliardy na świecie. Wierzyłam wiele lat, a dziś mam 33, że wszystko u nas jest prawidłowo. Że moja mama jest jak inne, że tak to wszystko wygląda. Godziłam się z tym. Dopiero gdy dostrzegłam, jak moje życie się nie układa zupełnie, zaczęłam grzebać i zrozumiałam wszystko. I chcę powiedzieć wszystkim kobietom, ale i mężczyznom: nie musicie pochodzić z patologii, by rodzic zniszczył wam życie.

Pamiętasz ten moment, kiedy zrozumiałaś, że coś jest nie tak?

Byłam na spotkaniu z przyjaciółmi. Trochę wypiliśmy wina i tak nas wzięło na rozmowy. Wtedy ktoś powiedział do mnie tak prosto z mostu: "Monika, masz 30 lat, nie masz dzieci, męża - dlaczego?". Coś we mnie pękło. Płakałam chyba z godzinę. Wylałam wszystkie żale, a z nich wynikało jedno: nie mam, bo kto mnie zechce? Jestem taka zwyczajna, "niedorobiona", bezmyślna, tak mało kreatywna i bez gustu. Jak może mnie ktoś pokochać?

Kto mówił Ci takie rzeczy?

Mama. Dla niej nigdy nie byłam dość dobra. Używała słowa, które wyrządzało mi wielką krzywdę. Zawsze w każdym zdaniu było "ale".

Ale?

"Ta sukienka jest ładna, ale… weź inną". "Czwórka jest ok, ale… Kasia dostała piątkę". "Michał wygląda na miłego, ale za przystojny dla ciebie, rzuci cię i będziesz płakać po kątach". "Włosy masz ładne, ale strasznie są zniszczone". "Nie jesteś gruba, ale powinnaś zrzucić kilka kilo i zadbać o siebie. Otyłe dziewczyny nie mają szans, żeby znaleźć męża". Kiedyś, jak byłam wściekła, wykrzyczałam: "Kochasz mnie, ale….? No, odpowiedz". Nigdy nie było bezwarunkowej miłości, nigdy nie było bezwarunkowej tolerancji. Nie dostawałam poczucia własnej wartości, nie dostawałam wsparcia. Coś, co dla dziecka jest niezwykle ważne, co je buduje w drodze do dorosłości, było mi odebrane.

Wiesz, dlaczego mama tak robiła?

Po pierwsze trudne relacje mojej matki z jej matką, podobny zimny chów w wychowywaniu. Pamiętam jak moja mama często po wizytach u babci na wsi, bo tam mieszkała, chodziła jak struta. Jadąc do niej, zawsze kupowała nowe ubrania, ubierała nas w falbanki i błagała, żebyśmy się zachowywały. Przestałyśmy jeździć, jak tata odszedł. Babcia była wściekła na mamę, że "puściła chłopa, a teraz będzie sama zapie..ać jak debilka". Tak jej powiedziała. Pierwsze święta po odejściu ojca były dramatyczne. Babcia cały wieczór mówiła mojej mamie, jaką jest kretynką, że nie dbała o siebie wystarczająco, że nie dbała o dom. Zwalała winę, że matka nie umiała gotować tak dobrze, jak ona, że niepotrzebnie pracowała, zamiast zająć się rodziną. Pamiętam do dziś twarz matki... zastygłą w kamieniu. I taka była na co dzień. Odejście ojca było drugim strzałem w kolano, nie podniosła się.

Nie masz dla niej zrozumienia? Jak mówisz, sama przeszła przez niezłe piekło.

Ja rozumiem, że miała ciężko z babcią. Ja rozumiem, że sama nie dostała miłości, wsparcia i poczucia, że jest dla swojej matki najważniejsza na świecie. Dlaczego jednak nie nauczyła się na jej błędach, nie próbowała zmienić niczego w swoim życiu? Tego nie mogę pojąć. Moja siostra mieszkała kilka ulic od nas. Wyszła za mąż dość szybko, miała 21 lat. W sumie musiała, bo zaszła w ciążę. Wyprowadziła się, ale żeby się utrzymać, potrzebowała pieniędzy. Nie stać jej było na nianię, do żłobka się nie dostali, więc poprosiła mamę o pomoc. Wiedziałam, że to była dla niej trudna decyzja, ale stała pod ścianą.

I co na to matka?

Zdecydowała się jej pomóc. Trwało to 4 miesiące, tyle wytrzymała moja siostra. Usłyszała wówczas, że jest beznadziejną matką, że dziecko nie nosi właściwych ubrań, że jest źle karmione, że inne dzieci już potrafią mówić zdaniami, a mała Weroniczka bełkocze. Że nogi ma krzywe, bo źle była noszona… Moja siostra uciekła za granicę. Jej mąż znalazł pracę i zabrali się całą rodziną. Matka mówiła, że to głupota największa, że będzie ludziom kible szorować, że będzie tam nikim bez studiów. Zagryzła zęby i pojechała. Dziś mówi, że to była najlepsza decyzja w jej życiu. Czasem pyta mnie, czy dołączę do niej, ale ja nie mogę.

Dlaczego?

Bo choć ta kobieta niszczyła mnie latami i podcinała skrzydła, to jestem uzależniona od tej relacji. Boję się, kto się nią zajmie, czy nie zachoruje, czy sobie poradzi. Ojciec zmarł dwa lata temu, ona jest zupełnie sama. Nie ma przyjaciółek, żadna nie wytrzymała z nią długo. Każdy ma dość tego jej jęczenia, marudzenia i ciągłego obrażania innych. Ona potrafi każdemu z uśmiechem na ustach i niby tak życzliwie powiedzieć kilka słów prawdy. Zraża do siebie wszystkich, więc kto nie musi, nie przebywa w jej otoczeniu.

Kiedy ostatni raz byłaś u niej?

Na Wielkanoc. Przywiozłam ciasto, które upiekłam, dwie sałatki. Poszłam do fryzjera, wystroiłam się. Wiem, że to głupie i wbrew terapii, ale tak bardzo chciałam zobaczyć w jej oczach podziw. Usłyszeć: pyszne ciasto, pięknie wyglądasz, super sukienka. Takie drobne, ale miłe słowa.

I jak było?

Okazało się, że jak zawsze. Do ciasta na przyszłość muszę dawać mniej kakao. Fryzjer musi nakładać więcej odżywki, bo wysuszył mi włosy, a sałatki były smaczne, ale… dałaby więcej przypraw.

Było Ci przykro?

Trochę tak, ale mam za sobą 2,5 roku terapii. Biorę to na klatę. Umiem sobie z tym już nieźle radzić.

I co jej odpowiedziałaś?

"Mamo, dziękuję za opinię, ale mi osobiście ciasto smakuje. Może następnym razem Ty je przygotujesz i sprawdzimy, czy warto dodawać mniej kakao". Uśmiech i spokój. Żeby nie nakręcać się do kłótni.

Rozmawiałaś z mamą o swojej terapii?

Tak, dwa razy. Powiedziałam jej, że próbuję odbudować poczucie własnej wartości. Że nie dała mi tego, co inne matki, ale nie winię jej, jeśli nie umiała inaczej. I że bolą mnie jej słowa, sprawiają wielki ból. I że chciałabym kiedyś od niej usłyszeć, że coś zrobiłam dobrze i jest ze mnie dumna.

Odpowiedziała?

Za pierwszym razem była bardzo zaskoczona i powiedziała, że przesadzam i co to za nowa moda chodzenia do psychiatrów i wywalania żali na rodzinę. I że matkę się ma jedną, trzeba ją szanować. Za drugim razem popatrzyła na mnie tylko dłużej i powiedziała: "Ja się tak staram, wszystko dla ciebie robię, ale na wdzięczność nie mam chyba co liczyć...".

O tym, jak uwolnić się od toksycznej matki mówił w rozmowie z Dzień Dobry TVN psychoterapeuta Robert Rutkowski. Zobaczcie wideo.

Dzień Dobry TVN/x-news

Zobacz także:

Miłość matki do dziecka – jaka powinna być? A jaka nie powinna?

Trzydziestolatkowie kiedyś i dziś. Jak zmieniło się nasze podejście do życia?

Elżbieta Jarosik - teściowa, która łamie wszelkie stereotypy. "Mogę doradzić, pomóc, ale nigdy nie narzucam swojego zdania"

Autor: Ewa Podleśna-Ślusarczyk

podziel się:

Pozostałe wiadomości