Zranione dorosłe dzieci – jak przerwać emocjonalne dziedzictwo przeszłości
Coraz częściej mówi się o "pokoleniu zranionych dorosłych dzieci" – ludziach, którzy mimo dorosłego wieku wciąż niosą w sobie emocjonalne rany z dzieciństwa. To osoby, które na zewnątrz funkcjonują "normalnie" – pracują, tworzą związki, wychowują dzieci – ale wewnętrznie nadal kierują się dawnymi schematami: lękiem przed odrzuceniem, potrzebą aprobaty czy przekonaniem, że na miłość trzeba zasłużyć.
- Dorosłe ciało, rozwinięty intelekt, pełna zdolność do pracy, rodziny, funkcjonowania, ale wewnętrznie wciąż działają stare, dziecięce mechanizmy: pragnienie aprobaty, lęk przed odrzuceniem, perfekcjonizm jako forma uzyskiwania miłości, nadmierna potrzeba kontroli. Dziecko, które nie otrzymało wystarczającej uwagi, ciepła czy regulacji emocjonalnej, uczy się, że na miłość trzeba zasługiwać. I potem w dorosłości żyje według tej samej reguły – powiedział Mateusz Grzesiak.
Psychologowie podkreślają, że nie jest to nowe zjawisko, ale dopiero dziś potrafimy o nim mówić – nazwać emocjonalne deficyty, zrozumieć ich źródło i spróbować przerwać międzypokoleniowy łańcuch zranień.
- Wiele zachowań, które dziś uznajemy za przemocowe lub chłodne, było wtedy normą kulturową, chociażby słynne "dzieci i ryby głosu nie mają". My jesteśmy pierwszym pokoleniem, które potrafi nazwać emocjonalne deficyty, zrozumieć ich konsekwencje i świadomie przerwać przekaz międzypokoleniowy - dodał ekspert.
Jak rozpoznać, że wciąż żyje w nas "zranione dziecko"?
Każdy z nas nosi w sobie ślady dzieciństwa: wspomnienia, emocje, doświadczenia, które ukształtowały sposób, w jaki reagujemy na świat. Czasem jednak to "wewnętrzne dziecko" wciąż kieruje naszym dorosłym życiem. Reagujemy złością, gdy ktoś nas skrytykuje, uciekamy od konfliktów, bo boimy się odrzucenia, albo pracujemy ponad siły, by zasłużyć na uznanie. Psychologowie nazywają to mechanizmami zranionego dziecka – części nas, która kiedyś nie mogła wyrazić bólu, a dziś wciąż próbuje zostać usłyszana.
- To widać po reakcjach, nie po deklaracjach. Jeżeli dorosły człowiek w sytuacjach stresu reaguje złością nieadekwatną do bodźca, zamrożeniem albo ucieczką - to nie reaguje dorosły, tylko jego wewnętrzne dziecko. Dziecko, które kiedyś nie mogło mówić, teraz krzyczy. Dziecko, które musiało być "grzeczne", teraz unika konfliktów. Dziecko, które nauczyło się, że emocje są karane, teraz ich nie czuje – powiedział psycholog.
W praktyce oznacza to, że w relacjach tacy ludzie często boją się bliskości, bo kojarzy się im z bólem. W pracy mierzą swoją wartość przez osiągnięcia, w samotności nie potrafią odpocząć, bo odpoczynek równa się winie.
Badania nad stylem przywiązania (przeprowadzone w latach 70. przez Ainswortha, a w latach 80. przez Hazana i Shavera) pokazują, że to, jak rodzic reagował na emocje dziecka, kształtuje jego zdolność do tworzenia więzi. Osoba wychowana w środowisku chłodu emocjonalnego może w dorosłości wybierać partnerów niedostępnych. Nie dlatego, że chce cierpieć, tylko dlatego, że taki styl miłości zna.
I tu pojawia się odpowiedź na nurtujące wiele osób pytanie, dlaczego niektórzy tak często wybierają trudne relacje. Zdaniem psychologa jest to kwestia tego, że osoby te w miłości próbują naprawiać nieprzepracowaną przeszłość.
- Związek staje się nieświadomą próbą uzdrowienia rany. Wybierają partnerów podobnych do rodziców, a więc chłodnych, niedostępnych, wymagających i podświadomie próbują "tym razem to wygrać". Ale kończy się tak samo: frustracją, poczuciem winy, emocjonalnym wyczerpaniem. Mechanizm jest prosty: dziecko, które nie zostało wysłuchane, w dorosłości zakochuje się w kimś, kto go nie słucha, bo chce wreszcie usłyszeć "widzę cię". To zjawisko nazywa się w psychologii przeniesienie: powtarzamy relacje z przeszłości, dopóki ich nie przepracujemy - wytłumaczył Mateusz Grzesiak.
Co więcej, doświadczenia z dzieciństwa mają także odzwierciedlenie w życiu zawodowym. Niedojrzałość emocjonalna wyniesiona z domu rodzinnego może sprawić, że nawet największe sukcesy nie dają satysfakcji, a codzienne wyzwania wywołują napięcie i lęk. Dzieci emocjonalnie niedostępnych rodziców często stają się dorosłymi, którzy działają z potrzeby udowadniania swojej wartości, a nie z wewnętrznej motywacji czy pasji.
- To ludzie, którzy osiągają sukces, ale nie potrafią się nim cieszyć. Perfekcjoniści, którzy nie znają spokoju. Liderzy, którzy kontrolują, bo boją się chaosu emocji. Osoby, które za każdym razem muszą „udowodnić”, że są wystarczające. W badaniach nad przywództwem emocjonalnym (przeprowadzone w 1998 przez Golemana i w 2013 przez Boyatzisa) widać jasno: wysokie IQ bez dojrzałości emocjonalnej nie wystarcza. Brak samoświadomości i umiejętności emocjonalnych powoduje konflikty, wypalenie, brak współpracy – powiedział psycholog.
Kim są emocjonalnie niedojrzali rodzice?
Emocjonalnie niedojrzali rodzice - to pojęcie coraz częściej pojawia się w rozmowach o wychowaniu i relacjach rodzinnych, ale wciąż bywa mylnie utożsamiane z toksycznością. Tymczasem emocjonalna niedojrzałość nie wynika ze złych intencji, lecz z braku umiejętności – rozumienia emocji, reagowania na potrzeby dziecka czy okazywania empatii. Jak tłumaczą psychologowie, wielu rodziców po prostu nie miało narzędzi, by nauczyć się bliskości – przekazywali dalej to, co sami dostali: nie złość, lecz emocjonalny deficyt.
- Niedojrzałość emocjonalna nie jest złem. Jest brakiem. To brak umiejętności regulowania emocji, rozumienia własnych stanów wewnętrznych, wczuwania się w emocje dziecka. (…) To różnica między intencją a skutkiem. Większość rodziców chciała dobrze, ale nie potrafiła. Niedojrzałość emocjonalna to brak narzędzi poznawczych i emocjonalnych, które pozwalają rozumieć, że dziecko ma prawo czuć – powiedział dr Mateusz Grzesiak.
Jak zacząć proces uzdrawiania? Czy można być "dobrym rodzicem dla samego siebie"?
Uzdrawianie siebie to proces, który zaczyna się w momencie, gdy przestajemy szukać ratunku na zewnątrz i zaczynamy dostrzegać własne potrzeby. Wiele osób dorosłych nosi w sobie zranione, niesłyszane "wewnętrzne dziecko", które wciąż czeka na uwagę, czułość i akceptację. Tymczasem dojrzałość emocjonalna polega właśnie na tym, by samemu stać się dla siebie bezpiecznym, wspierającym opiekunem. To droga od obwiniania do zrozumienia, od kontroli do współczucia – i od reakcji do świadomego wyboru.
- Dojrzałość to nie brak emocji, tylko umiejętność ich prowadzenia. To moment, w którym nie czekasz już, aż ktoś cię naprawi, tylko sam zaczynasz się sobą opiekować. Proces ten zaczyna się od świadomości. Od zatrzymania się i powiedzenia: "Tak, to mnie boli. Tak, to we mnie działa". Potem - od nauki regulacji emocji, budowania empatii wobec siebie, pracy z terapeutą lub mentorem. Bycie dobrym rodzicem dla siebie to codzienna praktyka: zauważasz, kiedy się krytykujesz i wybierasz zrozumienie zamiast kary; zauważasz, kiedy się boisz i dajesz sobie wsparcie zamiast presji – wyjaśnił dr Mateusz Grzesiak.
Na pytanie, jak rozpoznać, że zaczynamy wychodzić z tego wzorca i żyć bardziej świadomie, odpowiedział: Kiedy reagujesz mniej, a rozumiesz więcej. Kiedy potrafisz być w emocji, nie tonąc w niej. Kiedy potrafisz mówić o sobie bez wstydu. Kiedy przestajesz udowadniać swoją wartość, a zaczynasz ją przeżywać.
- Dorosłość emocjonalna to nie brak bólu, to zdolność do bycia z bólem bez ucieczki. Kiedy przestajesz potrzebować, by ktoś cię uratował, i sam siebie ratujesz to moment, w którym wewnętrzne dziecko przestaje rządzić, a zaczyna być kochane.
Dla wielu dorosłych moment odkrycia, że ich obecne trudności mają korzenie w przeszłości, bywa bolesny, ale też przełomowy.
- Blizny nie są dowodem słabości, tylko siły. To, że przetrwałeś, oznacza, że masz w sobie zasoby, by się uzdrowić. Nie możesz zmienić przeszłości, ale możesz przestać ją odtwarzać. Możesz przestać reagować i zacząć wybierać. Możesz być dorosłym, który daje sobie to, czego nie dostał od rodziców: bezpieczeństwo, zrozumienie, obecność. Zranione dziecko w tobie nie potrzebuje już nowego rodzica - potrzebuje ciebie, świadomego, obecnego, dojrzałego. I to jest największy akt miłości, na jaki człowiek może się zdobyć – podsumował psycholog.
Zobacz także:
- Twierdzi, że miał 3000 kochanek. "Rekord dnia to 4 i pół kobiety"
- Jest projekt ustawy o związkach partnerskich. "To historyczny moment"
- Ich miłość jest silniejsza niż choroba. Arek oddał partnerowi nerkę. "Potrzebna jest zgoda sądu"
Autor: Nastazja Bloch
Źródło zdjęcia głównego: Maria Korneeva/GettyImages