Córki walczą o zdrowie mamy. "Lekarze od pierwszej chwili nie dawali szans na przeżycie, a ona przeżyła"

Na ratunek mamie
Pani Helena od 27 lat pracowała we Włoszech przy opiece nad osobami starszymi. By dorobić do emerytury, sprzątała także mieszkania. 3 sierpnia kobieta wyszła do pracy i zaginęła. Córki momentalnie rozpoczęły poszukiwania. Po blisko dwóch dniach kobietę odnaleziono w krytycznym stanie w szpitalu w Neapolu. Pomocy odmówiły NFZ, ambasada, Ministerstwo Zdrowia, Kancelaria Premiera i Prezydenta RP. Obecnie pani Mariola Szczepaniak i Barbara Grzebyk walczą o zdrowie mamy. Nam opowiedziały o zaistniałej sytuacji.

Zaginięcie, szpital i brak pomocy

Wszystko zaczęło się 3 sierpnia 2020 r. w Sorrento. Tego dnia pani Helena poszła sprzątać mieszkanie i zaginęła. Brak odzewu i nieodebrane połączenia zaniepokoiły córki. Pani Mariola i Barbara rozpoczęły intensywne poszukiwania. Po dwóch dniach odnalazły mamę w szpitalu. Jak się okazało, to był dopiero początek rodzinnego dramatu. Pani Helena trafiła na oddział po wylewie, jej stan był krytyczny. Ponadto na rękach i nogach zauważono liczne rany przypominające pobicie. Kobieta rzekomo w chwili zdarzenia przebywała w łazience, upadła i uderzyła się w głowę. Lekarze nie chcieli jej operować. Pomocy odmówił także NFZ, ambasada, Ministerstwo Zdrowia, Kancelaria Premiera i Prezydenta RP. Siostry nie poddały się i postanowiły same walczyć o mamę. Dzięki pomocy finansowej rodziny, po blisko trzech miesiącach pobytu w Neapolu, pacjentkę udało się sprowadzić do Polski. Od czasu przyjazdu pani Helena przebywała w ośrodku opieki w Żołyni, jednak niespodziewanie wkradła się do organizmu infekcja, a kobieta trafiła do szpitala.

W jakim stanie jest obecnie pani Helena?

Pani Mariola przyznała, że ze względu na brak możliwości odwiedzin, codziennie wraz z siostrą dzwoni do szpitala, by dowiedzieć się, jak czuje się mama. Jeszcze kilka dni temu lekarz poinformował, że stan zdrowia jest ciężki, lecz stabilny. To dla córek dość dobra wiadomość. Jeszcze niedawno pani Helena przez dwa miesiące była w śpiączce podłączona do respiratora.

- Lekarze od pierwszej chwili nie dawali mamie szans na przeżycie, a ona przeżyła . Wybudziła się ze śpiączki, była z nami w kontakcie – porozumiewała się z nami gestami. Z uwagi na rurkę tracheotomijną nie może mówić głosem – ale daje znaki rękoma, głową. Ja znam mamę, jej miny i reakcję więc wiem, co chce przekazać. Jeśli chodzi o odzyskanie sprawności – lekarze mówią, że po tak rozległym wylewie odzyskanie pełnej sprawności jest niemożliwe – powiedziała pani Mariola.

Gdy tylko pani Helena zbierze siły zostanie przetransportowana do ośrodka rehabilitacji w Tajęcinie, niedaleko ich rodzinnego miasta Rzeszowa. Dyrektor ośrodka przyznał, że w tak ciężkich przypadkach wszystko jest możliwe, a organizm może reagować różnie. Z tego względu dla pani Haliny przewidziana została intensywna rehabilitacja, po 4 godziny dziennie.

- Mama będzie miała też zajęcia z logopedą. On będzie jej usprawniał aparat mowy. Nie wiemy, jak duże destrukcje poczynił ten wylew. Jest duża szansa na to, że mama będzie mówiła pełnymi zdaniami, ale to wymagać będzie czasu– dodała Mariola.

Niestety koszt rehabilitacji jest wysoki, wynosi on 20 tysięcy miesięcznie, dlatego siostry założyły w Internecie zbiórkę i apelują o pomoc.

Potrzebujemy wsparcia finansowego na rehabilitacje mamy. Założyłyśmy zbiórkę pieniędzy na portalu zrzutka.pl. Czeka nas wielomiesięczna rehabilitacja – założyłam, że to będzie 200 tysięcy, ale liczę się z tym, że to będzie więcej

– powiedział Mariola.

Sprawa trafiła do włoskiej prokuratury

Siostry poprosiły włoską prokuraturę, żeby ta wyjaśniła sytuację, co dokładnie wydarzyło się 3 sierpnia? Pani Mariola zdradziła, że na razie nie ma żadnych informacji. Kobiety zatrudniły włoskiego adwokata poleconego przez ambasadę i są z nim w stałym kontakcie. Jak się okazuje, w dokumentach z karetki z Sorrento nie ma informacji, o tym, że pani Helena została zabrana z miejsca pracy.

- Może ktoś ją napadł w drodze do pracy. Słyszałyśmy 10 różnych opinii. Nie mamy pewności, gdzie to się wydarzyło i co się dokładnie wydarzyło. W dokumentach z Neapolu jest jedynie adnotacja, że mama została przewieziona karetką w nieznanych okolicznościach – wyjaśniły siostry.

Na razie prawdę zna tylko pani Helena. Czy siostry rozmawiały z mamą o dniu wypadku?

- Nie próbowałyśmy mamy zapytać, dlatego, że jej stan długo nie pozwalał na kontakt, była w śpiączce, a jak się wybudziła, to nie chciałyśmy jej niepotrzebnie denerwować, stwarzać dodatkowych emocji. Podejrzewam, że dopóki nie dojdzie do siebie w nieco większym stopniu, to nie zapytamy, bo to byłby dodatkowy stres – powiedziała pani Barbara.

Historia pani Heleny. Zobacz wideo.

Nie oglądałeś Dzień Dobry TVN na antenie? Pełne odcinki znajdziesz w serwisie Player.

Zobacz także:

Zasiłek opiekuńczy przedłużony. Komu przysługuje świadczenie?

WHO ostrzega przed koronawirusem na nartach: "Prosimy kraje, by bardzo uważnie przyjrzały się zagrożeniom"

WOŚP na walkę z COVID-19 przeznaczyła 70 mln. zł. Jak będzie wyglądał kolejny finał?

Autor: Nastazja Bloch

podziel się:

Pozostałe wiadomości

Sprawdź więcej modowych inspiracji!
Materiał promocyjny

Sprawdź więcej modowych inspiracji!