Rękawicznik - wymierający zawód. "Nie mam ucznia i nie ma komu przejąć ode mnie pracowni"

Rekawiczki_rep_1
Źródło: Dzień Dobry TVN
Pracownie rękawiczek - miejsca, które znikają z mapy Warszawy
Pracownie rękawiczek - miejsca, które znikają z mapy Warszawy
Książki bez których nie wyobrażam sobie dzieciństwa
Książki bez których nie wyobrażam sobie dzieciństwa
Książki dla dzieci bez tekstu, ale pełne treści
Książki dla dzieci bez tekstu, ale pełne treści
Jan Kasprowicz i historie jego miłości
Jan Kasprowicz i historie jego miłości
Kontrowersje wokół okładki książki "Przepaść" R. Mroza
Kontrowersje wokół okładki książki "Przepaść" R. Mroza
Z miejskich ulic powoli znikają maleńkie pracownie rzemieślnicze, w których można było znaleźć nie tylko wyjątkowe towary, ale przede wszystkim doskonałą jakość i niejednokrotnie wieloletnią tradycję. Obecnie w Warszawie można znaleźć cztery pracownie, w których są szyje się rękawiczki. Wraz z kamerą Dzień Dobry TVN odwiedziliśmy te wyjątkowe miejsca.

Pracownie rzemieślnicze

Przed wojną na planie Warszawy można było odnaleźć ponad 120 punktów, było zamówić rękawiczki szyte przez rzemieślników. Z roku na rok tych miejsc ubywało.

- Moje rękawiczki są kupowane prawie do całej Europy: Francja, Szwecja, Norwegia, z Australii też miałem klientów, czasami kupowali Japończycy - mówi dumny Marian Bąkowski, który od ponad sześćdziesięciu lat prowadzi pracownię, którą przejął po swoim mistrzu. - Zmawiał Fogg, robiłem dla Wiśniewskiego, Marii Czubaszek. Robiłem rękawiczki do filmu "Potop", "Ogniem i mieczem", dla Teatru Polskiego - wylicza.

Pracownie to w większości rodzinne firmy.

- Mamy podział obowiązków - mówi Agata Szweryn, która pracuje razem z mamą. - Mamy podział obowiązków: ja pomagam organizacyjnie, jestem ekspedientką, sprzątaczką, a mama przede wszystkim szyje, a ja pomagam w krojeniu, bo przejęłam to po tacie - dodaje.

Ginąca profesja

Dla wielu rzemieślników praca jest czymś więcej, niż zajęciem, które przynosi dochód.

- Jak nastaną takie warunki, że przestanie to być opłacalne, to zlikwiduje - mówi mistrz rękawicznik Czesław Jamroziński. - Przychodzę tu od rana do wieczora i nie wyobrażam sobie iść gdzie indziej - zaznacza.

Młode pokolenie nie chce wykonywać tej profesji.

- Nie mam ucznia i nie ma komu przejąć ode mnie pracowni - przyznaje Marian Bąkowski. - Syn nie chce w tym zawodzie pracować. Wykształcił się i koniec.

Wciąż są jednak tacy, dla których wizyta w małych, lokalnych sklepikach jest czymś więcej niż wyjściem na zakupy.

- Niektórzy mówią, że się modlą, żeby takie zakładziki jeszcze były - zdradza Anna Serafińska Szweryn. - Żeby było gdzie iść, a nie kupować w tych wielkich centrach. - podsumowuje.

Zobacz także:

podziel się:

Pozostałe wiadomości