"Dlaczego decydujemy się na męczarnię?". Psychodietetyczka apeluje do wszystkich podjadających

Cheat day
Cheat day
Źródło: stock_colors/Getty Images
Wycisk na siłowni, reżim diety, aż w końcu... cheat days, czyli dni, w których jemy bez ograniczeń. Brzmi znajomo? Wielu z nas w drodze po wymarzoną sylwetkę, porzuca swoje postanowienia. Wszystko przez spadek motywacji, kiedy zdarzy się żywieniowa wpadka. Czy należy przekreślać swoje starania przez nieudane podejście do diety? O tym opowiedziała nam psychodietetyczka i autorka bloga "Jem co chcę", Monika Górecka.

Po co nam cheat days?

Oskar Netkowski, dziendobry.tvn.pl: Cheat days. Tak czy nie?

Monika Górecka, psychodietetyczka, jemcochce.pl: Nie.

Dlaczego?

Powinniśmy skupić się na dostosowywaniu jedzenia do siebie, a nie wciskania się w ramy. Wiadomo, że łatwo to powiedzieć. Zbudowanie relacji z jedzeniem wymaga ogromu pracy.

Zdrowa dieta

Źródło: Dzień Dobry TVN
Jedzenie w biegu nam szkodzi
Jedzenie w biegu nam szkodzi
Dieta na wysoki cholesterol
Dieta na wysoki cholesterol
Czas a dieta
Czas a dieta

To od początku. Dlaczego, tak bardzo zbawienne dla niektórych, cheat days nam nie służą?

Cheat days są podstępne. To marketingowy chwyt. Zaczęłam się w ogóle zastanawiać, co to tak naprawdę znaczy. Czym w ogóle jest cheat day? Trzymamy dietę, czy sposób odżywiania i nagle jednego dnia jemy rzeczy, których nie ma w tym jadłospisie. Tu pojawia się niepokój i pytanie, dlaczego tak jest – to, co jemy, jest tym czego nie lubimy? Rzeczy, które chcemy jeść nie są uwzględnione? To z góry zakłada męczarnię. Dlaczego się na nią decydujemy?

Diety od najbardziej popularnych marek czy trenerów, nie uwzględniają często frykasów, jakie zapewnia nam lodówka w środku nocy.

Moje osobiste podejście do diety jest takie, jak moja marka: jem co chcę. To bardzo ludzkie podejście. Rozumiem przez to, że należy skupić się na tym, jak poukładać sobie dietę, żeby dostarczać to, co lubi się jeść. Zastanówmy się, jak to, co lubimy, połączyć z naszą dietą. To może nie być łatwe, kiedy sięgamy po modną dietę – np. keto. Im bardziej my się dopasowujemy do pewnych zasad, tym bardziej będzie nam niewygodnie. A co, gdyby to wszystko odwrócić i jedzenie dopasować do siebie?

Jak? Odkąd tylko pamiętamy, społecznie jesteśmy wciskani w określone kanony, które z góry narzucają ograniczenia.

Pracuję nad tym w gabinecie z klientami. Przytomny dietetyk mógłby pomóc – trzeba sprawdzić przede wszystkim, jak zadbać o kaloryczność, żeby być szczęśliwym jednocześnie. To trochę wyjaśnia, dlaczego nas tak ciągnie do tych cheat days – żyjemy z zakazem wewnętrznym, więc odpala się poczucie winy. Niezaspokojona chętka, czy potrzeba organizmu wówczas narasta i tym bardziej nas do tego ciągnie.

No właśnie - ulegamy tej pokusie, i co? Cały wysiłek w piach?

To bardzo zero jedynkowe myślenie. To pułapka – jak się trzymam na sto procent to okej, ale jak zrobię jedno odstępstwo, to wszystko na nic? To nie psuje całego efektu – błędem jest, że patrzymy na dietę w kategoriach jednego dnia. Dużo łatwiej spojrzeć na dietę w perspektywie miesiąca. Jeśli ktoś liczy kalorie, warto podsumować cały miesiąc – wszystko razem się wyrównuje, jeśli do podjadania podchodzimy z głową i uczciwością do samego siebie.

Zdrowa relacja z jedzeniem - jak ją zbudować?

Możemy sobie sami na tyle zaufać? Nie pozwolimy sobie na zbyt dużo?

Jestem zwolenniczką tego, żeby jeść, tak żebyśmy byli szczęśliwi. Jedzenie jest przyjemnością. To jedna z największych przyjemności, jakie możemy odczuć, bo mamy ciało. Seks, czy dotyk, są takimi samymi przyjemnościami. Powtórzę jeszcze raz: jedzenie jest przyjemnością i to jest okej. Cheat days wychodzą z definicji od tego, że czegoś nie wolno - ale dlaczego nie wolno? Dobra jest umowa samemu ze sobą w celu redukcji, ale jednocześnie zakazy i restrykcje sprawiają, że włącza nam się chętka, ale i poczucie winy. Motywacja leci w dół i kiedy nie potrafimy wygrzebać się z takiego kryzysu, porzucamy całą dietę. Zupełnie niesłusznie.

Jak ratować osiągnięte dotychczas efekty?

Warto mieć plan b. Przytomny sposób jest taki, żeby nastawić się na to, że w życiu nie zawsze będzie idealnie – na przykład za chwilę zaczyna się sezon grillowy. Poza tym, istnieje cała masa różnych zależności. Chociażby fakt, że kobiety mają swoje cykle hormonalne. Bywa różnie. Nie liczmy na to, że zawsze będzie super. Warto przygotować się, że będą momenty, które nie będą super. Zastanówmy się wcześniej – co zrobimy, jak będzie trudniejszy czas? Co słodkiego zjeść i kiedy to zrobić? To rzeczy, które możemy wstępnie zaplanować.

Myślę też o umiejętności życia z tym, że są porażki. Uczmy się na nich – co poszło nie tak? To trochę jak projekt w pracy do zrobienia – co trzeba poprawić? To nastawienie związane z uczeniem się samego siebie. Czego potrzebuje, żeby mi to działało w życiu?

Co najczęściej podjadają pani klientki i klienci?

Słodkie ma pierwszeństwo. Czekolada jest na pierwszy miejscu i potem długo, długo nic. Część osób jest słona i chipsowa. Ale ważniejszy jest moment kiedy tracimy kontrolę nad jedzeniem. Miałam klientkę, która objadała się jogurtem i orzechami. Z jej punktu widzenia to było takie samo objadanie się jak u kogoś, kto zjada 2000 kalorii w czekoladzie i chipsach – czyli brak kontroli nad procesem jedzenia.

Dlaczego w ogóle podjadamy? Co idzie nie tak?

Są 3 główne powody: fizjologiczny, czyli głód, pułapka diet. Organizm się broni, bo chce żyć. W historii człowieka głód od zawsze oznaczał ryzyko śmierci, więc nasze ciało się broni, żeby nie umrzeć. Tłumaczenie, że chodzi o mniejsze jeansy, często przegrywa z mechanizmami ewolucyjnymi, które tworzyły się setki tysięcy lat. Jest w nas zwierzątko, które przejmuje kontrolę i je, bo chce zwyczajnie przeżyć. 

Druga rzecz to czynniki emocjonalne – jak sobie nie radzimy ze stresem, złością, smutkiem, może zaburzonym obecnie poczuciem bezpieczeństwa? Nie mając skutecznych, aktywnych technik na wyrażenie emocji, często idziemy w jedzenie. Jest łatwo dostępne, szybkie, smaczne. Tylko ma skutek uboczny w postaci fałdek. 

Trzecia rzecz to kwestie nawykowe – utrwalanie schematu: Czuję się źle -> zjem sobie coś dobrego -> czuje się lepiej. Z punktu widzenia mózgu: super! Jeśli to powtórzymy wiele razy, to tworzy się nawyk.

Co oprócz figury zyskujemy dzięki zdrowej relacji z jedzeniem?

Klientki określają to jako wolność. A układanie relacji z jedzeniem to dla wielu tęsknota za wolnością od obsesyjnego myślenia o jedzeniu. Czyli takie kolokwialnie nieświrowanie, że jak pójdę na grilla, to zjem dwie kiełbaski. No zjem to zjem, nie przytyję przecież zaraz 3 kilo, a jak pójdę na spacer to "się rozchodzi". I zdrowe relacje z jedzeniem przywracają tą wolność i swobodę. Czyli w skrócie: pozwalają zjeść i zapomnieć.

Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. 

Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.

Zobacz także:

Autor: Oskar Netkowski

Źródło zdjęcia głównego: stock_colors/Getty Images

podziel się:

Pozostałe wiadomości

Serowe arcydzieła na talerzu Andrzeja Polana
Materiał promocyjny

Serowe arcydzieła na talerzu Andrzeja Polana