Reportaże z Ukrainy w czasie wojny
Michał Przedlacki jest wszędzie tam, gdzie mało kto odważyłby się pojechać. Jego misja zaprowadziła go na kolejny wojenny front. Dziennikarz "Superwizjera" będąc w Ukrainie dotarł m.in. do wojskowych posterunków oddalonych o kilometr od rosyjskich pozycji. Rozmawiał zarówno z cywilami, jak i żołnierzami. Swoją pracę udokumentował w formie reportaży, które prezentują prawdę o wojnie i sytuacji Ukraińców.
- Dla dziennikarza, reportażysty, którzy ma za zadanie przekazać konflikt, on powinien być tam, gdzie konflikt dotyka ludzi bezbronnych. (...) W Ukrainie sytuacja jest zupełnie biało-czarna. Mamy do czynienia z agresją hordy pod flagą udającą armię. Bardzo dzielni Ukraińcy stawiają im opór. Tam, gdzie mieszkańcy, cywile, znaleźli się nagle w sytuacji szturmu na ich miasto przez rosyjskich agresorów, to żeby oddać to, z czym ci ludzie się mierzą, to trzeba być przy nich. Co to oznacza dla dziennikarza wojennego? To znaczy, że my powinniśmy być w tym miejscu, w tym czasie, kiedy ludzie muszą decydować, czy uciekać, czy zostać. Kiedy nagle rodzina rozpada się. Jednym z takich bohaterów pokazanych w reportażu jest ojciec, który decyduje się zostać, a mama i jego nastoletni syn decydują się uciekać - powiedział Michał Przedlacki. - Nie znam osoby, którą podejrzewałbym o to, że się nie popłacze w takiej sytuacji. (...) Wszyscy mamy emocje, to jest ojciec, który nie wie, czy jeszcze zobaczy swoją żonę, dziecko - dodał.
Czy Przedlacki obawiał się kiedykolwiek o swoje życie, będąc tak blisko działań wojennych? - Jakaś obawa zawsze jest. Wydaje mi się, że to jest ósma wojna, na której pracuję. Przy czym pracuję tak bardzo blisko i zawsze, mimo całego doświadczenia i wiedzy, jest ten łut szczęścia albo nieszczęścia. Natomiast jeżeli mamy do czynienia z ludźmi, z dziećmi, z mamami, które opiekują się gdzieś w piwnicach swoimi pociechami, które słyszą detonacje bomb i są przestraszone jak małe zwierzątka, to nie wyobrażam sobie, żeby dziennikarz zastanowił się nad swoją sytuacją, a nie przekazał tego, co dzieje się z ludźmi - podkreślił dziennikarz.
Praca dziennikarza, który relacjonuje wojnę
Bohaterowie reportaży Przedlackiego otwierają się przed nim i obdarzają go zaufaniem. Jeden z ukraińskich mężczyzn jechał z dziennikarzem samochodem i zaczął opowiadać swoją historię. - Wojna bardzo szybko skraca dystans, otwiera ludzi. Nie wiemy, co będzie dosłownie za chwilę. (...) On częściowo otworzył się na mnie, bo ja go uprosiłem, żeby mnie zabrał. A potem po prostu zacząłem pytać, jak człowiek - gdzie jedzie, skąd jest i tak ta rozmowa się potoczyła - przyznał dziennikarz.
Ludzie w Ukrainie oczekują od dziennikarzy, że będą tam na miejscu i będą pokazywać prawdę o wojnie, nawet jeśli jest brutalna. - Każdy dziennikarz musi wykorzystać swoje doświadczenie, wiedzę, przygotowanie, by oddać im głos, żeby tę historię przekazać - powiedział Michał Przedlacki.
Nie oglądałeś Dzień Dobry TVN na antenie? Wszystkie odcinki znajdziesz na platformie Player.pl.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Rosyjski zespół baletowy solidaryzuje się z Ukrainą. "Grozi im więzienie"
- Marsz Roberta Korzeniowskiego wyrazem solidarności z Ukrainą. "Pójdziemy razem, tu nie trzeba być sportowcem"
- Rosyjski żołnierz błaga, by syn nie wstąpił do wojska. Ukraińskie służby przechwyciły rozmowę telefoniczną
- 30 lat doświadczenia
- Od 2014 roku z misją w Ukrainie, z biurem pomocowym w Kijowie
- Opiera się na 4 zasadach: humanitaryzmu, bezstronności, neutralności i niezależności
- Regularnie publikuje raporty finansowe ze swoich działań
Autor: Justyna Piąsta
Źródło zdjęcia głównego: Jerzy Dudek/East News