W Norwegii istnieje miasteczko, w którym nie wolno umierać i organizować pochówków. Zakaz wprowadzono na podstawie szokujących badań przeprowadzonych w połowie poprzedniego wieku. Dlaczego podjęto taką decyzję i jak te przepisy są egzekwowane w praktyce? Sprawdź razem z nami.
Dalsza część tekstu poniżej.
Longyearbyen - arktyczne miasteczko w Norwegii
Longyearbyen, czyli "miasto bez śmierci" liczy zaledwie 2 tysiące mieszkańców i mieści się na archipelagu Svalbard w Norwegii. To jeden z najdalej wysuniętych na północ terenów, który jest zamieszkiwany przez ludzi. Panują tam iście ekstremalne warunki klimatyczne. Noc arktyczna trwa kilka miesięcy, a temperatury zimą sięgają nawet -45 stopni Celsjusza.
Osadnicy z Longyearbyen żyją, dostosowując się całkowicie do zasad, które dyktuje im natura. Ogromnym plusem egzystowania tam jest niespotykana w innych zakątkach świata czystość powietrza, dzięki której można dostrzec obiekty oddalone nawet o 150 kilometrów. Największym zagrożeniem są natomiast niedźwiedzie polarne, których populacja liczy więcej osobników niż obywateli. Z uwagi na to mieszkańcy muszą przestrzegać nietypowych zakazów - np. takich jak zakaz opuszczania miasta bez broni lub zakaz przekraczania dozwolonego limitu spożycia alkoholu. Każdy pełnoletni człowiek ma bowiem wyznaczoną na miesiąc maksymalną ilość mocniejszych trunków, które może wypić.
Zakaz umierania w Longyearbyen
W Longyearbyen obowiązuje jeszcze jeden zakaz, który może wydawać się nierealny do egzekwowania, jednak ma podłoże naukowe i został wprowadzony dla dobra mieszkańców. Mowa o tzw. zakazie umierania, a dokładniej o zakazie pochówku, który funkcjonuje tam od 1950 roku.
To właśnie w połowie XX wieku badacze odkryli, że ze względu na panujące w mieście bardzo niskie temperatury ziemia, w której chowani byli dotąd zmarli, niemal ciągle jest zamarznięta. Ciała nie ulegają więc naturalnym procesom rozkładu, a wirusy, które przyczyniły się do śmierci przodków (chociażby podczas szalejącej w 1918 roku grypy hiszpanki), są nadal aktywne w zamrożonych zwłokach.
Wyniki wykonanych wówczas badań wywołały niemałą panikę. Istnieje bowiem zagrożenie, że ewentualne topnienie spowodowane zmianami klimatu doprowadziłoby do uwolnienia aktywnych patogenów i tym samym mogłoby wznowić epidemię niebezpieczną dla współczesnych mieszkańców miasta.
Od 1950 roku w Longyearbyen nie zorganizowano więc żadnego pogrzebu. Lokalny cmentarz został zamknięty, a osoby w stanie agonalnym są transportowane na ostatnie dni życia do Norwegii kontynentalnej. Jeśli w miasteczku dojdzie natomiast do nagłej, niespodziewanej śmierci, ciało jest natychmiast wywożone.
Zobacz także:
- Mieszkają z maleńkim dzieckiem za kołem podbiegunowym. "Życie na Północy jest wyzwaniem"
- 29-latka płaci największe podatki w kraju. Kim jest i czym się zajmuje?
- Polska podróżniczka przemierzyła Norwegię konno. W wyprawie towarzyszył jej także pies
Autor: Berenika Olesińska
Źródło: businessday.ng
Źródło zdjęcia głównego: REDA/Getty Images