Ewa Chwałko – pierwsza Polka, która samotnie przeszła Łuk Karpat. "Zdarzały się sytuacje, że spałam w śniegu"

Ewa Chwałko
Pierwsza Polka, która samotnie przeszła Łuk Karpat
Źródło: Dzień Dobry TVN
Ewa Chwałko jest pierwszą kobietą w Polsce i drugą na świecie, która samotnie przeszła Łuk Karpat. Jej wyprawa trwała 84 dni podczas których pokonała 2,5 tys. km. Aby osiągnąć swój cel, musiała nie tylko walczyć ze zmęczeniem czy warunkami pogodowymi, ale także stanąć oko w oko z niedźwiedziem. O przygotowaniach do wyprawy i przygodach, które ją spotkały opowiedziała w Dzień Dobry TVN.

Ewa Chwałko – jak się przygotowywała do wyprawy?

Ewa Chwałko jest doktorem nauk humanistycznych i pasjonatką gór. Jej marzeniem była samotna wyprawa Łukiem Karpat. Zanim jednak te plany mogły się zrealizować minęły 3 lata. Dokładnie tyle czasu trwały przygotowania, dzięki którym można było nie tylko znaleźć odpowiednią trasę, ale także zdobyć niezbędną wiedzę.

– Takiej trasy nie robi się spontanicznie, przynajmniej ja sobie tego nie wyobrażam. Przygotowywałam się do tego solidnie, zwłaszcza jeśli chodzi o zaplanowanie jej. Ta trasa nie istnieje jako jeden szlak, tak że można sobie wyjść i cały czas trzymać się jednej drogi. Trzeba ją zaplanować i przyjrzeć się wszystkim mapom, pasmom górskim i ja to rzeczywiście robiłam – mówiła Ewa Chwałko.

Trasa którą wybrała liczyła aż 2367 km i prowadziła przez Rumunię, Ukrainę, Polskę i Słowację. Szlak wiódł głównie przez szczyty gór.

- Każdy podróżnik, który wybiera się na Łuk Karpat sam od początku do końca musi zaplanować trasę. Karpaty przechodzą przez kilka państw, głównie przez Słowację, Czechy, Polskę, Ukrainę. Najbardziej znacząca i najtrudniejsza część Karpat znajduje się w Rumunii, tam jest aż prawie 48 proc. całych Karpat – wyjaśniła.

Jak wyglądała samotna podróż Łukiem Karpat?

Dr Ewa Chwałko swoją wyprawę zaczynała w Orszowej. – To niewielkie miasto portowe nad Dunajem, znajduje się na granicy Rumunii i Serbii, po stronie rumuńskiej i stamtąd ruszyłam do góry – mówiła.

Jej noclegi zależały od etapów trasy.

- Na Ukrainie codziennie, oprócz jednej nocy, spałam pod namiotem. W Rumunii udawało mi się spać albo w chatach pasterskich u pasterzy, w samotnych, opuszczonych chatach albo w schronach specjalnie przeznaczonych dla turystów, aby mogli się czuć bezpiecznie – wyjaśnił nasz gość.

W swoją samotną podróż Łukiem Karpat Ewa Chwałko wyruszyła 4 czerwca. Wybór daty nie był przypadkowy.

- Chciałam iść głównie w czerwcu, kiedy mamy najdłuższe dni, to był mój priorytet, żebym nie musiała się śpieszyć i żebym miała jak najdłużej jasno. Tymczasem okazało się, że nie był to najbardziej trafiony termin, ponieważ w najwyższych górach rumuńskich była głęboka zima. Zdarzały się sytuację, że spałam w śniegu. Byłam przygotowana na to fizycznie i mentalnie, ale nie spodziewałam się, że tego śniegu będzie aż tyle – mówiła Ewa Chwałko.

Spotkanie oko w oko z niedźwiedziem

Podczas samotnej wędrówki utrudnieniem była nie tylko pogoda, ale także dzikie zwierzęta. – W górach rumuńskich mieszka około 6,5 tysiąca niedźwiedzi. Na Ukrainie ponoć około 300, w Polsce między 90-110, a na Słowacji około 1300-1600 niedźwiedzi. Te liczby się wahają dlatego, że niedźwiedzie są transgraniczne, wędrują i mogą być policzone kilka razy w różnych państwach.

Ewa Chwałko była przygotowana na spotkanie z niedźwiedziem. Co więcej, była niemal pewna, że prędzej czy później ono nastąpi.

- Poczytałam o niedźwiedziach, porozmawiałam o nich z ludźmi, którzy zajmują się tym zawodowo albo spotkali niedźwiedzie. I ja rzeczywiście milion razy przeżyłam to spotkanie w myślach, w wyobraźni. I wiedziałam, że muszę zachować absolutny spokój. Takie spotkania były trzy. Pierwszy raz to było pierwszego dnia, kiedy wystartowałam w Rumunii. Zobaczyłam wielki ślad i świeże odpady niedźwiedzie na ścieżce. Obok na zboczu niedźwiedź zaryczał. Tego nie da się z niczym pomylić. Ja zastukałam wtedy kijkami, żeby dać mu znać że idzie człowiek i ruszyłam dalej – mówiła Ewa.

Później jeszcze dwukrotnie Ewa Chwałko spotkała niedźwiedzia oko w oko.

- To drugie spotkanie nie było takie straszne, ponieważ byłam w towarzystwie trzech górołazów, których spotkałam. To było w Rumunii, kiedy schodziliśmy w dolinie, niedźwiedź wyszedł. Panowie stanęli obok siebie, zaczęli gwizdać i on się wycofał w zarośla. Ale w górach Maramuresz stanęliśmy oko w oko. Niedźwiedź był 30 metrów ode mnie. On stał, ja stałam i między nami panował niewzruszony spokój – powiedziała.

Zarówno zdjęcia, jak i cały materiał, który udało się zgromadzić w trakcie wyprawy znajdą się w książce, którą Ewa Chwałko przygotowuje. Tam też będzie można poznać więcej szczegółów związanych z samotną wędrówką, których w trakcie 84 dni nie brakowało.

Zobacz także:

podziel się:

Pozostałe wiadomości