Według informacji napływających z Centralnej Komisji Egzaminacyjnej wymagania wobec maturzystów, którzy będą podchodzić do egzaminu dojrzałości w 2025 roku, nieco wzrosną. Związane jest to m.in. z zakończeniem okresu ochronnego, w którym obowiązywały ułatwienia wprowadzone jakiś czas temu ze względu na realizowaną w trakcie pandemii naukę zdalną.
Matura 2025. Jakie zmiany wejdą w życie?
Największe modyfikacje egzaminacyjne mają dotyczyć pisemnej matury z języka polskiego na poziomie rozszerzonym. Do tej pory zadaniem przystępujących do niej uczniów było napisanie rozprawki na jeden z dwóch podanych tematów. Od 2025 roku arkusz zostanie rozbudowany - znajdzie się w nim również test. Egzamin ma trwać 210 minut.
Sprawdza: (a) umiejętność czytania tekstów literackich i nieliterackich, ich analizowania i syntetyzowania w kontekście historyczno- lub teoretycznoliterackim oraz kulturowym, a także (b) tworzenia wypowiedzi argumentacyjnej (wypracowanie)
Matura w 2025 roku ma być przeprowadzana w dwóch formułach: 2015 i 2023. Co istotne, zadania, które pojawią się w arkuszach, zostaną skonstruowane w oparciu o pełen zakres podstawy programowej, a nie tak jak dotychczas - wymagania egzaminacyjne, które były obniżone ze względu na naukę zdalną podczas pandemii. Do tych zmian muszą przygotować się również osoby, które będą przystępować do matury ponownie, po nieudanej tegorocznej próbie.
Dalsza część tekstu poniżej.
Sztuczna inteligencja w edukacji - zagrożenie czy zbawienie? Wywiad z Jowitą Michalską
Berenika Olesińska, redaktorka dziendobry.tvn.pl: Przyszłoroczne egzaminy maturalne mają wyglądać inaczej niż dotychczas. Niektórzy eksperci wskazują, że wprowadzane zmiany mogą sprawić trudność wkraczającym w dorosłość uczniom. Czy to dobry prognostyk?
Jowita Michalska, ekspertka w zakresie nowych technologii i kompetencji przyszłości, założycielka Digital University, autorka książki "Szkoła w czasach AI": Uważam, że to nie jest właściwy kierunek dla przyszłości edukacji, żeby czynić egzaminy trudniejszymi. Patrząc na różne przykłady ze świata, widzimy tendencję, aby dzieci zdawały egzaminy z myślenia. Chodzi o myślenie krytyczne i analityczne, umiejętność łączenia faktów i różnych obszarów naukowych w celu rozwiązywania problemów, bo to im się w życiu przyda. To są kompetencje przyszłości.
Zamiast czynić egzamin maturalny trudniejszym, można by było na przykład dać uczniom ciekawe, kompleksowe zadanie, które rozwiążą przy użyciu podręczników i Internetu, tak jak to robią w wielu krajach skandynawskich. Tam egzamin jest po to, by zobaczyć, czy ta młoda osoba potrafi sprostać skomplikowanym wyzwaniom. Bo to są obszary, w których sztuczna inteligencja nie zastąpi nas zbyt szybko.
W Polsce mamy edukację bardzo szeroką, ale też na tym podstawowym poziomie dość głęboko wchodzącą w tematy, a wiele światowych trendów mówi o czymś innym. Warto wychowywać generalistów, czyli osoby, które szeroko rozumieją rzeczywistość, ponieważ jest ona coraz bardziej skomplikowana, a my coraz mocniej tworzymy globalną ekonomię. Natomiast niekoniecznie trzeba tak dogłębnie poznawać każde zagadnienie i wymagać, by uczniowie specjalizowali się już w szkole średniej.
Ideą mądrej edukacji jest to, żeby pokazać dzieciom różne drogi, które mogą wziąć pod uwagę, decydując o swojej przyszłości zawodowej. By młode osoby wybierały spośród wielu możliwości, a nie już na tym etapie się zawężały. Proszę spojrzeć na swoje dzieciństwo. Jaki procent dzieci w szkole podstawowej czy średniej wiedział, co chce dokładnie robić, a następnie w dorosłym życiu to zrobił? Ja miałam w szkole podstawowej jednego takiego kolegę, który chciał zostać lekarzem i dziś nim jest. I w szkole średniej też jednego kolegę, który chciał zostać biznesmenem, i nim został. Reszta nie wiedziała, co chce robić. Dlatego szkoła powinna być ekosystemem otwartym, czyli korespondującym ze światem zewnętrznym, zapraszającym na przykład biznes na spotkania albo do współpracy, żeby ci młodzi ludzie już na etapie szkoły średniej i matury rozumieli, z jakim rynkiem pracy będą mieli do czynienia.
A czy przypadkiem to opóźnione specjalizowanie się uczniów w danych dziedzinach nie miało miejsca już w przeszłości, kiedy obowiązywały egzaminy na uczelnie? W obecnych czasach w większości przypadków w Polsce liczą się wyłącznie wyniki matur. Co zgodnie ze światowymi trendami powinno być więc brane pod uwagę w trakcie prowadzonych w szkołach wyższych procesów rekrutacyjnych?
Popularność zdobywają załączane do aplikacji listy, w których młody człowiek przedstawia, kim jest. Najlepsze na świecie uczelnie chcą mieć pewien określony typ ludzi u siebie i pragną taką osobę poznać, zanim ją przyjmą.
W ogóle ocenianie nie jest dobrym sposobem na rozpoznanie talentów. Zwłaszcza dzisiaj, gdy mamy sporo uczniów z różnymi orzeczeniami. Czasami ta różnorodność u dzieci polega na tym, że jeden schemat im nie pasuje. I dopóki edukacja nie będzie bardziej zindywidualizowana, spersonalizowana, to dzieci, które są niezwykle utalentowane, ale system, w który są wtłoczone, nie do końca odpowiada im preferencjom, nie wykażą się w ocenach. A to często dzieje się w przypadku naprawdę wybitnych jednostek, geniuszy, bo oni nierzadko mają trudności ze zgłaszaniem się na lekcji czy z budowaniem relacji z pozostałymi uczniami i nauczycielami. Coraz więcej takich utalentowanych dzieci będziemy wytracać, jeżeli ten system będzie oparty o oceny, i jeżeli ta ocena czy procent, otrzymany z jakiegoś egzaminu, będzie za nimi dalej szedł.
Wczoraj nawet rozmawiałam o tym z moją córką, która w tym roku zdawała egzaminy ósmoklasisty. Powiedziała mi: "Mamo, wylosowałam miejsce z przodu na matematyce i bardzo mi było trudno się skupić, bo ja źle się czuję, jeśli ktoś jest tak bardzo blisko mnie i na mnie patrzy, a tam akurat siedziała komisja. Jak na innym egzaminie siedziałam trochę z boku, trzy razy łatwiej było mi się skupić". Takie rzeczy wpływają na wynik egzaminu.
My, jako społeczeństwo, już powoli zdajemy sobie sprawę, że wyniki matur czy wszelkich innych egzaminów szkolnych mogą być niewymierne ze względu na wszystkie okoliczności i rozpraszacze, o których Pani wspomina. Ale co mamy z tą wiedzą zrobić? Jak wprowadzić do edukacji ten omawiany indywidualizm i spersonalizowane podejście do ucznia, skoro rocznie do matury przystępuje ponad ćwierć miliona młodych osób?
Dokładnie to wnosi technologia. Sztuczna inteligencja, mądrze inkorporowana do edukacji, może przynieść szereg korzyści. My dzisiaj trochę się jej boimy, słusznie zresztą, bo jest ona na bardzo wczesnym etapie rozwoju. Jeszcze nie mamy dobrze rozwiązanych różnych problemów np. dotyczących praw autorskich i bezpieczeństwa dzieci. Technologię widzimy głównie poprzez smartfony i social media, czyli coś, co odrywa dzieci od edukacji, ale dzisiejsza technologia ma przede wszystkim możliwości analityczne i może pomagać nam w analizowaniu.
Częścią edukacji w krajach takich jak Singapur czy Chiny jest nauczanie oparte na analityce danych, dzięki czemu można dużo lepiej zrozumieć, jak uczy się konkretny uczeń czy uczennica. Sztuczna inteligencja pomaga wtedy w układaniu sposobu i formy przyswajania programu przez dziecko. Nie wspominam już o podstawowych kwestiach, takich jak to, czy dziecko lepiej przyswaja wiedzę, gdy słucha, ogląda czy czyta, oraz czy powinno czerpać wiedzę przez kilka godzin ciągiem, czy raczej systematycznie, ale w krótszych sesjach.
Bardzo dużo mówi o tym Sal Khan. To jeden z najważniejszych edukatorów na świecie, założyciel Khan Academy - największej darmowej platformy edukacyjnej dla dzieci. Tam od końca 2022 roku, czyli od momentu pojawienia się w przestrzeni codziennej ChatuGPT, testowane jest za pomocą sztucznej inteligencji indywidualne podejście do ucznia. Każde dziecko, oprócz tego, że współpracuje z nauczycielami, posiada także własnego tutora AI, który się tego dziecka i jego sposobu przyswajania wiedzy uczy.
Ale wróćmy do Polski i przyziemnych przykładów, gdzie na podstawie wyników matur czy egzaminów ósmoklasisty po pandemii widzimy, których uczniów – a ściślej: rodziców - było stać na korepetycje, a których nie. Nie możemy pozwolić, żeby dzieci całą ścieżkę życia miały potem skrzywioną przez ten element finansowy, a sztuczna inteligencja to trochę demokratyzuje. Można ją zaaplikować do codziennego systemu edukacji i w ten sposób dawać dzieciom tak zwane indywidualne, darmowe korepetycje z AI, które nie muszą być przez rodzica dodatkowo opłacane.
Porusza Pani bardzo intrygujący temat i przedstawia go w innym, mniej znanym szerszemu gronu odbiorców świetle. Większość rodziców zapewne do tej pory uważała, że ChatGPT będzie zmorą przyszłych czasów i negatywnie wpłynie na pracowitość oraz samodzielność dzieci korzystających z niego chociażby w trakcie odrabiania prac domowych. A tutaj jednak możemy doszukać się pozytywnej influencji sztucznej inteligencji na rozwój.
Przede wszystkim musimy zaakceptować, że świat zewnętrzny się zmienił, dlatego zmienić powinien się również system edukacji. Jak możemy zabronić korzystania ze sztucznej inteligencji w szkole, w której teoretycznie przygotowujemy dzieci do wejścia na rynek pracy, skoro ta technologia na rynku pracy jest już na porządku dziennym?
Możemy sprzeciwić się siedzeniu w telefonach i w social mediach. Możemy krytykować to, że każde dziecko na przerwie podpiera ścianę i patrzy wyłącznie w swój smartfon. To zjawisko jest niepokojące, ale korzystanie z narzędzi technologicznych podczas lekcji - już nie.
Być może nie sztuczna inteligencja jest zła, tylko zadawane prace domowe mają niewłaściwą formę. Jeżeli nasze dzieci będą jako dorośli ludzie pracowali ze sztuczną inteligencją, a będą, bo już dzisiaj z nią pracujemy, to dlaczego nie powiedzieć im: "W ramach zadania domowego przygotujcie wypracowanie z użyciem modelu językowego. Napiszcie, jakich promptów używaliście. Zastosujcie je i zobaczymy, kto jakie wypracowanie przyniesie". I teraz - wypracowanie przygotowane ze sztuczną inteligencją może być średnie, może być doskonałe i może być bardzo złe, w zależności od tego, jak dziecko zapyta, o co zapyta, czy uruchomi np. dwa modele językowe i zapyta obu, i zrobi z tego średnią. I to, czego musimy uczyć w szkole, to jest to, że treść "wypluta" przez ChatGPT nie jest wystarczająca, że nad tym trzeba popracować, że to trzeba rozwinąć. Nadal kreatywność ludzka jest na poziomie znakomicie wyższym niż to, co oferuje technologia.
O wdrażaniu sztucznej inteligencji do edukacji rozpisała się Pani m.in. w wydanej niedawno książce "Szkoła w czasach AI. Jak przygotować dzieci na wyzwanie jutra". Rozumiem, że w dobie stale rozwijającej się technologii, jest to pozycja obowiązkowa zarówno dla nauczycieli, urzędników, ministrów, jak i rodziców?
Absolutnie. To jest książka, którą pisałam jako ekspertka od edukacji i jako rodzic. Zdecydowałam się napisać ją w tym roku, ponieważ moja córka kończyła pewien etap edukacji w swoim życiu i miała w niedalekiej przyszłości zacząć nowy. Jako mama chciałam sobie odpowiedzieć na pytanie, jaką ja pragnę widzieć przyszłość edukacyjną dla mojej córki, jak mogę jej pomóc np. w wyborze szkoły.
Moja książka jest także skierowana do rodziców, ponieważ to właśnie oni powinni być doradcami dla swoich dzieci, a niestety, w dużej mierze patrzą na obecne czasy przez pryzmat swojej młodości, kiedy rzeczywistość i rynek pracy były zupełnie inne. Często słyszę od rodziców, z którymi rozmawiam: "Ok, wybieramy to liceum, bo tam cisną z matematyki". To jest bez sensu, bo gdy otworzymy sobie raport Światowego Forum Ekonomicznego, który jest najważniejszym w tej chwili raportem o przyszłości rynku pracy, to zobaczymy wykres, na którym zaznaczono, jakie kompetencje będą na tym rynku do 2027 roku rosły w siłę. Z 10 kompetencji kluczowych, 7 to kompetencje miękkie, a nie twarde. Ja nie mówię, żeby się nie uczyć matematyki, ale mówię, by nie patrzeć na świat wyłącznie przez pryzmat matematyki, bo wówczas wyślemy na rynek pracy dzieci nieprzygotowane i to powinien każdy rodzic zrozumieć.
"Szkoła w czasach AI" to też książka dla młodych dorosłych, maturzystów i nastolatków. Oni również chcą zrozumieć ten świat przyszłości, a badania pokazują, że na razie nie rozumieją. Grubo ponad połowa ankietowanych studentów pytanych o to, w jakim kierunku się kształcą, wskazywała zawody, które (jak już wiemy) w dużej mierze zostaną zautomatyzowane. Więc jaką oni mają wiedzę na temat tego świata? Żadną. A jednak na poziomie szkoły średniej czy uczelni już ta wiedza powinna być imitowana.
A z perspektywy mamy nastolatki optuje Pani bardziej za szkolnictwem państwowym czy prywatnym? Które placówki brałaby Pani pod uwagę, podejmując decyzję o dalszych etapach edukacji córki?
W ogóle nie rozdzielałabym na państwowe i prywatne, bo ten rozdział nic nie daje. Trzeba znaleźć szkołę, która jest nieprzemocowa, która niekoniecznie jest najlepsza w rankingu. Wręcz odradzam, by iść do najlepszej w rankingu, dlatego że szkoły, które są bardzo wysoko w rankingach, kładą nieprawdopodobnie wysoką presję na dzieci. Co więcej, często ograniczają liczbę wyborów dodatkowych zajęć, bo chcą, żeby dzieci skupiły się na tym, co będzie na maturze, żeby ta matura była jak najlepiej napisana. W rezultacie szkoła ma interes nie w uczniach, a w swoim rankingu.
Kiedy wybierałyśmy szkołę z moją córką, nie ograniczałyśmy się tylko do szukania informacji o samej szkole. Spotykałyśmy się z tamtejszą społecznością. Nie tylko ja rozmawiałam np. z dyrektorem/dyrektorką, tylko moja córka także chciała się spotkać z dziećmi, które chodzą do tej szkoły, żeby zobaczyć, na ile te dzieci są podobne w myśleniu do niej i na ile są zadowolone. Zrobiłyśmy taki eksperyment, że pojechałyśmy pod kilka szkół, które nam się podobały, rano i po południu, by zobaczyć, jakie dzieci wchodzą do tej szkoły i jakie wychodzą - czy smutne, samotne, czy może uśmiechnięte i w grupkach. To też bardzo dużo mówi o szkole: czy w tej szkole są więzi, czy ta szkoła dba o to, żeby dzieci budowały relacje, czy zwraca na to uwagę.
Ja patrzę na szkołę również pod kątem bezpieczeństwa, np. w kontekście narkotyków. Zastanawiam się, czy ta szkoła wie, co się dzieje w jej murach, czy dyrektor i nauczyciele są świadomi sytuacji, kto zarządza tą szkołą i jakie ma podejście. Sprawdzam, czy ta szkoła ma np. swoją filozofię, która jest spójna ze mną i moim dzieckiem.
Eksperyment polegający na choć minimalnym zweryfikowaniu ogólnego stanu psychicznego uczniów danej placówki edukacyjnej będzie zapewne bardzo dużą inspiracją dla wielu rodziców. A przechodząc od ogółu do szczegółu, chciałabym jeszcze poruszyć temat alternatywnego modelu nauczania, o którym można przeczytać w Pani książce. Nazywany jest on modelem odwróconej klasy. Na czym polega i co możemy rozumieć przez ten termin?
To jest taki model, który stosuje się na przykład na Harvardzie i na wielu uczelniach na świecie. Polega on na tym, że dziecko czy młody człowiek przygotowuje się do zajęć w domu, a na poziomie szkoły, klasy, bycia z innymi uczniami i nauczycielem dyskutuje na ten temat i rozwiązuje spójne z nim zadania. Prościej mówiąc - szkoła nie jest wówczas miejscem, w którym nauczyciel przedstawia temat, a uczniowie z automatu zapisują w zeszycie definicje, notatki i to, co przekazuje pedagog. To model odwrotny. Dziecko uczy się samodzielności i samodyscypliny, korzystania z różnych dostępnych źródeł, skupienia, odsiewania informacji prawdziwych od fake newsów, więc buduje sobie niejako wiedzę na dany temat w domu, a następnie przychodzi do szkoły i zderza swój punkt widzenia na ten temat z kolegami oraz z nauczycielem.
Nauczyciel wcale nie musi pełnić funkcji przekazywania wiedzy. Powiem nawet więcej - ta funkcja będzie malała, a ci, którzy tego nie zrozumieją, nie będą się nadawali na stanowisko pedagogów.
Malejący zakres funkcji, zautomatyzowane zawody - tak przedstawia się wizja przyszłości. Czy możemy jeszcze na koniec wymienić branże, w których sztuczna inteligencja zastąpi niebawem człowieka?
Tak, możemy zacząć je wymieniać, ale to jest coś, co stale się zmienia. Bo czym jest praca indywidualnej osoby? Jest pewnym zestawem działań i zadań. Część zadań z tego zestawu można już zautomatyzować, a praktycznie większość zawodów ma jakiś potencjał choćby do kawałka automatyzacji. U jednych osób to będzie 10% tego, co robią na co dzień, u niektórych to może być do 50% i to oczywiście też będzie się zmieniało, bo sztuczna inteligencja bardzo szybko się rozwija. I co w takim wypadku zrobimy? Będziemy przechodzić do innych zadań. Czyli w momencie, kiedy w pracy 40% zadań uzupełni technologia, to np. osoby pracujące na stanowiskach liderskich powinny wtedy zacząć więcej czasu spędzać na myśleniu strategicznym, nad pracą kreatywną, na inspirowaniu się zewnętrznym rynkiem i analizowaniu dalszej konkurencji.
Tych zawodów, które mogą zniknąć, jest wiele. Spójrzmy np. dzisiaj na ekspedientki w sklepie. Widzimy, że w większości sklepów mamy już jakąś formę kas automatycznych. I oczywiście wiele osób mówi: "Ja wolę porozmawiać z człowiekiem", ale badania pokazują, że większość klientów woli jednak pójść do kasy automatycznej. Te pokolenia, które wychowały się bądź wychowują na technologii, szybciej i chętniej udadzą się do kasy samoobsługowej, więc relatywnie tych kasjerów będzie coraz mniej.
Przyglądamy się też rozwojowi robotów humanoidalnych. One są już nie tylko niezwykle zręczne i sprawne, ale też dzięki dużym modelom językowym i ChatowiGPT - inteligentne. Można więc przypuszczać, że magazynierzy bądź ludzie pracujący na ochronie zostaną w niedalekim czasie zastąpieni przez maszyny. Ochroniarze zostaną zastąpieni przez czujniki i kamery, i dużą analitykę danych przy wsparciu modeli sztucznej inteligencji. A później np. bileterzy.
Cały handel w dużej mierze przechodzi też z formy stacjonarnej do online'u i tam już człowiek nie jest do końca potrzebny. Podstawowe działania w bankowości, księgowości - to wszystko powoli zaczyna robić technologia. Często mówi się: "No, jasne, chcę zobaczyć jak sztuczna inteligencja zastąpi księgową i na przykład będzie rozmawiała z ZUS-em". Nie, w tych obszarach AI człowieka nie zastąpi, ale jeśli patrzymy na zaawansowanie sztucznej inteligencji dzisiaj, to nie wiemy nadal jak to zaawansowanie będzie wyglądało za dwa lata, bo w ostatnim czasie rozwinęło się w sposób nieprawdopodobnie szybki.
Obecnie obowiązkiem każdego młodego człowieka, każdego pracownika i rodzica, który pomaga dziecku przygotować się do świata przyszłości, jest obserwowanie rynku i przyglądanie się temu, jak ta automatyzacja postępuje. Jest już na ten temat mnóstwo książek, artykułów i dobrych podcastów, więc polecam zaznajomienie się z problematyką.
Ustalmy więc clou naszej rozmowy - skostniały, niezmieniany od wieków system szkolnictwa w Polsce nijak pasuje do rozwijającej się w ekspresowym tempie technologii, a w dzieciach i młodych dorosłych powinniśmy kształtować przede wszystkim kompetencje miękkie. Zgadza się? Dziękuję za przekazanie merytorycznej wiedzy.
Dokładnie. System edukacji musi być otwarty. Musi być ekosystemem, a nie systemem. Dziękuję.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Rewolucyjna zmiana w szkołach. Takie legitymacje odchodzą do lamusa
- Od 25 lat cała Polska czyta dzieciom. Dlaczego książki są tak ważne w rozwoju malucha?
- Innowacyjna metoda pracy z uczniami wchodzi do szkół. "Zaczynamy budować relacje, a nie racje"
- Zdał 8 matur na 100 proc. Jak mu się to udało? "Do geniuszu mi daleko"
Autor: Berenika Olesińska
Źródło zdjęcia głównego: Chinnapong/Getty Images