Paweł Jaskulski: Punktem wyjścia do rozmowy jest teledysk do Twojego najnowszego singla „F Major”, który zapowiada nowy album pt. „Home”. To jeden z najbardziej poruszających teledysków, które widziałem w ostatnich miesiącach. Zdradzisz szczegóły, jak doszło do współpracy z Neelsem Castillonem, który jest reżyserem klipu?
Hania Rani: Neelsa poznałam w zasadzie przez internet. Napisał do mnie, rok temu po wydaniu „Esji”, że moja muzyka bardzo go poruszyła. Na tyle, że chciałby stworzyć dla mnie teledysk. W maju grałam w Paryżu, spotkaliśmy się, zaczęliśmy rozmawiać. Reżyser pokazał mi swoje wcześniejsze realizacje, byłam nimi szczerze zachwycona. Takim sposobem zaczęliśmy planować powoli możliwość współpracy.
Od lat marzyłam o tanecznej interpretacji mojej muzyki, którą sama odczuwam bardzo sensualnie, ruchowo
Czy taniec w teledysku był inwencją artystów? Czy był to zamysł reżysera, jego interpretacja Twojej muzyki?
Reżysera. Neels od początku swojej reżyserskiej kariery, wcześniej pracował jako fotograf, chętnie współpracuje z tancerzami, którzy w wielu przypadkach są też jego bliskimi przyjaciółmi. Paryż, gdzie mieszka i pracuje, to europejska stolica tańca, która przyciąga wiele talentów i ciekawych, artystycznych osobowości. Taki grunt sprzyja podejmowaniu tańca w temacie sztuki filmowej. Również w moim przypadku, od początku rozmawialiśmy o tańcu. Bardzo spodobał mi się ten pomysł, od lat marzyłam o tanecznej interpretacji mojej muzyki, którą sama odczuwam bardzo sensualnie, ruchowo.
„F Major” kręcony był w Twoim „drugim domu”, na Islandii. Znałaś to miejsce wcześniej?
Nie. Plaża, na której został nakręcony teledysk to najbardziej odległe miejsce, w jakim byłam na Islandii dotychczas, jej południowo - wschodnia cześć. Miejsce pomógł nam wybrać islandzki producent, z którym pracowaliśmy na miejscu.
Zobacz także: Hania Rani. Kim jest polska pianistka, którą podziwia świat?
Cały wideoklip to jedno ujęcie. Czy rzeczywiście tak było? Musiało być to nie lada wyzwanie bo pogoda na Islandii nie rozpieszcza…
Tak. Wbrew pozorom to była jedyna możliwość. Temperatura była trudna do zniesienia - 7 stopni poniżej zera i silny wiatr. Nakręciliśmy 4 przejścia, a o kolejnym dublu nie było mowy, ponieważ warunki naprawdę dawały w kość.
Nie planowaliśmy teledysku nakręconego mastershotem, to był szczęśliwy przypadek. Myślę, że wielka mądrość reżysera polega też na obserwacji warunków z jakimi musi się mierzyć. Zdjęcia mieliśmy zaplanowane na 3 dni. Jednak tylko jedno popołudnie było pogodne i słoneczne. Następnego dnia, skąpana w słońcu plaża, została w całości pokryta śniegiem. Ledwo udało mi się poznać to miejsce :)
Jedną z najbardziej poruszających filmowych scen jest dla mnie ta z filmu „Fortepian” w reżyserii Jane Campion. Ada McGrath (w tej roli Holly Hunter) gra w niej na plaży na swoim ukochanym instrumencie, a filmowa córka (Anna Paquin) tańczy do tych dźwięków. Od razu skojarzyłem ten emocjonalny majstersztyk z „F Major”. Czy to była w jakimś stopniu inspiracja? Widziałaś ten film?
Widziałam i pamiętam, że wywarł na mnie duże wrażenie, szczególnie ze względu na soundtrack. Jednak nie jestem pewna czy reżyser inspirował się tym filmem. Dużo bardziej te sceny były w naszych głowach, kiedy kręciliśmy teledysk w Atenach do mojego pierwszego singla „Leaving” z nadchodzącej płyty razem z Mateuszem Miszczyńskim i Kubą Stoszkiem.
Jedną z głównych inspiracji były utopijne kadry z filmu Blade Runner oraz abstrakcyjna fotografia konceptualna z Japonii.
Plakat promujący teledysk do utworu "F Major"
Woda, morze i Twoja muzyka muszą mieć jakiś wspólny mianownik. Świadczą o tym dwa ostatnie teledyski, wyżej wymieniony „F Major” i wcześniejszy „Leaving”, w którym grając „topisz” pianino…
Tak, być może to kwestia tego, że pochodzę z Gdańska?
Choć nie był to jakiś nadrzędny cel - aby ukazać wodę czy morze - to jednak zgodzę się, że istnieje jakieś połączenie pomiędzy nimi a moimi kompozycjami. Kilka osób wskazało, że to pewnego rodzaju nieustanny puls, który kołysze, płynie razem ze słuchaczem. Być może coś w tym jest.
Ja tęsknie za horyzontem. To dlatego tak dobrze czuję się nad morzem czy na Islandii. Cenię sobie przestrzeń.
„Home” to tytuł Twojego drugiego albumu. Dom to również dziś najbezpieczniejsze miejsce. Czy można założyć, że Twoja płyta podziała jak leczniczy balsam, ukoi nerwy w tym szumie informacyjnym? Czy tak ją możesz „zareklamować”?
Mam nadzieję. Liczę również na „pokrzepienie serc”. Chciałabym pokazać tą płytą, że „nieznane i niepewne” też może być bezpiecznym miejscem, a być może zalążkiem do ciekawszych pytań i odpowiedzi. Wymianę myślenia horyzontalnego, czyli powierzchownego na to, które wymaga pogrzebania głębiej. Ryzyka.
To również apoteoza wyobraźni i przyglądanie się sile naszego umysłu, chęci, marzeń.
Nie jest łatwo wrócić i osiąść w jednym miejscu, ale traktuję to jako nowe doświadczenie i wyzwanie dla siebie
Na koniec naszej rozmowy nie mogę nie zapytać o Twój czas izolacji. Jak sobie z tym radzisz? Czy to czas przymusu czy jednak inspiracji i twórczego działania?
Wydaje mi się, że izolacja nie jest dla nikogo ani przyjemna, ani atrakcyjna. Przez ostatni rok prawie nie było mnie w domu, żyłam w ciągłej podróży, przebodźcowaniu, adrenalinie, wśród ludzi. Nie jest łatwo wrócić i osiąść w jednym miejscu, ale traktuję to jako nowe doświadczenie i wyzwanie dla siebie. Moim celem nie jest niezwykła produktywność, jest zachowanie spokoju i przyjęcie braku. Poza tym jestem w dość uprzywilejowanej grupie ludzi, którzy mogą pracować w domu - więc nic z mojej muzycznej pasji nie zostało mi odebrane. Mam w sobie wdzięczność i liczę, że wszyscy przetrwamy ten trochę niezrozumiały czas, a być może nowy okres naszego życia.
Dziękuję za rozmowę.
YouTube.com/Gondwana Records
Zobacz także:
Łamią schematy i grają Ciechowskiego w wersji klasycznej
James Blunt – mistrz romantycznych ballad, który porzucił mundur dla gitary
Imany o nowym etapie w swoim życiu. "Chciałabym być więcej, z ludźmi, których kocham"
Autor: Paweł Jaskulski