Polski film walczy o Złotego Lwa. Po premierze owacje na stojąco trwały kilka minut

Polski film walczy o Złotego Lwa
Polski film walczy o Złotego Lwa
Polski film "Żeby nie było śladów" w reżyserii Jana P. Matuszyńskiego walczy o Złotego Lwa. To właśnie na Festiwalu Filmowym w Wenecji historia o Grzegorzu Przemyku miała swoją światową premierę. Po seansie rozległy się długie owacje na stojąco.

Polski film walczy o Złotego Lwa

Film "Żeby nie było śladów" miał swoją światową premierę na Festiwalu Filmowym w Wenecji. To ukoronowanie ciężkiej pracy twórców, którzy tworzyli tę produkcję w czasach pandemii. Film został bardzo dobrze przyjęty, nie zabrakło długich owacji.

- Reakcja publiczności tutaj na pokazie była naprawdę niesamowita. Rzadko się zdarza, że te brawa się nie kończą. My żeśmy wyszli, stanęli, kłaniali się i jeszcze raz się kłaniali, a one się nie kończyły. Trwały i trwały - powiedziała Agnieszka Grochowska.

- Mamy dosyć długie napisy końcowe w filmie, a oklaski były jeszcze dłuższe. To trwało, nie wiem, z 10 minut. Jeśli chodzi o taką światową premierę to trudno wyobrazić sobie lepsze okoliczności - relacjonował reżyser.

Na czerwonym dywanie pojawili się odtwórcy głównych ról: Tomasz Ziętek, Sandra Korzeniak, Agnieszka Grochowska, Tomasz Kot, Jacek Braciak, Robert Więckiewicz oraz reżyser Jan P. Matuszyński. Artyści wzięli udział także w konferencji prasowej.

"Żeby nie było śladów" to historia o Grzegorzu Przemyku, ale jest jeszcze jedna ważna postać, o której trzeba wspomnieć. - Władza jest takim bohaterem, który pojawia się pod różnymi osobami, których przedstawicielem jest grany przez Roberta Więckiewicza, Kiszczak - powiedział Tomasz Ziętek.

"Żeby nie było śladów" - polski kandydat do Oscara

"Żeby nie było śladów" to historia Grzegorza Przemyka, studenta, który zmarł na skutek ciężkiego pobicia przez milicjantów. Film Jana P. Matuszyńskiego został polskim kandydatem do Oscara.

- Po premierze "Ostatniej rodziny" szukałem materiału na następny film. Producenci "Ostatniej rodziny" dali mi książkę Czarka Łazarewicza, ja tę książkę przeczytałem i pomyślałem, no to jest warte filmu. Premiera w Wenecji, w konkursie głównym między Almodovarem, Sorrentino, Jane Campion i tak dalej, to jest bardzo poważny stempel jeśli chodzi o jakość. Ja się starałem zrobić film, który jest uniwersalny i będzie go można zrozumieć wszędzie. Myślę, że ta obecność tutaj poniekąd tego dowodzi - podsumował Jan P. Matuszyński.

Zobacz także:

podziel się:

Pozostałe wiadomości