W Wielki Piątek policjanci zostali wezwani do jednego z mieszkań w Piątku. Pani Zdzisława zgłosiła, że jeden z jej dorosłych synów jest pijany i awanturuje się. To nie była pierwsza sytuacja, kiedy kobieta wzywała policję w sprawie awantur domowych.
- Marcin spał u siebie w pokoiku na materacu. Pan policjant spytał, który to, bo Łukasz siedział na wersalce, więc wskazałam. Obudził go i Marcin usiadł – relacjonuje pani Zdzisława.
- Policjant skopał go. On leżał i ledwo oddychał. Następnie wyciągnął go za włosy do przedpokoju, Marcin założył klapki. Powiedziałem, żeby go zostawić, bo nie ma, czym oddychać, to mnie jeszcze walnął w łeb – opowiada brat Marcina i dodaje, że cała sytuacja trwała około pięć minut.
- Jak drzwi się za nimi zamknęły, usłyszałam straszny huk – dodaje pani Zdzisława.
Wyprowadzenie 30-latka miał widzieć jeden z sąsiadów.
- Paliłem w oknie i widziałem jak chłopaka targali za włosy. Policjant wtargał go do samochodu, a policjantka szła z tyłu – opowiada.
Ciało w lesie
Nazajutrz, około południa ciało 30-letniego Marcina K. znaleźli w lesie mieszkańcy wsi oddalonej o kilka kilometrów od Piątku.
- Cały był nie siny, a biały – wskazuje jeden ze świadków.
Matka 30-latka nie spodziewała się, że po wizycie policjantów doszło do tragedii.
- Jak syna nie było rano to pomyślałam, że jest na izbie wytrzeźwień. Ale zadzwoniła do mnie koleżanka i powiedziała, że Marcin prawdopodobnie nie żyje.
Z dokumentu, do którego udało się dotrzeć reporterom programu "UWAGA! TVN", wynika, że po znalezieniu ciała Marcina K. policjanci nie przyznali się, że wcześniej wyprowadzili go z domu. Powołując biegłego sądowego, badający sprawę prokurator napisał, że mężczyzna wszczął awanturę, a potem sam wyszedł z mieszkania. Na trop wskazujący na funkcjonariuszy z posterunku w Piątku naprowadziły śledczych zeznania świadków i wyniki sekcji zwłok.
Okazało się, że mężczyzna umierał długo i w męczarniach z powodu pobicia: miał rozległe wewnętrzne obrażenia m.in. pękniętą śledzionę. 33-letni aspirant Kamil C. i jego o dwa lata starsza koleżanka trafili do aresztu.
- W przypadku policjanta można mówić o grożącej karze nawet dożywotniego pozbawienia wolności, natomiast przestępstwa zarzucone policjantce zagrożone są karą pozbawienia wolności do lat 5 – mówi Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
"Piątkowska policja lubi wywozić ludzi"
Podczas rozmowy z rodziną zmarłego Marcina usłyszeliśmy szokujące informacje.
- Piątkowska policja lubi wywozić ludzi. Mnie też wywiozła i dostałem po oczach gazem. I wracałem do domu piechotą. To było jakieś 3 tygodnie temu – wskazuje brat zmarłego 30-latka.
Czy ciężkie pobicie i wywiezienie Marcina do lasu było naprawdę przejawem praktyki policjantów z Piątku? Zapytaliśmy o to innych mieszkańców osiedla.
- To są takie sprawy, że wszyscy o wszystkim wiedzą, ale każdy siedzi cicho. To nie pierwszy taki przypadek, że tych chłopaków wywozili – usłyszeliśmy od jednego z mężczyzn.
- Wywozili ich, a niektórzy chłopacy wracali pieszo, pobici przez tych policjantów - ledwo, co wracali. Na przykład, jak złapali kogoś na ławce, że pił "setkę" i jeszcze sapnął, to za kołnierz i do radiowozu – dodaje inny mężczyzna.
Kolejny mieszkaniec przekonuje, że takich sytuacji było bardzo dużo.
- Mnie zostawili w Kwiatkówku i na pieszo wracałem, to było rok temu w Niedzielę Palmową. Z balkonu komendy wyskoczył policjant, wybiegł i mnie zmasakrował. Pobił mnie i ktoś z okna to sfilmował – słyszymy.
O tej sprawie reporterzy programu "UWAGA! TVN" rozmawiali też z kobietą nagrywającą zdarzenie.
- Nagle z posterunku wybiegł [policjant – red.], biegł w stronę [jednego z mieszkańców – red.], potem rzucił go na asfalt i zaczął okładać po brzuchu, głowie i plecach. Zaczął krzyczeć, i ja też krzyczałam, że nagrywam. Interweniowało pogotowie, bo dostał porządnie – opowiada Małgorzata Matusiak.
Po udzieleniu pomocy przez ratowników aspirant Kamil C. miał – podobnie jak Marcina K. – wywieźć radiowozem pana Włodzimierza poza miasto i tam zostawić.
- Zadzwoniłam do kierownika [posterunku red.] i powiedziałam o zaistniałej sytuacji. Powiedziałam też, że mam filmik. Pan policjant stwierdził, że jeżeli nie znam otoczki całej sytuacji to, żebym się nie odzywała. Za 15 minut miałam telefon od znajomego, zapytałam, w jakiej sprawie, usłyszałam, że jak wrzucę filmik do Internetu to pożałuję. Filmik usunęłam, mam dzieci i nie chcę, żeby im się cokolwiek stało – przywołuje Matusiak.
Kierownik posterunku w Piątku i aresztowany aspirant Kamil C. do tej pory uchodzili za znakomitych policjantów. Zaledwie kilkanaście dni temu lokalne gazety pisały o odznaczeniu ich medalem za udział w akcji gaszenia płonącego auta.
"Komendant o tym wiedział"
Brata zmarłego Marcina poprosiliśmy, by pokazał nam miejsce, gdzie mieli wywieźć go policjanci.
- Komendant o tym wiedział. Wiedział, bo mnie odwoził. Komendant mnie wywiózł, wracałem, byłem koło sklepu i C. podjechał i znowu wywiózł mnie w to samo miejsce – opowiada.
Czy na posterunku w Piątku mógł istnieć zwyczaj stosowania przemocy wobec krnąbrnych mieszkańców?
- Docierają do nas sygnały, że tego typu zachowania mogły mieć miejsce. Wcześniej chcemy ustalić, czy można mówić o stosowaniu przemocy we wcześniejszym okresie, czy dochodziło do wcześniejszego przekroczenia uprawnień – mówi prokurator Krzysztof Kopania.
Zobacz też:
Dodatkowy zasiłek opiekuńczy po otwarciu żłobków i przedszkoli. Kto musi złożyć nowy wniosek?
Autor: Mateusz Łysiak
Źródło: UWAGA! TVN