Pan Roman był dumny, kiedy jego starszy syn dostał się do liceum z klasą o profilu wojskowym. - I syn też był dumny. Pomagałem mu jak mogłem – wspomina Roman Żakieta.
Uwaga TVN. Śmierć 17-latka na obozie survivalowym
Pod koniec czerwca Wiktor wyjechał na obóz survivalowy nad Zalew Sulejowski, niestety tam doszło do tragedii. - Byłem na miejscu od pierwszego dnia poszukiwań Wiktora. Było trzech nurków, dwie, czy trzy motorówki, sonda. W pewnym momencie motorówka zgasiła silnik i widziałem, jak strażacy niosą nosze, poleciałem tam i okazało się, że znaleźli ciało syna – mówi zrozpaczony ojciec 17-latka.
Od tego czasu pan Roman próbuje ustalić, do wydarzyło się podczas feralnego obozu. - Pierwsza wersja była taka, że wszyscy o godz. 23:00 poszli spać, rano się obudzili i mojego syna nie było – przywołuje mężczyzna.
Buty, mundur, namiot - rodzina po tym, co się wydarzyło odzyskała wszystkie rzeczy osobiste Wiktora. Prawie wszystkie. - Jedyne, czego brakuje to telefonu. To niemożliwe, że on oddalił się gdzieś, poszedł sam się kąpać i to jeszcze z telefonem. Prawdopodobnie współuczestnicy obozu go ukryli, nie wiadomo, co się z nim stało, być może coś w nim było, a oni nie mieli dostępu do hasła i nie udało im się usunąć zdjęć czy filmów, a być może jest tam coś więcej, co pomoże wyjaśnić tę sprawę – sugeruje Patryk Żakieta, kuzyn Wiktora.
Rodzina Wiktora zaczęła nabierać jeszcze większych wątpliwości po szczegółowym przeszukaniu jego rzeczy osobistych. - W jego portfelu znaleźliśmy paragon na alkohol – wskazuje pan Patryk. - Było to sześć butelek litrowych, rachunek na 286 zł. Ich było 9, a Wiktor był 10. Znaleźliśmy jeszcze coś, czego policja chyba nie znalazła, lek. Od znajomego lekarza dowiedziałem się, że młodzież lubi mieszać to z alkoholem. Nie wiemy, czy ktoś mu to podrzucił, czy on sam to kupił – dodaje pan Patryk.
Rodzina Wiktora dotarła także do wpisów z grupy internetowej, na której posty zamieszczały osoby, które uczestniczyły w obozie. - Mamy część wpisów. Wiadomości znikały po minucie, więc ciężko powiedzieć, co tam jeszcze było. W jednym ze wpisów opiekun pyta, czy z kimś z uczestników kontaktowała się już policja. Dalej proszą, by wszystko usuwać i nie wysyłać nic ze zdjęć i filmów. Wszystko, żeby było zatajone – opowiada pan Patryk.
Obóz nad Zalewem Sulejowskim. Utonął 17-latek
- W pewnym momencie zadzwonił do mnie zastrzeżony numer. Byli to rodzice jednego z uczestników, powiedzieli, że wersja, którą podaje policja… że to nie było tak – mówi pan Roman. I relacjonuje: - Syn tych państwa powiedział im, że spożywali tam alkohol i ten opiekun też. Opiekun poszedł pierwszy spać. Wiktor poszedł do wody, zauważyła to jedna z uczestniczek. Weszła za nim do wody i nie wiem, czy próbowała go wyciągnąć, czy się z nim szarpała, w którymś momencie on się przewrócił i ona zaczęła przeraźliwie krzyczeć. Obudził się opiekun i zaczęli szukać Wiktora, świecić lampkami, ale było już za późno.
- On wyszedł z wody i stwierdził, że nie wezwie żadnych służb. Wszyscy są pijani, więc trzeba ustalić jedną wersję. Syn tej matki powiedział też, że była rozmowa jego [opiekuna - przyp. red.] z dziewczyną o wyrzuceniu telefonu do jeziora. Ale potem stwierdzili, że nurkowie i tak go znajdą, potem się oboje oddalili i ostatecznie nie wiadomo, co się stało z telefonem Wiktora. A ta dziewczyna nie wiadomo, czy była w nim zakochana, wiadomo, że on ją faworyzował i bardzo pomagała w zacieraniu śladów – mówi ojciec 17-latka.
Każdego dnia rodzina Wiktora poznaje więcej szczegółów tego, co wydarzyło się nad Zalewem Sulejowskim. Pojawiło się przypuszczenie, skąd wziął się w portfelu 17-latka paragon na zakup alkoholu. - Okazało się, że podrzucili to synowi, bo policja powiedziała, że ma nagranie, że wódkę w sklepie kupował opiekun – mówi pan Roman.
Osobą, która organizowała wyjazdy dla tej grupy, jest Michał W. To były uczestnik misji wojskowych między innymi w Iraku, a także ratownik medyczny. Trzy lata temu mężczyzna zjawił się w szkole, do której chodził Wiktor. Podawał się za przedstawiciela jednej z organizacji proobronnych.
"Szerzenie postaw patriotycznych"
Rozmawialiśmy z dyrektorką szkoły, do której chodzi Wiktor, nie chciała wystąpić przed kamerą, ale zgodziła się na publikację rozmowy z nią. - Pan Michał W. napisał do nas pismo: "Witam. Zwracam się z prośbą do dyrekcji szkoły o wyrażenie zgody na przeprowadzenie w ramach godziny wychowawczej w klasie mundurowej, zajęć i rekrutacji do organizacji proobronnej. Struktura, o której mowa, to ogólnopolska organizacja proobronna, która ma na celu szerzenie postaw patriotycznych w społeczeństwie, a przede wszystkim wśród młodzieży(…). Chcieliśmy zainteresować młodzież Waszego liceum naszą organizacją, pokazać jak działamy i się szkolimy. Z poważaniem dowódca. Michał W." – przytacza dyrektorka.
- Część uczniów zapisała się może, do niego. Nawet nie wiem, kto, bo wszystko było poza szkołą. Oni organizowali wyjazdy sobotnio-niedzielne i się szkolili. Pan Michał umawiał się poza szkołą. O żadnych obozach, wyjazdach dłuższych nie wiedziałam – zapewnia dyrektorka.
Organizacja proobronna, którą miał reprezentować Michał W. zarejestrowana jest w prywatnym mieszkaniu na warszawskim Tarchominie. Początkowo prezes fundacji stwierdził, że nie jest ona stroną w tym postępowaniu, bo była to prywatna inicjatywa pana Michała i napisał, żeby kontaktować się z mężczyzną, jako organizatorem obozu.
Zwróciliśmy jednak uwagę, że mężczyzna przedstawiał się jako dowódca jednego z okręgów tej organizacji. Wtedy prezes fundacji stwierdził, że Michał W. wezwany celem wyjaśnienia sprawy nie stawił się na spotkanie i poinformował, że nie zamierza tłumaczyć się ze swojego prywatnego wyjścia integracyjnego.
- Dzwoniłem do niego trzy razy i nie odbierał, a za czwartym razem wyłączył telefon. Ale udało mi się dodzwonić do niego na drugi dzień. Powiedziałem mu: "Człowieku, co ty zrobiłeś? Ja powierzyłem ci dziecko, a ty jeździsz z nimi na obozy i pijesz?". Popłakał się i się rozłączył. Wysłałem mu SMS-a, właściwie to tak trzęsły mi się ręce, że poprosiłem o to młodszego syna. Normalną wiadomość, żeby zrozumiał, co zrobił. Nie odpisał – opowiada pan Roman.
Sprawę bada prokuratura. - Śledztwo jest w toku, realizowane są czynności przesłuchań świadków. Na tym etapie nie będę komentowała ustaleń – mówi Magdalena Czołnowska-Musioł, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim.
Prokurator zapytaliśmy też, czy znane są wyniki sekcji zwłok. - Lekarz do dzisiaj nie przedłożył pisemnej opinii z przeprowadzonej sekcji, ponieważ pobrał materiał biologiczny celem dalszych badań, które jeszcze nie zostały wykonane. Dopiero po ich uzyskaniu zostanie sporządzona opinia i złożona do akt postępowania – wyjaśnia Magdalena Czołnowska-Musioł.
Kilkukrotnie próbowaliśmy porozmawiać z Michałem W. Jednak telefonu nigdy nie odebrał. Milczą również telefony innych uczestników obozu. - Oni nic nie mówią. Jak tylko dowiedzieliśmy się o tragedii, to dzwoniliśmy do rodziców tych dzieci, żeby powiedzieć, że służymy pomocą psychologiczną i pedagogiczną. Ale rodzice mówili, że dzieci w ogóle nic nie mówią na ten temat. Jak było naprawdę, to ja nie wiem – mówi dyrektor szkoły, do której chodził Wiktor.
- Chciałbym poprosić uczestników obozu, żeby powiedzieli prawdę, bo i tak prawda wyjdzie na jaw, wcześniej czy później. A czas wszystkich morduje. Wy dzieci nie pobłądziłyście, tylko opiekun pobłądził i on musi ponieść za to odpowiedzialność – kończy ojciec 17-latka.
Cały materiał na stronie programu "Uwaga! TVN".
Aktualizacja: Zarzuty i areszt dla opiekuna
38-letni opiekun obozowiczów został zatrzymany w piątek, 22 lipca na terenie województwa mazowieckiego. Zebrane dowody pozwoliły na postawienie mu zarzutów. Śledczy zastrzegają, że sprawa ma charakter rozwojowy, jednak na ten moment mężczyźnie grozi do 5 lat więzienia. Wobec zatrzymanego zastosowano 3-miesięczny tymczasowy areszt.
- 38-letni mężczyzna usłyszał zarzuty narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu i nieumyślnego spowodowania śmierci - cytuje asp. szt. Barbara Stępień z policji w Opocznie portal tvn24.pl.
Zobacz także:
- Zamknięto popularne plaże. W rejonie pojawiły się rekiny
- Policjantka na urlopie uratowała krztuszącą się 2-latkę. Dziewczynka nazwała ją aniołem
- Jak działa odzież chroniąca przed słońcem, czyli z filtrem UV?
Autor: Izabela Dorf
Źródło: Uwaga TVN
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga! TVN