W maju ubiegłego roku sytuacją "wolnych krów" z Deszczna żyła cała Polska. Około 190 dzikich zwierząt, które od lat żyły na polach i łąkach nieopodal Gorzowa Wielkopolskiego miało zostać zabitych. W akcję włączyli się Animalsi, którzy apelowali o ratowanie krów. Po długim procesie sprawa kończy się sukcesem.
Dzikie krowy zagrożeniem dla mieszkańców
O rozwiązanie problemu od lat zabiegały władze gminy Deszczno. Zwierzęta, które żyły samopas na terenach Ziemi Lubuskiej nie sprawiały problemu do czasu, kiedy to mieszkańcy zaczęli informować o zniszczonych plonach, stwarzanym przez nie zagrożeniu na lokalnych drogach i zbyt bliskim zbliżaniu się do gospodarstw. Wzbudzało to niepokój w Lubuszanach, ponieważ krowy nie były wcześniej poddawane badaniom weterynaryjnym i obawiano się o to, czy są zdrowe. Ówczesny właściciel krów ignorował decyzje i nakazy inspekcji weterynaryjnej. W końcu Powiatowy Lekarz Weterynarii w Gorzowie nakazał zabicie i utylizację krów, a tę decyzję podtrzymał sąd cywilny. Właściciel krów nie miał na to pieniędzy.
Kiedy informacja o nakazie wybicia stada trafiła do opinii publicznej, sprawę w swoje ręce wzięli obrońcy zwierząt. Liczne protesty spowodowały, że w sprawę ratowania zwierząt włączyli się również politycy. Ostatecznie z końcem maja 2019 r. szef resortu rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski zapewnił, że krowy z Deszczna nie trafią do uboju, ale zaznaczył, że nie mogą być wykorzystywane gospodarsko.
Dzikie krowy z Deszczna znalazły azyl
Jak poinformował w czwartek 13 lutego pełnomocnik szefa Biura Ochrony Zwierząt w Zielonej Górze Bartosz Krieger wszystkie "wolne krowy" z Deszczna są bezpieczne. Trafiły do gospodarstwa w Lipkach Wielkich w podgorzowskiej gminie Santok.
Krowy mają teraz wydzielone pastwisko o powierzchni około 30 hektarów, a po zimie będą wypasane na znacznie większym terenie. Problemem było to, że stado nieustannie się powiększało, dlatego teraz krowy i cielaki są oddzielone od byków. Dołączą do nich dopiero po wykastrowaniu.
Nigdy wcześniej w Polsce nie była prowadzona operacja ratowania stada tylu zwierząt na tak wielką skalę i w tak wielu obszarach (prawny, polityczny, logistyczny, organizacyjny) jednocześnie. Na BOZ ciążyła ogromna odpowiedzialność za powodzenie tego planu. Nad każdym z etapów realizacji przepadku czuwał Sąd wykonawczy. W realizacji zadania w ostatnich jego etapach pomocą służyła również gorzowska policja i Ochotnicza Straż Pożarna
– powiedział Krieger.
Zwierzętom stworzono pierwszy w Polsce azyl. Jest to miejsce, w którym zwierzęta gospodarskie - jakimi w myśl polskiego prawa są krowy - będą traktowane jak zwierzęta towarzyszące.
Krowy zostały przekazane rolnikowi w ramach realizacji przepadku stada orzeczonego przez Sąd Rejonowy w Gorzowie Wlkp. Z nowym właścicielem stada została zawarta umowa gwarantującą utrzymanie zwierząt do ich naturalnej śmierci bez możliwości pozyskiwania z nich mięsa i mleka czy też cieląt.
Zostało to obwarowane odpowiednią karą umowną i prawem do przeprowadzania przez BOZ kontroli w tym zakresie. Zwierzęta są zakolczykowane, ale nowi właściciele nie otrzymają ich paszportów, co również gwarantuje, że nie będą mogły zostać przekazane do uboju
– zaznaczył Krieger.
Operacja przetransportowania licznego stada krów w nowe miejsce trwała kilkanaście dni. Jej koszt wyniósł około 30 tysięcy złotych.
W akcję włączyło się wiele osób, które wspierają finansowanie całej akcji. Na facebookowej grupie "Wolne krowy do adopcji" trwają licytacje imion dla zgromadzonych w gospodarstwie krów. Tę niezwykłą inicjatywę i losy zwierząt możecie śledzić TUTAJ.
Zobacz też:
- Ogromne stado żubrów wyszło na łąkę. Niezwykły widok
- Najbardziej zagrożone gatunki zwierząt w Polsce i na świecie
- Bieszczady – zielony raj na mapie Polski i jego główne atrakcje turystyczne
Autor: Bartosz Tomaszewski
Źródło: PAP