Walczyła na froncie dwa lata. "Moi przyjaciele byli gotowi mnie zabić, abym nie dostała się do niewoli"

Mama – bohaterka wojenna
Wybierając się do Donbasu siedem lat temu, Andriana Susak zamierzała być na wojnie tylko pięć dni, ale została na froncie dwa lata i to w grupie, która dla wszystkich była owiana tajemnicą. Tam też się zakochała i zaszła w ciążę. O swoim życiu w okopach ukraińska bohaterka opowiedziała reporterce Biance Zalewskiej.

Wyjazd na front

Przed wybuchem protestów na ukraińskim Majdanie Andriana Susak pracowała w branży PR. Po aneksji Krymu i okupacji wschodniej części kraju kolega namówił ją na wyjazd do Donbasu. Zgodziła się i wstąpiła do batalionu "Czarnych", grupy owianej tajemnicą.

- Było nas 11 osób. Jak trzeba było iść na szturm, to szłam, jak trzeba było zrobić rozpoznanie, to szłam na zwiady. Czasem trzeba było zorganizować łączność, znaleźć drzewo do okopów czy płyty betonowe, coś zerwać, wysadzić, odnaleźć ludzi do wymiany jeńców. Robiliśmy wszystko - wyjaśniła Andriana.

Przyznała, że najtrudniejsze były dla niej chwile, kiedy traciła przyjaciół na froncie. Wśród ofiar walk w Donbasie był wspomniany już kolega, który namówił ją na wyjazd.

- Dima przed śmiercią pożegnał się ze mną. Kilka sekund przed ostrzałem odwrócił się i się uśmiechnął. Potem znaleźliśmy jego ciało na lądowisku - powiedziała.

Zdradziła, że najbardziej obawiała się ewentualnej niewoli. Aby się do niej nie dostać, była nawet gotowa ponieść śmierć z rąk kolegów z batalionu.

- Miałam pseudonim "Mały", a nie "Mała", aby separatyści nie wiedzieli, że jestem dziewczyną. (...) Moi przyjaciele mieli mnie zabić w czasie walki, abym nie dostała się do niewoli - przyznała.

Miłość na froncie

Podczas pobytu w Donbasie Andriana Susak poznała swojego ukochanego. Tam też zaszła z nim w ciążę. Z frontu wróciła dopiero cztery miesiące przed porodem.

- Przy wypisie ze szpitala była adnotacja, że płód przebywał pięć miesięcy w strefie wojny. Mój syn był więc na wojnie, w moim łonie, dłużej niż niektórzy ukraińscy wojskowi. Gdyby nie on, ja bym pewnie do dziś tam była. Możliwe, że w ogóle już bym stamtąd nie wróciła - stwierdziła żołnierka.

Obecnie chłopiec ma pięć lat. Na co dzień opiekuje się nim Andriana, ponieważ jej partner nadal walczy na wschodzie Ukrainy. Para dzwoni do siebie raz dziennie, ale Andriana stara się zachowywać spokój w trakcie rozmów z ukochanym, mimo że ten naraża się na śmierć.

- Sama jestem żołnierzem, który był na wojnie, więc nie jestem taką żoną, która będzie wydzwaniać i przeżywać, bo wiem, że są momenty, gdy po prostu nie można. My jesteśmy dumni z siebie nawzajem. Ja bardzo jestem z niego dumna - dodała.

Praca weteranki

Andriana Susak jest przewodniczącą kobiecego ruchu weteranek, którego celem jest m.in. kształcenie żołnierzy wracających z wojny, zapewnienie im pomocy psychologicznej, a także inicjowanie zmian w prawie.

Została też bohaterką filmu "Niewidzialny Batalion", który zaprezentowano w wielu krajach. Dzięki dokumentowi pozycja kobiet w ukraińskim wojsku umocniła się.

- Szturmowałyśmy, uwalniałyśmy miasta od rosyjskich okupantów, a w książeczce wojskowej miałam stanowisko szwaczki, bo nie było stanowisk dla kobiet takich jak strzelec czy inny. Dzięki "Niewidzialnemu Batalionowi" dziewczyny teraz mogą mieć przypisane stanowiska bojowe - wyjaśniła.

Na koniec rozmowy z reporterką Dzień Dobry TVN, Andriana przyznała, że marzy o tym, by w końcu w jej kraju nastał pokój i mogła pokazać synowi świat.

>>> Zobacz także:

Swiatłana Cichanouska o sytuacji na Białorusi: „Stałam się symbolem wolności”

Kobiety na kursie dla korespondentów wojennych. Monika Mariotti: "Wyjeżdża się stąd już innym człowiekiem"

Oleg Sencow o 5 latach w łagrze: "Nawet w więzieniu nie byłem zniewolony"

Nie oglądałeś Dzień Dobry TVN na antenie? Pełne odcinki znajdziesz w serwisie Player.

Autor: Iza Dorf

Reporter: Bianka Zalewska

podziel się:

Pozostałe wiadomości