"Superwizjer" na tropie nielegalnych szpitalnych praktyk
Reporterzy "Superwizjera" natrafili na trop niepokojących procedur w Szpitalu Klinicznym Przemienienia Pańskiego w Poznaniu. Jakub Stachowiak i Łukasz Cieśla odkryli, że w placówce dochodziło do tajemniczych powikłań po podaniu leku niwelującego skutki zawałów i zatorów. Zmarło kilkudziesięciu pacjentów, czemu dziś przygląda się prokuratura. Co istotne, sprawa nabrała rozgłosu dzięki dociekliwości jednego z lekarzy, który dostrzegł u pacjentów powikłania i zaczął szukać ich przyczyny. Jak czytamy na tvn24.pl, zaczął podejrzewać, że "w szpitalu mogły być stosowane nielegalne praktyki medyczne polegające na stosowaniu leku niezgodnie ze wskazaniami bez informowania o tym pacjentów".
Każdy eksperyment, jeśli się odbywa, odbywa się na podstawie jakichś regulaminów, czy dokumentów - pacjent podpisuje zgodę na to, że taki lek dostaje. Jest poinformowany o ryzyku. W klinice przy ulicy Długiej w Poznaniu pacjenci nie wiedzieli, że mają taki lek podawany. Mówimy tutaj o pierwszych latach stosowania tego leku. Potem, z tego co wiemy, szpital zmienił te procedury i stało się to już po zwolnieniu tego doktora Krzysztofa (bohatera reportażu - red.), który całą sprawę nagłośnił
- powiedział Łukasz Cieśla z "Głosu Wielkopolskiego", jeden z autorów reportażu w TVN24.
Cieśla zaczął podejrzewać, że w szpitalu dochodzi do przeprowadzania nielegalnego eksperymentu. Dziennikarz odkrył, że lekarze nie wiedzą nic o odpowiednim dawkowaniu leku. Odpowiedzialnością częściowo obarczyć można poprzedniego szefa kliniki, który "nalegał na to, żeby ten preparat podawać wszystkim pacjentom z zakrzepicą kończyn dolnych".
Potem wyszło na jaw, że tenże szef kliniki był wynagradzany przez producenta tego leku
- wyjaśnił współautor reportażu "Superwizjera".
Pacjenci nie wiedzieli o leku
Czy pacjenci wiedzieli o tym, jaki lek jest im podawany? Dziennikarskie śledztwo wykazało, że nie byli tego świadomi.
Sposób szpitala na tłumaczenie tej historii jest taki, że nie było skarg pacjentów, nikt się nie skarżył, szpital nic nie wie. Ja to odebrałem trochę tak, że my, dziennikarze, robimy burzę w szklance wody. Ale trudno, żeby ktokolwiek zgłaszał skargę, że dostał jakiś preparat, skoro pacjenci w ogóle o tym nie wiedzieli
- powiedział dziennikarz. Dodał, że również rodziny pacjentów nic o tym nie wiedziały.
Obecnie dziennikarze, jak i wszyscy zainteresowani, liczą na wyjaśnienie sprawy przez prokuraturę.
Wiem, że wszczęła postępowanie i prowadzi obecnie sprawy zgonu co najmniej 23 pacjentów, ale nie chodzi tylko o ten preparat, ale także o inne zabiegi medyczne
- powiedział Cieśla.
Obejrzyj cały reportaż na TVN24.
Zobacz także:
Halina Mlynkova przeciwko przemocy wobec kobiet. "Pierwszy raz mówię o tym tak głośno"
Autor: Anna Mierzejewska
Źródło: TVN24, Superwizjer