Filip Chajzer i historia niezwykłego porodu
Filip Chajzer to nie tylko dziennikarz i prezenter telewizyjny, ale także społecznik. Często w jego social mediach pojawiają się historie ludzi, którzy dzielą się z nim swoimi przeżyciami. Tym razem prowadzący Dzień Dobry TVN opowiedział o tym, co przytrafiło się Katarzynie i Adrianowi.
- Dostałem pięknego maila od Kasi. Czy mogę Was poprosić o ciepłe słowa dla jej partnera i bohatera Adriana? Myślę, że bardzo na to zasłużył. Spróbujmy raz wyolbrzymić szczęście, a nie problem! - czytamy we wpisie.
Dziennikarz przytoczył maila od swojej fanki:
Mam na imię Kasia, 28.07.2021 roku przyszła na świat nasza córeczka, nasze drugie dziecko. Dla każdych rodziców przyjście na świat ich dziecka jest wyjątkowym przeżyciem. W naszym przypadku to przeżycie było ze zdwojoną siłą, ponieważ córka nieplanowanie urodziła się w domu, a sam poród odebrał tatuś dziecka, a mój partner Adrian. Do końca zachował zimną krew - nie zemdlał, zajął się nami po porodzie, aż do momentu przyjazdu karetki i ratowników, którzy przejęli opiekę nad nami od dumnego Taty. Co więcej, jakieś 3h przed porodem, zostałam wypisana z izby przyjęć w szpitalu z diagnozą, że na pewno jeszcze nie czas na poród (choć miałam już pierwsze bóle). Karetką zostałyśmy przewiezione do tego samego szpitala. Jak Pan się pewnie domyśla, mój widok wprawił w osłupienie Panie z porodówki, które kilka godzin wcześniej odesłały mnie do domu. Kolejną ciekawą sytuacją jest to, że nasz syn w czasie, kiedy jego siostra przychodziła na świat, bawił się beztrosko na placu zabaw tuż obok.
Domowy poród - jak się do niego przygotować?
Skontaktowaliśmy się z Katarzyną i Adrianem, żeby zapytać m.in., jakie emocje towarzyszyły im podczas domowego porodu. Stres okazał się bardzo motywujący. Nie było czasu do namysłu.
Oskar Netkowski, dziendobry.tvn.pl: Co czuła Pani, kiedy wiedziała Pani, że dziecko przyjdzie za chwilę na świat, a w domu był tylko partner?
Szczerze mówiąc nie było czasu na panikę, czy strach. Po pierwszym mocnym skurczu oboje mieliśmy złudną nadzieję, że zdążymy wrócić na porodówkę, która jest oddalona o 30 km od naszego domu. Po drugim silnym skurczu powiedziałam do partnera, że nigdzie nie dojedziemy i trzeba wzywać karetkę, bo ja nawet z mieszkania (na 4 piętrze) po schodach do auta nie dojdę.
Panie Adrianie, czy od początku było dla Pana jasne, że odbierze Pan poród, czy była chwila zwątpienia?
Kiedy Kasia powiedziała, że trzeba wzywać karetkę, w pierwszej chwili pomyślałem: NIEMOŻLIWE. Przeszło mi przez myśl, żeby zanieść ją na rękach do auta. Nie dochodziło do mnie, że poród może odbyć się w domu... Ja czekałem na partnerkę w przedpokoju, a ona w tej samej chwili wygodnie układała się już na kanapie w pokoju .
Skąd wiedział Pan, co robić?
Nie wiedziałem. Wykręciłem nr 112 i czekałem na połączenie z pogotowiem. Pani z pogotowia podpowiadała, na co powinienem zwrócić uwagę w danej chwili. Rozłączyła się w momencie, gdy do mieszkania wchodzili ratownicy.
Pani Katarzyno, była sposobność, żeby podpowiedzieć partnerowi cokolwiek?
Na podpowiedzi w trakcie akcji porodowej nie było czasu. Cały poród trwał minuty tak naprawdę. Kiedy córeczka już się urodziła, powiedziałam Adrianowi tylko, żeby sprawdził, która jest godzina, bo wiedziałam, że o to zapytają w szpitalu. Poprosiłam, żeby mi malutką na piersi położył. Pani z pogotowia, która była na linii, powiedziała, żeby partner owinął małą jakimś prześcieradełkiem do przyjazdu karetki.
Jak czuła się Pani rodząc w domu w towarzystwie partnera? Dał radę?
Mieliśmy taki plan, żeby partner był przy tym porodzie... Oczywiście w szpitalu z położną i trzymał mnie za rękę. O tak czynnym udziale w narodzinach drugiej pociechy nawet nam się nie śniło. Czułam się bezpiecznie, bo nie byłam sama. Adrian nie zemdlał i do końca zachował zimną krew. Jestem z Niego bardzo dumna.
Co było dla Państwa najważniejsze i czego baliście się najbardziej?
W tamtym momencie najważniejsze dla nas było, żeby córeczka urodziła się cała i zdrowa. Czekaliśmy na jej pierwszy krzyk. Córeczka jest "w czepku urodzona"... Usłyszeliśmy jej pierwszy krzyk dopiero, jak Adrian zdjął jej z twarzy worek owodniowy. Baliśmy się, czy ten nieplanowany domowy poród nie wpłynie źle na jej stan zdrowia. Dodatkowym stresem było dla nas to, że starszy syn w każdej chwili mógł wrócić do domu z placu zabaw i zobaczyć, jak jego siostra przychodzi na świat.
Jak, z perspektywy czasu, oceniacie domowy poród?
A: Sam poród odbył się na szczęście bardzo szybko. Odczułem ogromną ulgę, kiedy mała zapłakała pierwszy raz. I kiedy ratownicy powiedzieli, że oceniają córcie na 10 punktów w skali Apgar.
K: Fizycznie dużo lepiej czułam się po tym domowym porodzie. Już kilka godzin po porodzie byłam w stanie wstać o własnych siłach z łóżka i zajmować się córeczką. Pierwszy poród był równie szybki, ale dochodziłam dłużej do siebie mimo, że rodziłam wtedy w szpitalu. Z perspektywy czasu wolelibyśmy jednak być w szpitalu, na czas, pod opieką personelu medycznego.
Jakie rady dalibyście innym przyszłym rodzicom?
A: Rady? Jedna tylko nam na myśl przychodzi: NIE PANIKOWAĆ. I wszystkim przyszłym rodzicom życzymy szybkiego i szczęśliwego rozwiązania.
K: W tej historii jest jeszcze jeden cichy (w tamtym momencie przerażony) bohater, o którym nie wspomniałam w mailu do Pana Filipa. W czasie akcji porodowej był w naszym domu w drugim pokoju mój 18-letni brat Dorian. Adrian, żeby nie zostawiać mnie samej z małą, poprosił go o pomoc i zejście przed blok tak, żeby ratownicy nie musieli szukać adresu i zostali od razu przyprowadzeni do mieszkania. To, że 18-nastolatek nie zemdlał wiedząc i słysząc, co się dzieje obok... Szacunek również dla Niego.
Zobacz też:
- Magdalena Stępień ze łzami w oczach wyznaje: "Wiele osób skrzywdziło mnie i mojego syna"
- Marzena Rogalska w Dzień Dobry TVN o swojej nowej roli: "W naszym programie jest miejsce dla każdego"
- Madonna zażyczyła sobie niezwykły prezent na urodziny. Prośba gwiazdy wzruszyła fanów
Zobacz wideo: Magdalena Stępień ze łzami w oczach wyznaje: Wiele osób skrzywdziło mnie i mojego syna
Autor: Oskar Netkowski