Dzieci boją się powrotu do szkół. "Córka płacze, że nie chce iść do szkoły, że będą ją odpytywać i że się wstydzi, bo przytyła"

Projekt bez tytułu (21).png
Projekt bez tytułu (21).png
Na powrót do szkół czekali wszyscy, zarówno dzieci, stęsknione za rówieśnikami, jak i rodzice, zmęczeni łączeniem pracy zdalnej z opieką nad dziećmi. Teraz jednak, gdy na miesiąc przed końcem roku szkolnego luzowane są obostrzenia, okazuje się, że entuzjazm przygasł, a młodzi ludzie nie chcą wcale pojawiać się w placówkach.

- Córka długo nie mogła odnaleźć się na lekcjach zdalnych. Ciągle jęczała, że nie cierpi tych kamerek i godzinami siedziała na telefonie z koleżanką, rozmawiając, a nawet odrabiając wspólnie lekcje. Przywykła jednak z czasem i nawet polubiła taką formę nauki. Niewątpliwie również z tego, że nie trzeba było wstawać wcześnie, robić pilnie notatek, czy super wyglądać, malować się i kombinować pół godziny nad strojem – wyjaśnia mama 6-klasistki z Łodzi.

Powrót do szkoły wywołuje łzy

Gdy pojawiła się informacja, że uczniowie wracają od 17 maja w hybrydzie, a od 31 już zajęcia będą odbywały się w całej Polsce stacjonarnie, padł blady strach. – Magda się popłakała. Aż się przestraszyłam, o co chodzi, a ona, że nie chce iść do szkoły, że będą odpytywać ją, sprawdzać zeszyty, no i że się wstydzi, bo przytyła. Tak jakby w kilka minut straciła całe poczucie bezpieczeństwa – mówi Bogusia w rozmowie z serwisem dziendobry.tvn.pl.

- Byłam tym bardzo przejęta, bo nie rozumiałam, co tak naprawdę się dzieje w głowie mojego dziecka – kontynuuje. – Długo rozmawialiśmy na grupie rodziców o tej sytuacji i ku mojemu zdziwieniu większość potwierdziła, że mają w domu podobny problem. Zresztą sami nauczyciele zaognili sytuację, mówiąc do dzieci, że klasówki z najbliższego tygodnia przenoszą na końcówkę maja i początek czerwca, kiedy będą mogli zorganizować je na miejscu. Więc paradoksalnie to teraz dzieci dostają więcej luzu, żeby potem je docisnąć. I ja z jednej strony rozumiem nauczycieli, że chcą sprawdzić, czy dzieci nie ściągają, ale na litość boską, po co ich tak stresować i męczyć po tak długiej przerwie w szkole, jak oni nie widzieli się pół roku? – denerwuje się Bogumiła.

Podobne obawy mają inni uczniowie, którzy wypowiadają się w mediach społecznościowych na grupie "Protest uczniowski". - Chcemy zaapelować do nauczycieli, by rozsądnie podchodzili do uczniów, to, że będziecie ich w tej chwili zasypywać sprawdzianami i kartkówkami, to potwierdzi tezę, że do tej szkoły nie warto wracać z powodu masy sprawdzianów nie tylko z jednego działu. [...] Nie powinno dochodzić do sytuacji gdzie uczeń w jednym tygodniu ma 3 sprawdziany, prace domowe z co najmniej 3 przedmiotów, niezapowiedziane kartkówki i odpytywanie z tematów. W tej chwili najważniejsze jest zdrowie psychiczne i odpoczynek uczniów, a nie przemęczenie i niepokój co do powrotu".

"Tydzień ulgi" - już 720 szkół w Polsce dołączyło

Na pomysł, co można zrobić, żeby przekonać dyrekcje szkół i nauczycieli, by wprowadzono więcej czasu na socjalizację dzieci, a nie odpytywanie, wpadła jedna z profesorek Uniwersytetu Jagiellońskiego, dr hab. Aleksandra Gruszka-Gosiewska. Pomaga jej w koordynowaniu projektu dr hab. Magdalena Śmieja.

- Na tę chwilę zapisało się 720 szkół w Polsce, tylko wczoraj przybyło ponad sto placówek. O akcji "Tydzień ulgi" wie coraz więcej osób, rodzice apelują do szkół, aby do niej dołączyły, wielu nauczycieli reaguje żywiołowo. Jesteśmy bardzo zadowoleni z tego, bo to daje nadzieję, że uczniowie będą mieli łatwiejszy start – informuje dr hab. Magdalena Śmieja z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.

- Docierają do nas głosy rodziców i uczniów, którzy są przerażeni powrotem do szkoły. Część nauczycieli zapowiada, że będzie weryfikować wiedzę uczniów, kiedy powrócą do placówek. Mamy nadzieję, że taka postawa to mniejszość, ale niestety pojawia się. Oczywiście są dzieci, które z nauką online radziły sobie świetnie, ale jest też wiele takich, które z różnych powodów nie przyswoiły oczekiwanej wiedzy. Skrupulatne weryfikowanie tego na końcówce roku szkolnego, testowanie i nadrabianie może jednak przynieść odwrotny skutek – stres będzie tak duży, że uczniowie nie przyswoją materiału, a dodatkowo ich stan psychiczny jeszcze się pogorszy – podkreśla Magdalena Śmieja w rozmowie z serwisem dziendobry.tvn.pl.

- Wiemy z badań, że u dzieci coraz częściej pojawia się depresja, samookaleczenia i zaburzenia lękowe. Przyczynił się do tego brak kontaktu z rówieśnikami, którzy dla nastolatków są w wielu wymiarach życia ważniejsi niż rodzice. W czasie pandemii dzieci stworzyły sobie świat wirtualny. Dobrze oczywiście, że miały ze sobą kontakt, ale żaden kontakt zdalny nie jest w stanie zapewnić im tego, co bezpośrednia rozmowa – podkreśla ekspertka z UJ.

Wsparcie bezpośrednie ma większą moc

Na potwierdzenie tej tezy wspomina o wynikach pewnego eksperymentu, w którym brali udział właśnie młodzi ludzie. Grupa dziewczynek wykonała bardzo trudny, stresujący test. Następnie uczennice otrzymały wsparcie matek poprzez różne formy kontaktu. Część w sposób bezpośredni, a część poprzez telefon i inne komunikatory. Kilka dziewczynek nie otrzymało także żadnego wsparcia rodzica. Okazało się, że wiadomości pocieszające dziecko wysłane przez SMS, nie zmniejszyły w żaden sposób hormonu poziomu stresu, czyli kortyzolu. Jednym słowem mówiąc, ich efekt był taki sam, jakby dziecko nie otrzymało żadnego słowa otuchy. Tylko kontakt bezpośredni, gdy uczennica widziała matkę, okazał się wystarczającym wsparciem i poziom stresu istotnie zmniejszył się.

- Wielu nauczycieli mówi nam, że wcale nie zamierzali pytać i testować swoich uczniów w pierwszych dniach po powrocie dzieci do szkół. Bardzo to doceniamy! Zaangażowanie w akcję "Tydzień ulgi" daje jeszcze dodatkową korzyść: obniżenie poziomu lęku jeszcze przed pójściem do szkoły i komfort psychiczny od początku spotkań na żywo. Kiedy dyrekcja szkoły oficjalnie komunikuje uczniom: Czekamy na was, w pierwszym tygodniu szkoły nie będzie żadnych sprawdzianów, prac domowych i odpytywania. Poznajmy się, porozmawiajmy, pobądźmy razem – dzieci wiedzą, że nie muszą się niczego obawiać. Że mogą skupić się na odbudowaniu relacji. I to jest realna ulga – zaznacza koordynatorka akcji "Tydzień ulgi".

Ministerstwo Edukacji powinno dać wytyczne szkołom, by wspomóc dzieci

Nauczyciele są dużą grupą, mamy w Polsce ponad 600 tys. pedagogów, więc i ich podejście do powrotu uczniów różne. - Zdarzają się i takie głosy: "Tydzień ulgi, po co? Przecież te dzieci od roku miały ulgę". Albo piszą nauczyciele, pytając: "A co jak część grona pedagogicznego chce robić klasówki, a część nie?". Trudno znaleźć wtedy dobre rozwiązanie – martwi się Magdalena Śmieja. Dlatego staramy się przekonać jak najwięcej szkół, że sytuacja, w której teraz jesteśmy, jest szczególna i że teraz warto zmienić priorytety: na pierwszym miejscu postawić zdrowie psychiczne dzieci. Na nadrobienie materiału przyjdzie jeszcze czas.

- Decyzja o tym, jaki komfort nauki stacjonarnej zapewnić dzieciom, powinna wyjść od Ministerstwa i to nie tyle Edukacji, ile nawet Ministerstwa Zdrowia – deklaruje z kolei Marcin Stiburski, administrator fanpage’a "Szkoła Minimalna" oraz nauczyciel w jednej ze szkół podstawowych w Gdańsku.

Stiburski jako wrażliwy pedagog chciałby zwrócić uwagę na to, że uczniowie są bardzo różni i mają także różne emocje związane z powrotem do placówek. Dla dzieci młodszych powrót jest bardzo ważny z przyczyn socjalnych, bo dzieci kilkuletnie nie mają zazwyczaj kontaktów z rówieśnikami poza szkołą. Starsze dzieci spotykają się, odwiedzają, więc w kontekście relacyjności jest tu inna perspektywa. Niemiej jednak te dzieci wracają obarczone lękiem przed zachorowaniem, traumą po śmierci być może kogoś bliskiego w rodzinie, stresem związanym z tym, jak zostanie odebrany przez rówieśników, jak i depresją. To wszystko może nawet zakrawać na PTSD, czyli syndrom stresu pourazowego, które towarzyszy osobom po silnych przeżyciach.

- Takich akcji oddolnych, by dać dzieciom przestrzeń do łagodnego powrotu do szkoły, jest kilka. Problem jest tylko taki, że u nas nie ma wytycznych z Ministerstwa, że warto zadbać o dobrostan uczniów, nawet jeśli będzie to kosztem tego, że podstawa programowa nie zostanie wykonana w 100 proc. – informuje Stiburski. – Taką decyzję podjęło analogicznie Ministerstwo w Wielkiej Brytanii, kiedy dzieci wracały 8 marca do szkół.

Rzeczywiście nauczyciele w Anglii zostali pouczeni, że mają nie wywierać na dzieciach presji, mówiąc o „straconym czasie". Szkoły miały skupić się na przyzwyczajeniu uczniów do rutyny, interakcji z innymi dziećmi i ponownej nauce koncentracji.

Co dalej ze szkołą?

Marcin Stiburski w czasie lockdownu starał się utrzymywać kontakt ze swoimi uczniami. W każdą sobotę rano, każdy chętny uczeń, jak również jego rodzina, mogli uczestniczyć w spacerach, organizowanych przez pedagoga.

Administrator „Szkoły minimalnej” idzie też krok dalej. Bo co wydarzy się w szkołach po tym tygodniu, czy dwóch ulgi. - Czy powrócimy do tego, co było wcześniej? Szkoła dziś jest traktowana jak fabryka, taśma produkcyjna, która ma etapy technologicznie. Jak jest obsuwa, to pojawia się pomysł, że trzeba zawsze nadganiać. Tak niektórzy postrzegają szkołę i to jest smutne, zwłaszcza gdy takie podejście mają pedagodzy. Eksperci twierdzą, że najważniejsza w szkole jest relacyjność, a nadal w wielu szkołach to realizacja materiału jest najważniejsza – zapewnia Stiburski.

Zobacz także:

Matura 2021: Co po szkole średniej? Zobacz, jakie kierunki studiów cieszą się największą popularnością

Gwiazdy bez matury. "Zdarza się jednak, że osoby ze świata rozrywki nie mają zbyt dużej wiedzy"

Obowiązkowa religia i etyka w szkołach? Takie rozwiązanie zaproponował minister nauki

Obejrzyj także: Uczennica wyrzucona z katolickiego liceum. Bo angażowała się w obronę praw kobiet?

TVN 24/x-news

Autor: Ewa Podleśna-Ślusarczyk

podziel się:

Pozostałe wiadomości