"Położna" - reż. Maria Stachurska
Stanisława Leszczyńska odebrała w obozie w Auschwitz 3 tys. porodów. Żadnego dziecka nie straciła. Trudno to sobie wyobrazić, szczególnie w dzisiejszych czasach.
Baraki były nieogrzewane, dziurawe, było mnóstwo szczurów, tłok. Fragment baraku był wydzielony, kobiety rodziły na oczach wszystkich. Ona miała nożyczki, kawałek ligniny i wiadro wody
- opowiada Maria Stachurska, reżyserka filmu "Położna".
Do maja 1943 r. obowiązywało polecenie, żeby nowonarodzone dzieci zabijać. Potem przyszła zmiana rozkazu.
Dzieci o rysach europejskich, nordyckich mogły przeżyć, były kierowane do wynarodowienia albo do eksperymentów Mengele. Natomiast dzieci żydowskie i romskie w dalszym ciągu miały nie mieć wiązanej pępowiny i miały być topione w beczułkach. Jeśli udało się, że zostało przy życiu, nie wolno było Żydówce przystawić do piersi
- mówi twórczyni dokumentu.
Praca nad nim trwała dość długo.
Zaplanowaliśmy zdjęcia i w pierwszym tygodniu wszystko się rozjechało. Dzieci się rodziły, zostałam babcią podwójnie w trakcie realizacji tego filmu, producentka rodziła, więc różne rzeczy nam wyskakiwały
- wspomina reżyserka.
Ciocia Stasia-bohaterska położna z Auschwitz
Stanisława Leszczyńska, heroiczna, legendarna położna z Auschwitz, dla reżyserki była po prostu ciocią Stasią.
Pamiętam ją jako cichą, ciągle krzątającą się w kuchni, mającą baczenie na wszystko. Ostra, egzaminująca, nieraz się chowałyśmy przed nią, budziła respekt
- podkreśla Maria Stachurska.
Na potrzeby dokumentu spotkała się z ocalonymi dziećmi, dziś już dorosłymi ludźmi a także z kobietami, które rodziły.
Były to panie staruszki, czasem nie mogły mówić. Jako matka, dla mnie było to niewyobrażalne, nie do przejścia. Potem, jak już weszłam we właściwe zdjęcia, zaczęły się rodzić moje wnuczki. I tu kolejne zderzenie
Reżyserka wspomina jedną ze scen w swoim filmie. To historia kobiety z Wilna, która została zabrana do krematorium dwie godziny po porodzie.
Ze swoim świeżo urodzonym dzieckiem, które zawinęła w papier, krew się za nią lała
- mówi łamiącym się głosem Maria Stachurska. Jak przyznaje, to były najtrudniejsze rzeczy w jej filmie.
Maria Stachurska o filmie "Położna"
W dokumencie przewija się wzruszająca modlitwa "Maryjo w jednym pantofelku przybądź, śpiesz z pomocą".
W 1922 skończyła szkołę i zaczęła w Łodzi pracę jako położna. W tamtym czasie kobiety rodziły w domach. Często w nocy przybiegali mężowie czy służba po położną. Ona budząc się zakładała szlafrok, szukała pantofla, jeden znajdowała, drugi gdzieś się schował pod łóżko, więc nie szukała, biegła mówiła: 'Maryjo, to ty załóż ten drugi pantofelek'
- wyjaśnia Maria Stachurska.
Jesteśmy w trakcie procesu beatyfikacyjnego, a do reżyserki zgłosili się producenci z Hoollywood. Jak to odczytuje?
Chyba mam do tego dystans, bo nie myślę w tych kategoriach, po prostu robię to, co mam zrobić. Cała nasza ekipa uznała, że 3 lata musiały trwać zdjęcia i proces filmu, bo każdy z nas się z zmienił, każdy z nas coś dostał w tym filmie , musiał się z czymś zmierzyć
Nie ukrywa, że przed premierą filmu ma tremę.
Jestem ciekawa, jak będzie odebrany
- zastanawia się reżyserka.
Nie oglądałeś Dzień Dobry TVN na antenie? Pełne odcinki znajdziesz w serwisie Player.pl
Zobacz też:
"Stutthof w kobiecych narracjach”. Obóz koncentracyjny oczami więźniarek
Autor: Luiza Bebłot
Reporter: Michał Malinowski