Nogę pana Pawła od lat pokrywają bolesne guzy. "Jeśli nie znajdę pomocy, to obetnę sobie nogę"

Paweł Kitlas
Nikt nie potrafi pomóc panu Pawłowi
Źródło: archiwum prywatne
Pan Paweł Kitlas ma poważne problemy ze zdrowiem. Jego noga puchnie, do tego tworzą się na niej bolesne guzy. Żaden z lekarzy, u którego do tej pory szukał pomocy, nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, co tak naprawdę mu dolega i jak można temu zaradzić. - Jeśli nie znajdę pomocy, to obetnę sobie nogę – mówił w rozmowie z serwisem dziendobry.tvn.pl. Nadzieją dla mężczyzny może być leczenie za granicą.

Wszystko przez otyłość?

Kłopoty pana Pawła Kitlasa zaczęły się od puchnących stóp i kostek. Obrzęk był tak duży, że o założeniu butów nie mogło być mowy. Choć opuchlizna ustąpiła samoistnie, to problem nie zniknął. Po pewnym czasie obrzęk objął całą nogę do tego, zaczęły się na niej tworzyć bolesne guzy. Kiedy mężczyzna w 2014 roku trafił do szpitala z powodu problemów kardiologicznych, poprosił lekarzy, aby przyjrzeli się guzowi, którego ma na nodze. Zmiana bardzo szybko rosło. Kiedy pan Paweł trafił na oddział, ważyła już ok. 6 kilogramów. Po kilku dniach w szpitalu jej masa zwiększyła się dwukrotnie.

Choroby gwiazd

Monika Miller szczerze o swojej chorobie
Monika Miller szczerze o swojej chorobie
Monika Miller szczerze o swojej chorobie
Agata Młynarska o chorobach, z którymi się zmaga
Agata Młynarska o chorobach, z którymi się zmaga
Dorota Wellman spełnia marzenie
Dorota Wellman spełnia marzenie

Tak naprawdę to wybłagałem konsultację chirurga. Niestety na niewiele się to zdało. Usłyszałem, że winna jest moja otyłość i po kilku dniach zostałem wypuszczony do domu – mówił pan Paweł. Przez kolejne dwa lata mężczyzna próbował szukać pomocy u specjalistów. W tym czasie guzy rosły, bolały i utrudniały normalne funkcjonowanie. Problemem jest nawet znalezienie odpowiedniej odzieży. Zdarza, że ubranie, które rano udało się założyć wieczorem nie daje się zdjąć i trzeba je rozcinać. Pan Paweł szuka krawca, który pomógłby mu rozwiązać ten problem. Niestety bez rezultatu.

Równie trudne jest znalezienie lekarza. Kolejni specjaliści, do których trafiał mężczyzna, tylko rozkładali ręce. W końcu znalazł się chirurg, który po zapoznaniu się historią mężczyzny zgodził się usunąć zmiany. Operacja miała oznaczać koniec kłopotów ze zdrowiem i początek nowego życia. Stało się jednak inaczej. – Operacja trwała 6 godzin. Guz był bardzo duży, do tego zespolił się z naczyniami krwionośnymi, co jeszcze bardziej utrudniało zadanie. Nie dało się go tak po prostu wyciąć – opowiadał.

Wprawdzie guza udało się usunąć, to na jego miejsce niemal od razu pojawił się nowy. Pan Paweł przeszedł łącznie dwie takie operacje. Pierwszy z usuniętych guzów ważył 15 kilogramów i miał 25 centymetrów średnicy. – Podczas operacji pobrano wycinek do badania histopatologicznego. W opisie podano, że zmiana przypomina tłuszczaka. Przy drugiej operacji badanie powtórzono – wtedy wpisano, że to tłuszczak – mówił pan Paweł.

Jednak nikt tego później nie potwierdził. Co ciekawe, mężczyzna usłyszał od lekarzy, że nie ma badania, które odpowiedziałoby na pytanie, dlaczego guzy się tworzą i tak szybko odrastają. Problemów pana Pawła nie rozwiązały też operacje bariatryczne i "wyleczenie" otyłości, która pierwotnie miała być przyczyną problemów.

Kto postawi diagnozę?

Mężczyzna w rozmowie z serwisem dziendobry.tvn.pl przyznał, że z czasem zaczęły pojawiały się różne tropy. Mówiono o słoniowaciźnie, chorobie Dercuma, a nawet o guzach limfatycznych, które powinien usunąć chirurg plastyczny. Jednak nikt nie potrafił wskazać, gdzie mógłby poszukać pomocy. – Pisałem do lekarzy, z niektórymi po wymianie kilku wiadomości kontakt się urywał. Kiedy okazało się, że guzy tworzą się nie tylko na nodze (obecnie zmiany zlokalizowane są również w okolicy serca, żeber, łopatki, kości ogonowej) usłyszałem, że wszystko sobie wymyśliłem – mówił pan Paweł.

Mężczyzna dodał, że spotykał się z największymi autorytetami i nigdzie nie uzyskał żadnej pomocy. Zdarzało się, że słyszał od lekarzy, że nie mogą mu pomóc i ma więcej nie przychodzić. Pan Paweł przyznaje, że gdyby nie żona w ogóle nie szukałby pomocy. Kobieta robi wszystko, żeby nagłośnić sprawę i aby jak najwięcej osób usłyszało jego historię. To właśnie ona wpadła na pomysł, aby zebrać pieniądze i poszukać pomocy gdzieś za granicą. Pani Alina przyznała, że nie mają jeszcze żadnego planu. Na razie próbują znaleźć lekarza, placówkę, która miała do czynienia z podobnymi przypadkami i wiedziałaby, co zrobić. Ale nie jest łatwo. – Ktoś nam podesłał kontakt do specjalisty z Niemiec, ale nie wiemy, czy coś z tego wyjdzie. Cały czas szukamy – mówiła. – Jeśli nie znajdę pomocy, to obetnę sobie nogę – wyznał pan Paweł.

Małżeństwo dodaje, że zbiórka jest długoterminowa i na początek chcą zebrać 50 tysięcy. Jak mówią trudno jest ustalić, jaka kwota będzie potrzebna. Wszystko będzie zależało od tego, gdzie uda im się znaleźć specjalistę, który będzie potrafił pomóc i ile będzie trwało samo leczenie. Osoby, które chcą wesprzeć pana Pawła, wszystkie niezbędne informacje znajdą na stronie: https://szczytny-cel.pl/z/pawel-kitlas.

Paweł Kitlas
Pan Paweł z chorobą walczy od 2014 roku
Paweł Kitlas
Źródło: archiwum prywatne

Bezduszny system

Mimo że pan Paweł ma poważne problemy ze zdrowiem i codziennym funkcjonowaniem, to sytuacja finansowa małżeństwa nie pozwala mu na rezygnację z pracy. Mężczyzna pracuje w ochronie, a zmiana zlokalizowana w obrębie kości ogonowej sprawia, że wysiedzenie kilku godzin na zmianie jest niezwykle trudne. Co gorsza, przez bolesne guzy mężczyzna jest w stanie przespać maksymalnie 3-5 godzin.

Nieuleczalna i niezdiagnozowana choroba to jednak za mało, aby pan Paweł mógł się strać o rentę. Według urzędników i komisji jest zdrowy i zdolny do pracy. – Przez 3 lata był na rencie. Podczas komisji urzędnicy stwierdzili, że jestem "częściowo zdolny do pracy". Nie pomogło pismo od chirurga, w którym podkreślono, że mój stan się nie poprawił i zapewne się nie poprawi, a wykonywanie kolejnych operacji nie jest żadnym rozwiązaniem. Próbowano mi wmówić, że mam chorobę przewlekłą. Tylko że nie mam diagnozy i nikt nie potrafi jej postawić. Moją zdolność do pracy argumentowano tym, że pracuję. Owszem pracuję, bo nie mam wyjścia. Musimy z żoną z czegoś żyć. Poczułem się jak śmieć na tej komisji – dodał.

Mężczyzna przyznał jednak, że nie zamierza się poddawać i odwoła się od decyzji. Będzie walczył nie tylko o przyznanie mu renty, ale przede wszystkim o powrót do zdrowia. Nie tylko dla siebie, ale i dla żony.

Zobacz także:

podziel się:

Pozostałe wiadomości

Jak nosić pierścionki? Podpowiadamy! 
Materiał promocyjny

Jak nosić pierścionki? Podpowiadamy!