Wybuch w Rotundzie
Rotunda to jeden z najbardziej charakterystycznych budynków w Warszawie. 15 lutego 1979 roku doszło tam do wybuchy wadliwej instalacji gazowej. Z 500 osób, które przebywały wtedy w budynku 49 nie udało się uratować. Co spowodowało uszkodzenie instalacji w budynku? W ocenie specjalistów doprowadziło do niego wiele czynników.
- Dochodziło do przesunięć w kanalizacji, a także systemu gazowego. (...) Nie było czujników i nie wyłapano tego, że gaz się gromadzi - stwierdził prof. Marcin Zaremba, historyk, badacz dziejów najnowszej historii Polski.
Gaz skumulował się w piwnicy Rotundy, a konkretnie w szatni. Kiedy jedna z kobiet weszła do niej i zapaliła świat, doszło do eksplozji.
- W skutek wybuchu Rotunda została niemal całkowicie zniszczona - powiedział insp. Marcin Ciarka, rzecznik prasowy Komendy Głównej Policji.
Poszkodowanym pomagała lek. Julia Borkowska-Gomez. Co zapamiętała z tamtego dnia?
- To, co zobaczyłam to było straszne. Nie było wiadomo, ile osób jest rannych, ile nieżywych. Przypadkowi ludzi wyciągali wszystkich. I żywych i martwych - wspominała.
Kobiecie szczególnie zapadła w pamięć jedna z kasjerek. Kobieta kurczowo trzymała się kasy, nie chciała się jej puścić, w kółko powtarzała, że jest za nią odpowiedzialna.
- W końcu ją wyciągnęli. Była bez nóg, do tego w wysokiej ciąży. Niestety ona i dziecko zmarli po dwóch dniach w szpitalu - dodała lekarka.
Teorie spiskowe wokół wybuchu
Siła eksplozji była tak silna, że ówczesne polskie władze brały pod uwagę zamach terrorystyczny. Saperzy, którzy zostali wezwani na miejsce mieli szukać pozostałości po materiałach wybuchowych.
- Eksperci i badacze nie mają wątpliwości, że główna przyczyna wybuchu to pęknięty zawór gazu. Najprawdopodobniej był on zbyt mocno dokręcony - wyjaśnił insp. Marcin Ciarka.
Wybuch w Rotundzie - co pamiętają uczestnicy tamtych wydarzeń?
Pani Stefania Maksymowicz była księgową i feralnego dnia pracowała w Rotundzie.
- To był normalny dzień, jak każdy. W pewnym momencie wystąpił wybuch. Spadłam na dół. Nie pamiętam co byłam dalej, obudziłam się dopiero w szpitalu na Hożej - powiedziała .
Pomocy poszkodowanym udzielały nie tylko służby, ale także przechodnie oraz osoby, które usłyszały wybuch i przyszły zobaczyć, co się stało. Jedną z nich był pan Rafał Młodzikowski.
- Widok był porażający. Usłyszałem krzyk rannych i wlazłem do tej Rotundy. Spędziłem tam trzy godziny - wyjawił.
W środku budynku była wielka dziura. Rotunda, jakby zapadła się do środka. Na dole leżeli ludzie, cali zakrwawieni.
- Z pasków, które zebraliśmy zrobiliśmy szelki i zaczęliśmy tych ludzi wyciągać - dodał.
Mimo że od wybuchu minęło ponad 40 lat, to wspomnienia tamtego dnia, u osób, które były wtedy w Rotundzie lub w jej pobliżu są ciągle żywe.
- Taka trauma zostaje z nami przez całe życie. Bardzo często daje o sobie znać w najmniej oczekiwanych momentach - powiedziała w Dzień Dobry TVN Małgorzata Bajko, psychotraumatolog.
Najczęściej po miesiącu od tragicznego wydarzenia pojawia się tzw. ostra reakcja na stres, podczas której można odczuwać dużą senność, albo cierpieć na bezsenność. Część osób zaczyna robić rzeczy, które dla kogoś, kto patrzy z boku są bardzo dziwne, np. zaczyna wkładać brudne naczynia zamiast do zmywarki do pralki.
- Dla bliskich jest to sygnał, że chory próbuje uporać się z traumą. Będzie do tego potrzebował przestrzeni i ogromnego wsparcia ze strony bliskich. Jeśli po miesiącu sytuacja się nie zmieni lub zacznie pogarszać, konieczna jest specjalistyczna pomoc. Szacuje się, że nawet u 30 proc. osób, które przeżyły traumę rozwija się zespół stresu pourazowego - dodała specjalistka.
42. rocznica wybuchu Rotundy w Warszawie
Zobacz także:
Ojciec Nicki Minaj nie żyje. Zginął w wypadku samochodowym
Nie oglądałeś Dzień Dobry TVN na antenie? Pełne odcinki znajdziesz w serwisie Player.
Autor: Katarzyna Oleksik
Reporter: Bianka Zalewska