Praca korespondentów wojennych. "Relacjonując te wydarzenia nie pozwalamy światu o nich zapomnieć"

dziennikarz
Jak korespondenci wojenni dbają o swoje bezpieczeństwo?
Źródło: Nes/Getty Images
Dziennikarze, korespondenci wojenni są wszędzie tam, gdzie dzieje się coś naprawdę ważnego. To dzięki ich zaangażowaniu i pracy w niezwykle trudnych warunkach wiemy, co się dzieje w miejscach, w których toczy się wojna. Z jakimi sytuacjami muszą się mierzyć? Jak dbają o swoje bezpieczeństwo? Na ten temat rozmawialiśmy z Katarzyną Górniak reporterką Faktów TVN i TVN 24 oraz Kamilem Młyńczykiem, operator Faktów TVN i TVN24.

Korespondenci wojenni. Co czują przed wyjazdem na wojną?

Katarzyna Oleksik, dziendobry.tvn.pl: O czym się myśli, kiedy jedzie się relacjonować to, co dzieje się na wojnie?

Katarzyna Górniak, reporterka Faktów TVN i TVN24: Wiesz, że w różnych miejscach może być niebezpiecznie, wiesz, że może być smutno i naprawdę ciężko. Wiesz, że będziesz pracować od rana do nocy, bez jedzenia, bez możliwości skorzystania z toalety, ale jest w nas takie poczucie, że trzeba tam być. To także pewien sposób radzenia sobie z bezsilnością wobec wojny. Relacjonując te wydarzenia w jakimś sensie pomagamy jej ofiarom. Nie pozwalamy światu o nich zapomnieć. Nawet teraz, gdy miałam chwilę przerwy, cały czas sprawdzałam, co się dzieje na granicy i w Ukrainie i chciałam tam wrócić. Myślę, że to jest taki gen newsowca. Reportera ciągnie do takich wydarzeń. Choć trzeba o siebie dbać, to tam na miejscu - priorytety się zmieniają.

Kamil Młyńczyk, operator Faktów TVN i TVN24: Refleksja przychodzi później. Jesteśmy trochę zadaniowcami. Inaczej patrzysz na pewne rzeczy z perspektywy kanapy, a inaczej kiedy tam jesteś. Na miejscu, kiedy robię zdjęcia i widzę kadr, który mogę zamienić na obrazek telewizyjny, to trochę zapominam o tym, co dzieje się w domu. Jestem skupiony tylko na pracy. Pewne rzeczy możemy planować, będąc daleko, ale sytuacja na miejscu bardzo często weryfikuje nasze plany i musimy się dostosować. Na odległość nikt nam nie pomoże i jesteśmy trochę zdani sami na siebie.

Wojna w Ukrainie

Źródło: Dzień Dobry TVN
Ewakuacja dzieci z Charkowa
Ewakuacja dzieci z Charkowa
Z planu filmowego prosto na wojnę
Z planu filmowego prosto na wojnę
Uciekły przed wojną, wciąż walczą o życie
Uciekły przed wojną, wciąż walczą o życie
Ul. Wołoska 7 – miejsce wsparcia dla uchodźców z Ukrainy
Ul. Wołoska 7 – miejsce wsparcia dla uchodźców z Ukrainy
Mali wolontariusze dla Ukrainy
Mali wolontariusze dla Ukrainy
Dziennikarze na froncie w Ukrainie
Dziennikarze na froncie w Ukrainie
Bądź bezpieczna!
Bądź bezpieczna!
Wojna w Ukrainie
Wojna w Ukrainie
Jak pomagać uchodźcom z Ukrainy?
Jak pomagać uchodźcom z Ukrainy?
Razem z Ukrainą
Razem z Ukrainą
Wraca na Ukrainę, aby stanąć do walki
Wraca na Ukrainę, aby stanąć do walki
Wojna rozdzieliła ich z bliskimi
Wojna rozdzieliła ich z bliskimi
Ukraińska tożsamość a rosyjskie ambicje
Ukraińska tożsamość a rosyjskie ambicje
Lady Pank dedykuje utwór Ukrainie
Lady Pank dedykuje utwór Ukrainie
Atak Rosji na Ukrainę
Atak Rosji na Ukrainę
Rosja rozpoczęła inwazję na Ukrainę
Rosja rozpoczęła inwazję na Ukrainę

Kamil byłeś w 2014 roku w okolicach Krymu, gdy Rosja przejmowała nad nim kontrolę.

KM: Tak, byłem wtedy z Wojtkiem Bojanowskim w Mariupolu we wschodniej Ukrainie, w obwodzie donieckim. Po nocnych ostrzałach pojechaliśmy zrelacjonować to, co się wydarzyło. Ostrzały najczęściej odbywają się nocą i nie braliśmy pod uwagę, że coś się będzie działo w ciągu dnia. Byliśmy skupieni na pracy, na tym, że będziemy wchodzić "na żywo" na antenę. Kiedy zaczęliśmy, nagle wszyscy zaczęli uciekać. Żołnierze krzyczeli, że w naszą stronę leci pocisk i musimy uciekać. Jestem skupiony na obrazie, na reporterze, na dźwięku, na tym, żeby wszystko działało od strony technicznej i nagle widzę reportera, który ucieka mi sprzed kamery. I nie wiem, co robić. W końcu biorę sprzęt i uciekam za nim, ale kamera jest cały czas włączona i przekaz leci. Wskakujemy do rowu, czekamy na ostrzał. Zdajesz sobie sprawę, że nie możesz zostać w tym miejscu i musisz coś zrobić. Wstajesz i uciekasz, ale pamiętasz o tym, że być może ciągle jesteśmy na antenie. W końcu oddalamy się w bezpieczne miejsce, gdzie reporter kończy swoją relację.

To są sytuacje, które nas zaskakują. Nie wszystko da się przewidzieć i nie przed wszystkim możemy się ochronić. Kamizelka też nie daje nam pełnej ochrony, a czasem może dawać złudne poczucie bezpieczeństwa, co może mieć bezpośredni wpływ na decyzje, które w danej chwili podejmujemy: że możemy iść śmiało lub pójść o ten jeden krok za daleko. Co ciekawe, są miejsca, w których lepiej jej nie zakładać, bo z daleka nie widać, czy ktoś jest żołnierzem, czy nie. Kamizelki przeznaczone dla wojskowych i te dla cywilów wyglądają podobnie. Co gorsza, kamera na ramieniu z dużej odległości wygląda jak wyrzutnik, dlatego najlepiej trzymać ją w ręku jak najbliżej ciała lub na statywie. Położona na ramieniu może narazić nas na niebezpieczeństwo.

Jak dbają o swoje bezpieczeństwo?

Skąd w ogóle bierzecie kamizelki, kaski?

KM: W tej chwili odpowiada za to dział bezpieczeństwa naszej firmy i to oni zajmują się tego rodzaju zamówieniami. Warto dodać, że taka kamizelka musi spełniać określone kryteria. W przypadku wojny w Iraku, czy w Afganistanie dziennikarze często podróżowali w te miejsca na zasadach ustalonych przez wojsko. To wojsko odpowiadało za nasze bezpieczeństwo ponieważ stacjonowaliśmy razem z nimi w bazie. Na patrole wyjeżdżaliśmy z obstawą, a wyposażenie ochronne w postaci kamizelek i kasków otrzymywaliśmy od żołnierzy.

Od czasów konfliktu zbrojnego na wschodzie Ukrainy w 2014 roku sytuacja bardzo się zmieniła. To był konflikt zbrojny w którym nasze wojska nie uczestniczyły i pobyt polskich dziennikarzy na tym terenie odbywał się już na innych zasadach. Sami musieliśmy zadbać o własne bezpieczeństwo i wyposażyć się sprzęt do ochrony osobistej, a miejsca noclegowe i przemieszczanie się samochodem po nierozpoznanym terenie musiały być wcześniej zaplanowane. Noszenie kamizelek kuloodpornych nie zawsze było dobrym rozwiązaniem, ponieważ przyciągaliśmy tym uwagę innych. W niektórych miejscach ułatwia nam to pracę, ale czasem daje odwrotny skutek. 

Sytuacja w ostatnich dniach walk w Ukrainie pokazała, że dziennikarze sami stali się celem ataków i było to świadome działanie agresora, ponieważ obecnie trwa tam również wojna o informacje, a zebrane na miejscu relacje dziennikarskie mogą posłużyć m.in. jako dowód zbrodniczych czynów wymierzonych przeciwko ludności cywilnej.

A szkolenia? W jakiś sposób przygotowujecie się do tego, co może się wydarzyć?

KG: Tak, byłam na takim szkoleniu pół roku temu. Zorganizowali i prowadzili je byli komandosi z brytyjskiego SAS-u. Na tydzień zamknęli nas w posiadłości pod Londynem. Strzelali do nas, rzucali granatami, kazali szukać min i ćwiczyli nas na wypadek zamieszek i działań wojennych. Nawet zainscenizowali porwanie, które było całkiem wiarygodne. Mieliśmy też szkolenie z tzw. medycyny pola walki. Uczyliśmy się co robić, gdy ktoś zostanie ranny w wybuchu bomby. I to się nagle zrobiło bardzo aktualne. Pół roku temu nikt się tego nie spodziewał, że ta wiedza może się okazać potrzeba.

Korespondenci dostają też specjalne apteczki, z którymi laik nie wiedziałby co zrobić. Są tam m.in. specjalne opaski uciskowe, środki do blokowania krwawienia. Tego, jak ich używać też się uczyliśmy.

KM: Takie szkolenia w Polsce dla dziennikarzy organizuje wojsko. Trwają one 5 dnia i trzeba je powtarzać. Może się na nie zgłosić każdy dziennikarz, który odpowiednio uzasadni, dlaczego potrzebuje takiego przeszkolenia.

Jak bliscy korespondentów reagują na ich pracę?

Byliście na granicy polsko-ukraińskiej. Wiem, że teraz będziecie jechać do Ukrainy.

KM: Tak, przygotowujemy się do wyjazdu.

KG: Musimy być przygotowani na sytuację, gdy będziemy musieli zostawić samochód i wszystkie bagaże. Mamy spakowane specjalne plecaki, tzw. plecaki ucieczkowe. Są w nim dokumenty, ładowarka do telefonu, powerbank, laptop, bateria do kamery. Wszystko to, co pozwoli nam działać.

Boicie się?

KM: Tylko głupcy się nie boją, a strach jest oznaką rozsądku.

KG: Każdy z nas przeżył chwile strachu, ale myślę, że one inaczej wyglądają, kiedy jesteśmy tam na miejscu. Kiedy trzeba wybrać między własnym bezpieczeństwem a tym, żeby mieć dobry materiał. Trzeba ten balans zachować, ale zdarza się, że dziennikarze przekraczają tę granicę.

KM: Adrenalina sprawia, że w sytuacji, kiedy dzieje się coś niebezpiecznego, to tego strachu się nie odczuwa. Każdy z nas ma inną konstrukcję psychiczną i różnie się to oczywiście kończy. Jest strach, ale organizm do pewnego stopnia nas chroni.

A jak wasi bliscy reagują na wasze wyjazdy?

KM: Muszę cię zaskoczyć, ale narzeczona bardzo mnie wspiera. Wie, że to, co robię, jest dla mnie bardzo ważne. I czasem sam muszę powiedzieć, że może nie, że tym razem nie pojadę. Nigdy nie powiedziała mi: „nie jedź”. Mam pełne wsparcie z jej strony.

KG: Tak się żyje z dziennikarzem, trzeba do tego przywyknąć. Ja też mam pełne zrozumienie i akceptację tego, że czasem ten mój gen newsowca nie pozwala mi wysiedzieć w domu.

Zobacz także:

Polska Akcja Humanitarna
Polska Akcja Humanitarna
  • 30 lat doświadczenia
  • Od 2014 roku z misją w Ukrainie, z biurem pomocowym w Kijowie
  • Opiera się na 4 zasadach: humanitaryzmu, bezstronności, neutralności i niezależności
  • Regularnie publikuje raporty finansowe ze swoich działań
podziel się:

Pozostałe wiadomości