System oceniania w szkole
Dla wielu uczniów ostatnie dni półrocza to prawdziwy bieg przez piekło w spodniach nasączonych benzyną. Zewsząd czają się zagrożenia - te realne i te bardziej metaforyczne, czas się kurczy, a nauczyciel ma określone moce przerobowe. Do tego dochodzi powtarzane jak mantra powiedzenie, że szkoła to nie uczelnia i nauka na koniec semestru nie przejdzie.
Szkoła
- Nauczyciel musi postawić tylko jedną ocenę - podkreśliła Dorota Kujawa-Weinke. - I jest to ocena na koniec roku i zgodnie z prawem oświatowym musi być wyrażona cyfrą od 1 do 6. W ciągu semestru ocenianie ma ucznia zmotywować i nie jest powiedziane, czy w sposób pozytywny, czy negatywny. Z tej samej ustawy wynika, że ocena powinna informować młodego człowieka, co on już umie i wie, jak ma poprawić błędy oraz dawać wskazówki do tego, żeby się rozwijać - dodała.
Mogłoby się wydawać, że szkoła jest ostatnim bastionem sprawiedliwości na tym świecie - oceny wystawiane są w stosunku do postanowionych przez nauczyciela wymagań. Jednak na ich realizację składa się mnóstwo czynników, które zarówno od ucznia, jak i pedagoga pozostają niezależne.
- Myślę, że nigdy nie dochodzi do czegoś takiego jak sprawiedliwość w wystawieniu oceny - stwierdziła rozmówczyni Adama Barabasza. - Na początku roku podaję moim uczniom zakresy materiału, którego przyswojenie planuję zweryfikować. Jednak zanim dojdzie do sprawdzianu, to chciałabym zobaczyć, czy i jak moi podopieczni się uczą. W obrębie działu lub zagadnienia można zorganizować klasówkę ocenioną za pomocą informacji zwrotnej wskazującej, co już zostało przyswojone, a nad czym należy jeszcze popracować. Na półrocze nie musimy oceniać uczniów cyfrą. U mnie uczniowie pisali listy, w których zawierali informacje, czego się nauczyli i jak sami określają swoją pracę. Często zdarzało się, że ktoś pisał "zasłużyłem na 4", ale mnie to nigdy nie porywało i zawsze proszę, żeby dokładnie wypisali, dlaczego należy im się taka, a nie inna ocena. Bywało też tak, że prosiłam na rozmowę rodzica, aby naradzić się, jaki kierunek w ocenianiu obrać i niejednokrotnie brałam to pod uwagę.
Kto choć raz nie obudzi się przed końcem semestru z oceną, z której nie był szczególnie dumny, niech pierwszy rzuci kamieniem. Czy jednak poprawianie stopni ma jakikolwiek sens?
- Moim zdaniem ogromny - powiedziała Dorota Kujawa-Weinke. - Załóżmy, że dziecko przygotowało się rzetelnie do sprawdzianu, zarówno podczas pracy miesięcznej, jak i w domu. Ale po drodze do szkoły dochodzi do kłótni między uczniem a jego przyjacielem i emocjonalnie zawiesił się na tej sytuacji. No i co z taką rzeczą zrobić, kiedy widzimy, że w ciągu miesiąca ten dzieciak dał z siebie wszystko. I właśnie taka poprawa jest dla nich ratunkiem. Oczywiście mamy też takich, którzy się nie nauczą i zobaczą, co było na sprawdzianie i pod tym kątem przygotują się na drugi termin. Dla mnie najważniejsze jest to, że uczeń w ogóle chce się nauczyć. Nie jestem strażnikiem, który ma łapać na niewiedzy. Rolą nauczyciela jest zorganizowanie procesu uczenia najlepiej jak potrafi, ale nie mogę się za nikogo nauczyć, ani też nikogo niczego nie nauczę, jeśli ta osoba sama nie będzie chciała - zaznaczyła.
Czy średnia ważona jest dobrym rozwiązaniem?
W wielu szkołach nauczyciele stosują średnią ważoną do obliczenia oceny semestralnej i końcoworocznej. Każdej ocenie przypisywana jest odpowiednia waga według której wylicza się ostateczną wartość. Co ciekawe, nie bez znaczenia pozostają nieprzygotowania czy stopnie, które zostały poprawione.
- Według mnie średnia ważona jest rozwiązaniem sprzecznym z prawem oświatowym - stwierdziła Dorota Kujawa-Weinke. - Nie wiem, skąd ten wymysł, aby pewnym stopniom i formom sprawdzania wiedzy nadawać rangę, a nie podejść do ucznia w sposób całościowy: wziąć pod uwagę nie tylko napisane sprawdziany, ale też np. zaangażowanie, możliwości. Staje mi przed oczami obraz, na którym Bóg waży z zasłoniętymi oczami grzechy ludzkie. Podobnie jest, kiedy przystępujemy do oceny na podstawie średniej ważonej. Czy można podejść w arytmetyczny sposób do ucznia i uczenia, które jest pewnym procesem. My jako dorośli też czasami nie wyrabiamy się z terminami, nie przygotowujemy czegoś na czas. Dlaczego więc mamy taką chęć dowalenia temu uczniowi, który szkołę powinien kojarzyć z miejscem, gdzie chce przychodzić. Tymczasem mam wrażenie, że to jest taka łapanka. Nie polegamy na zasobach, tylko na brakach uczniów- podsumowuje.
Zobacz także:
- Jak przetrwać szkołę? Ekspert poleca metodę pomodoro
- Edukacja w Finlandii przykładem nowoczesnej szkoły. Czy w Polsce może być podobnie?
- Szkoła a talenty ucznia. "System polski jest nastawiony bardziej na ich niszczenie"
Autor: Adam Barabasz
Źródło zdjęcia głównego: SDI Productions/Getty Images