Włodzimierz Grekulak, jak znaczna część mieszkańców pomorskiego Sztumu, przez całe życie związany był z tamtejszym więzieniem. Przez lata pracował jako urzędnik w przywięziennym zakładzie. Dziś z powodu choroby jest na rencie.
Uwaga! TVN
Uwaga! TVN. Kto zaatakował rencistę?
Pan Włodzimierz wieczorem, 8 września wybrał się z bratem na położoną w centrum miasta działkę. - Przy jednej z altanek była impreza. Jak przechodziłem, jeden z mężczyzn zaczepił mnie, pytając: "Ej, gdzie idziesz?" – relacjonuje Grekulak. I dodaje: - Zignorowałem to, bo ten człowiek był podpity. Poszedłem na swoją działkę, zapaliłem światło, żeby nie myślał, że to jakiś złodziej. Po pewnym czasie wracałem, oni podbiegli i utworzyli kółko, a on uderzył mnie mocno w twarz.
- Brat dostał najpierw z pięści w twarz, a jak już leżał, to tamten okładał go nogami. Reszta pilnowała. Nie było ani jednego, który by powiedział mu: "Stop, co ty robisz?" – podkreśla Mirosław Grekulak.
- Leżałem skulony, okryłem głowę, żeby mi jej nie skopał. Leczę się onkologicznie, od pięciu lat mam pierwszą grupę inwalidzką, mam przewlekłą białaczkę szpikową. Jaki ja jestem dla podpitego 30-latka przeciwnik? – mówi pan Włodzimierz.
62-latek przekonuje, że wszyscy obecni wówczas na działkach mężczyźni byli funkcjonariuszami zakładu karnego.
- Część z nich była w mundurach służbowych. Na koszulkach było napisane: "Służba Więzienna" – wskazuje pan Włodzimierz.
Sztum. Rencista pobity na działce
Napadnięci mężczyźni natychmiast zgłosili pobicie na pobliskiej komendzie. Gdy pod ogródek działkowy podjechał radiowóz, strażnicy więzienni, jak gdyby nic się nie stało, bawili się dalej.
- Policjant zapytał mnie, który mnie pobił. Wskazałem sprawcę. Funkcjonariusz zapytał go: "Czy pobił pan tego starszego pana?". On się dumny wyprężył i powiedział, że tak. Po czym dodał: "A może pokazać też legitymację służbową? Bo też jestem mundurowy" – przywołuje pan Włodzimierz.
- On niby myślał, że mój brat jest złodziejem. Ale gdzie tam… on po prostu czegoś szukał – chciał się wyładować. I znalazł akurat jego – uważam pan Mirosław.
Policjanci po spisaniu danych strażników odjechali. - Podejrzany sprawca nie został wówczas zatrzymany z uwagi na to, że nie były spełnione żadne przesłanki, żeby go zatrzymać – twierdzi Paweł Łyko, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Sztumie. I dodaje: - Ta osoba nie została przebadana na zawartość alkoholu, z uwagi na to, że nie zachodziły żadne przesłanki. Od tej osoby nie była wyczuwalna woń alkoholu, wypowiadała się składnie i logicznie.
Pobity przez strażnika więziennego rencista pojechał natychmiast do szpitala.
- Z porady ambulatoryjnej wynika, że byłem przez pana doktora badany, ale prawda jest taka, że pan doktor nie podszedł do mnie nawet na jeden metr. Fizycznie mnie nie badał – podkreśla pan Włodzimierz.
- Byłem też prywatnie u okulisty. To był pierwszy lekarz, który do mnie podszedł i otworzył mi zbite oko. Samemu nie mogłem go otworzyć, nic na nie nie widziałem – dodaje mężczyzna.
Niespodziewanie, dzień później, sprawca pobicia zaproponował panu Włodzimierzowi spotkanie.
- Zaczął mnie bardzo przepraszać. Powiedział: "Jakoś byśmy się dogadali. Pan oświadczenie podpisze". Zaproponował mi, co jest śmieszne, 500 zł zadośćuczynienia za pobicie. Powiedziałem, żeby poszedł do domu i się zastanowił, co mówi. Ale już nie zadzwonił – opowiada 62-latek.
Reakcja więzienia
Niedługo później pan Włodzimierz został wezwany na policję i przesłuchany. Spodziewał się szybkiego wyciągnięcia konsekwencji wobec sprawcy oraz jego kolegów. Nic takiego się nie wydarzyło.
- Byłem przekonany, że on przynajmniej zostanie zawieszony do wyjaśnienia, ale nic się nie dzieje. Minęły trzy miesiące i oni są w służbie – mówi pan Włodzimierz.
- Próbują coś zamieść pod dywan. Pracowałem w zakładzie przywięziennym 25 lat. Znałem funkcjonariuszy i to wielu. Czegoś takiego nie było – podkreśla brat pana Włodzimierza.
Zarzut
Okazuje się, że prowadzący śledztwo prokurator miesiąc temu postawił Adrianowi W. zarzut pobicia pana Włodzimierza. Strażnikowi, który na co dzień jest zastępcą szefa zmiany w sztumskim zakładzie karnym, grożą dwa lata więzienia.
Czy o postawieniu zarzutu mężczyźnie poinformowany został przełożony mężczyzny?
- Tak, taka informacja została przekazana przełożonemu, jest to zgodne z przepisami kodeksu postępowania karnego – mówi Grażyna Wawryniuk z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
Dyrektor więzienia w Sztumie nie chciał rozmawiać na temat strażników uczestniczących w zajściu na działkach. Gdy zadaliśmy pisemnie pytania, otrzymaliśmy lakoniczną odpowiedź, że postępowanie dyscyplinarne w tej sprawie zawieszono na czas prokuratorskiego śledztwa.
Prośby o spotkanie przed kamerą oraz szereg pytań, na które dyrektor zakładu karnego w Sztumie odmówił odpowiedzi, wysłaliśmy również do dyrektora generalnego Służby Więziennej. Odpowiedź była równie lakoniczna: "Informacje możliwe do przekazania w tej sprawie, na tym etapie prowadzonych postępowań, zostały udzielone".
"Zwolniłbym go dyscyplinarnie"
Niewielki Sztum wciąż żyje sprawą pobicia na działkach. Wieści o braku konsekwencji wobec sprawcy dotarły również do emerytowanego dyrektora sztumskiego więzienia.
- Jak miałbym przekonanie, że sprawa polega na prawdzie i nie ma żadnych innych okoliczności przemawiających na korzyść sprawcy, to bym go zwolnił dyscyplinarnie. Są zasady etyki służbowej, jest pewien etos funkcjonariusza, jest prawo, które do tego zobowiązuje. I to jest wszystko – mówi Tadeusz Buber-Bubrowiecki.
Tymczasem strażnik i zastępca szefa zmiany Adrian W. zmienił swoją wersję wydarzeń i nie przyznaje się już do pobicia rencisty.
- Nie pobiłem pana Włodzimierza. Do niczego się nie przyznaję. Dziękuję, więcej informacji nie udzielam – oświadczył mężczyzna w rozmowie z reporterem.
Postanowiliśmy pomóc panu Włodzimierzowi. Dopilnowaniem, by strażnicy ze Sztumu nie uniknęli kary, zgodził się zająć znany prawnik z pobliskiej Gdyni.
- Po analizie akt postępowania, po zapoznaniu się z tym, jakie czynności zostały już przeprowadzone, będziemy oceniać, co naszym zdaniem należy jeszcze wykonać. Z pewnością będziemy chcieli złożyć dokumentację medyczną, potwierdzającą fakt poniesienia obrażeń, jak i dokumentację fotograficzną, którą z tego, co mi wiadomo, organy ścigania nie dysponują – mówi adwokat Bartosz Grube.
- W środowisku przywięziennym przepracowałem prawie 30 lat. Zbyt długo ta sprawa się ciągnie i chyba organa ścigania chcą pozamiatać to pod dywan. Bo to są służby mundurowe i tam powinno być wszystko dobrze – kwituje pan Włodzimierz.
Zobacz także:
- Ojciec zabrał dzieci na wakacje do Pakistanu. "Córce grozi wczesne wyjście za mąż i sprzedanie"
- Uwaga! Nie miał litości nad pasierbem. Matka bezczynnie przyglądała się tragedii
- Trzyletnia Julka jest uwięziona we własnym ciele. "To choroba nieuleczalna, która z nią pozostanie"
Autor: Michalina Kobla
Źródło: Uwaga! TVN
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga! TVN