- Mąż powiedział, że nie może patrzeć na to, co się dzieje. Popłakał się. Powiedziałam mu: "Jak czujesz, że masz zrobić coś dobrego dla kogoś, to to rób, ja cię nie powstrzymam". Zdecydował, żeby zorganizować grupę ludzi, którzy będą jechali z nim konwojem – opowiada Monika Dybek.
Mąż pani Moniki - Łukasz Michalkiewicz - zorganizował konwój, tworząc na Facebooku Grupę Transgraniczną. Jej celem jest ewakuacja samochodami i autokarami uchodźców ze Lwowa, do którego docierają kobiety i dzieci z całej Ukrainy.
Uwaga! TVN
Uwaga! TVN. Grupa Transgraniczna
Akcja Grupy Transgranicznej nabrała tempa, po tym jak właściciel jednej z firm przewozowych udostępnił dwa autokary z kierowcami.
- Decyzję podjęliśmy z marszu, to była chwila. Żeby móc patrzeć w lustro, trzeba było coś zrobić – tłumaczy Marek Głowacki, jeden z kierowców.
W konwoju pojechała też ukraińska nauczycielka ze Lwowa, która dzień po ataku Rosji na Ukrainę uciekła do Polski. Teraz postanowiła wrócić tam w roli tłumacza, by pomóc w ewakuacji dzieciom i matkom nieznającym języka polskiego. Drugim tłumaczem jest mąż pani Olgi.
- Jeden tłumacz będzie w jednym autobusie, drugi w drugim. W każdym autobusie będzie 50 matek z dziećmi – objaśnia szczegóły akcji Łukasz Michalkiewicz.
"Damy radę"
Z Olsztyna, skąd wyruszył konwój, do granicy z Ukrainą w Hrebennem jest ponad 500 kilometrów. Po stronie ukraińskiej kierowcy muszą przejechać jeszcze 90 kilometrów, co w tamtejszych warunkach zajmuje około dwie godziny.
- Rozmawiałam z panem Łukaszem [jeden z kierowców autobusu - przyp. red.] i początkowo myślałam, że będzie jechał do granicy, żeby zabrać ludzi, a jak on mówi, że jeździł w głąb Ukrainy na przykład do Winnicy i zabierał ludzi, i nie spał po parę nocy, serce pęka - mówi Olga Krankowska, która w konwoju pojechała w roli tłumacza.
Grupa Transgraniczna zaplanowała, by zabrać do autobusów 100 osób, a potem wrócić do Lwowa po kolejne 100 osób.
- Damy radę – mówi z nadzieją Łukasz Michalkiewicz.
- Do autobusu będziemy wpuszczać tyle osób, ile się zmieści – deklarował w trakcie drogi kierowca pan Marek.
Ewakuacja
Konwój Grupy Transgranicznej przekroczył granicę o siódmej rano. Kierowcy liczyli, że za dnia droga będzie bezpieczniejsza. W dzień nie obowiązuje godzina policyjna.
W końcu wolontariusze dotarli do jednego z lwowskich przedszkoli, gdzie wypakowali zabrane z Polski dary. Mają one trafić do lwowskiego szpitala wojskowego i do Kijowa.
Ostatecznie ze Lwowa udało się zabrać ponad 120 kobiet i dziećmi. Po dwóch godzinach jazdy autokary dotarły na granicę z Polską. Po stronie ukraińskiej stał tłum uchodźców, i sznur samochodów chcących przekroczyć granicę. Na miejscu widać było zdenerwowanie i przemęczenie zmarzniętych ludzi, zwłaszcza tych, którzy dotarli tam na piechotę, idąc z dziećmi nawet przez kilka dni.
Po siedmiu godzinach nasz konwój przejechał przez granicę. Nie było widać jednak radości wśród uratowanych matek i dzieci.
- W Ukrainie został mój mąż, mama, tata – tłumaczy pani Kamila, ocierając łzy.
W nie najlepszym nastroju była też pani Monika.
- Miałam jeszcze do odebrania dwie rodziny i nie udało się – wyznaje kobieta.
Następnego pani Monika i jej mąż, postanowili wrócić do Lwowa, by pomóc rodzinie, której wcześniej zaoferowali transport. Ostatecznie operacja się udała.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Matka z dwójką dzieci wydostała się z piekła wojny. "Mariupol znajduje się 1300 km od Polski"
- Przywiozła dzieci do Polski i wróciła walczyć o Ukrainę. "Nie jadę umierać, planuję żyć"
- Czują się pokrzywdzeni przez firmę cateringową. "Nie dostawaliśmy pensji, a oni kupowali luksusowy jacht"
Autor: Michalina Kobla
Źródło: Uwaga! TVN
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga! TVN