Teściowa próbowała zamienić moje życie w koszmar. Opamiętała się w ostatniej chwili

Teściowa i synowa
Teściowa i synowa
Źródło: E+/Getty Images
Kiedy poznałam Krzyśka, zrozumiałam, co to znaczy miłość od pierwszego wejrzenia. Przystojny, uprzejmy, inteligentny... Ideał! Prawdopodobnie właśnie w tym momencie powinna zapalić mi się czerwona lampka, ale o tym, że ideały nie istnieją, przypomniałam sobie dopiero później. Każdy ma swoją ciemną stronę. W przypadku Krzysztofa była nią jego mama.

Spotkanie, które mogło być mailem

Na początku wszystko przypominało film romantyczny. Ja, oczywiście, byłam jego główną bohaterką. Poznaliśmy się w pracy podczas jednego z długich spotkań, które spokojnie mogłoby być mailem. Niestety, w ciasnej i dusznej salce gdzieś na końcu korytarza musieliśmy wysłuchać niekończących się przemówień w korpomowie. Brak tlenu, nudne wywody i deszcz za oknem sprawiły, że nie mogłam powstrzymać ziewania. Wtedy nasze spojrzenia spotkały się po raz pierwszy. W jego oczach zobaczyłam rozbawienie. Uśmiechnął się do mnie i znów skupił wzrok na prowadzącym spotkanie. Kiedy w końcu mogliśmy wrócić do swoich biurek, pospiesznie opuściłam salkę, jednak Krzysiek dogonił mnie na korytarzu.

- Widzę, że też nie najlepiej się bawiłaś - zagadnął z uśmiechem. - Można tak powiedzieć. Zazdroszczę ludziom, którzy mają czas na takie bezproduktywne spotkania - odpowiedziałam, odwzajemniając uśmiech. - Jestem Krzysiek, to mój drugi dzień w pracy, jeszcze nikogo tu nie znam. Może dasz się zaprosić na lunch?

Trzeba przyznać, że mój rozmówca nie tracił czasu, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Był przystojny, sprawiał wrażenie interesującego. Pomyślałam, że to dobry pomysł i... rzeczywiście taki był. Tak się zagadaliśmy na stołówce, że nie tylko nasze talerze pozostały nietknięte, ale dosyć mocno przekroczyliśmy czas przeznaczony na przerwę.

Od tamtej pory wspólne lunche stały się naszą codziennością. Krzysztof opowiadał mi o swojej pasji - podróżach. Z plecakiem na plecach zwiedził niemal pół świata i potrafił o tym opowiadać w taki sposób, że do tej pory dziwię się, że żadna z telewizji się o niego nie upomniała. Co ważne, Krzysiek umiał nie tylko mówić, ale też słuchać. Kiedy mówiłam mu o swoich marzeniach i celach, zadawał mi pytania, służył radą, miałam poczucie, że naprawdę jest zaangażowany. Nic dziwnego, że nasza relacja ze stopy zawodowej szybko przeniosła się na płaszczyznę prywatną.

Dosyć szybko, bo po zaledwie kilku tygodniach, zostaliśmy parą. Po kolejnych dwóch miesiącach Krzysiek wprowadził się do mnie - on mieszkał z rodzicami, a ja wynajmowałam niewielką kawalerkę blisko biura, więc takie rozwiązanie wydawało nam się najlepsze. Wtedy wydawało mi się, że nic nie jest w stanie zniszczyć sielanki, którą sobie stworzyliśmy... Do czasu pierwszego spotkania z jego rodzicami, a właściwie - z jego mamą, bo tata, podobnie jak ja, nie miał zbyt wiele do powiedzenia.

Wizyta u rodziców

Któregoś wieczoru Krzysiek bardzo długo rozmawiał z mamą. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby pod koniec nie zaczął na mnie zerkać i przytakiwać.

- Tak... Tak, masz rację... Tak, rozumiem.... Oczywiście, przekażę jej....

Kiedy się rozłączył, poważnym tonem oznajmił mi, że jego mama chce mnie poznać, a skoro ja nie pomyślałam o tym, żeby ją zaprosić, to ona zaprasza nas. Nie powiedział tego wprost, ale czułam, że ma do mnie jakąś pretensję w związku z tą sytuacją. Szybko odgoniłam złe myśli, bo naprawdę cieszyłam się na to spotkanie.

W dniu wizyty założyłam najlepszą sukienkę, starannie się uczesałam i zrobiłam delikatny makijaż. Mamie Krzysztofa kupiłam kwiaty, a jego ojcu dobry koniak - Krzysztof wspominał kiedyś, że tata bardzo lubi wypić lampkę po kolacji. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg domu (a, należy dodać, że to był naprawdę piękny dom z dużym ogrodem, uświadomiono mi, jak duży błąd popełniłam.

- Kwiaty? Szkoda pieniędzy, za chwilę zwiędną. O zobacz, ta róża już nadaje się tylko do wyrzucenia - stwierdziła kategorycznym tonem gospodyni. - Alkohol? W naszym domu nie pije się alkoholu - dodała, patrząc na torebkę, którą trzymałam.

Kiedy zdejmowałam płaszcz, usłyszałam, jak teatralnym szeptem pyta Krzyśka, czy przypadkiem nie pochodzę z patologicznej rodziny. Zabolało, ale postanowiłam udać, że nic się nie stało. Przywołałam na twarz promienny uśmiech i podążyłam za moim partnerem i jego mamą do salonu. W czasie obiadu mama Krzysztofa kompletnie mnie ignorowała. Rozmawiała wyłącznie ze swoim synem, ale biorąc pod uwagę pierwsze zdanie, które do mnie wypowiedziała, nawet się z takiego obrotu spraw cieszyłam.

Przy wyjściu podziękowałam grzecznie za miły czas i pyszny posiłek, a Beata (bo tak ma na imię moja teściowa) po raz kolejny puściła to mimo uszu. Serdecznie uściskała natomiast swojego syna.

- To kiedy nas znowu, Krzysiu, odwiedzisz? - zapytała zatroskanym tonem. - Mam wrażenie, że schudłeś. Zapakować ci pieczeń? Odgrzejesz sobie - dodała. - Nie, mamo, nie trzeba - odparł Krzysztof. - Majka świetnie gotuje, niczego nam nie brakuje - zapewnił, a ja poczułam, jak fala ciepła zalewa moje serce. - No cóż, nie widać. Musisz przyłożyć więcej wysiłku do gotowania. Może powinnam cię nauczyć, jak prawidłowo przygotować posiłek dla mojego syna? - podsumowała Beata, taksując mnie wzrokiem.

Wychodziłam rozżalona, ale Krzysztof szybko rozgonił zły humor. Jak tylko wyszliśmy za bramę, przytulił mnie i powiedział, że byłam bardzo dzielna.

- Wiem, że mama nie zachowywała się dobrze. To dla niej trudne, w końcu jestem jej jedynym synem - wyjaśnił. - To co, kino na poprawę humoru? Ja zapraszam - dodał. Szybko puściłam w niepamięć afront, który mnie spotkał.

Przez kolejne miesiące mama wielokrotnie zapraszała Krzysztofa do siebie, jednak nigdy nie wspominała o mnie. Było mi to nawet na rękę, jednak gdzieś głęboko w sercu czułam żal, bo czułam się odrzucona.

Zaręczyny i ślub (nie całkiem) jak z bajki

Kolejne miesiące mijały, a ja czułam się coraz bardziej związana z Krzysztofem. Nasza relacja naprawdę dawała mi poczucie szczęścia i bezpieczeństwa. Niestety, raz na jakiś czas pojawiała się w niej mama, która próbowała manipulować synem, a on chętnie się temu poddawał, jednak zazwyczaj udawało nam się dojść do porozumienia.

Pierwszy poważny zgrzyt pojawił się przy... zaręczynach. Walentynki, piękna kolacja i to najważniejsze pytanie. Byłam tak wzruszona, że nawet nie zorientowałam się, że nie dostałam pierścionka. Zapytała o niego dopiero moja przyjaciółka, do której zadzwoniłam, żeby się pochwalić. Pech chciał, że rozmawialiśmy na głośniku, więc Krzysztof to pytanie usłyszał.

- Mama mówi, że szkoda pieniędzy na takie duperele, lepiej kupić coś praktycznego - wyjaśnił z rozbrajającą szczerością. - I coś takiego dla Ciebie znalazłem! - dodał zadowolony z siebie.

Przeczucia mnie nie myliły. Mój ukochany poderwał się z kanapy i pobiegł do przedpokoju, z którego przytargał ogromne pudełko z... robotem kuchennym w środku. I w tym momencie cały czar prysł. Niestety, podczas przygotowań do ślubu okazało się, że jest tylko gorzej. Teściowa próbowała ingerować dosłownie we wszystko, o czym została poinformowana. Mała, kameralna uroczystość? Nigdy w życiu! Ona już zaprosiła kuzynów ze Szczecina. Obiad zamiast dwydniowej imprezy? Ona się ze wstydu pod ziemię zapadnie! Ślub cywilny? Na pogański ślub Beata nie wyraża zgody. Widziałam, że Krzysztof się łamał i chciał spełnić jej oczekiwania, jednak pozostawałam nieugięta. To nasza uroczystość i ma odbyć się na naszych zasadach. Finalnie ślub był jak z bajki, prawie taki, jak sobie wymarzyłam. Dlaczego prawie? Teściowej jakimś cudem udało się jednak zaprosić zespół, który przyjechał na miejsce i zaczął rozkładać sprzęt obok zdezorientowanego DJ-a, którego zamówiliśmy. Próbowała też odwołać florystkę i zmienić smak tortu, jednak to się jej na szczęście nie udało.

Ostatnia granica

Niedługo po naszym ślubie postanowiliśmy z mężem, że przeprowadzimy się do nowego, większego mieszkania. Była to decyzja podjęta po długich rozmowach i planowaniu. Niestety, moja teściowa miała na ten temat zupełnie inne zdanie.

- Czemu chcecie się przeprowadzać? To mieszkanie jest za drogie i za małe - krzyczała do telefonu. - Przecież możecie wprowadzić się do nas - stwierdziła. Ta opcja nie wchodziła w grę, więc spokojnie tłumaczyliśmy, że chcemy mieszkać na swoim, a mieszkanie, które wybraliśmy, jest dla nas idealne. Krzysiek próbował stanąć po mojej stronie, ale jego matka potrafiła być bardzo przekonująca. Widziałam, że wizja mieszkania z mamusią wydała mu się bardzo kusząca.

- Słuchaj, synu, wiem, co jest dla ciebie najlepsze. Zawsze cię wspierałam. Nie pozwól, by cię zmylili obcy ludzie - ostrzegała.

Tego było za wiele. Szybko skończyłam rozmowę i zapytałam męża, jak długo zamierza tolerować sposób, w jaki traktuje mnie jego matka. To go otrzeźwiło, przynajmniej na chwilę.

Kolejną kością niezgody okazały się nasze plany wakacyjne - przy okazji miała to być nasza podróż poślubna.

- Dlaczego chcecie wyjeżdżać tak daleko, skoro możecie spędzić czas z rodziną? - zapytała z wściekłością. - To nasza podróż poślubna, a na nią nowożeńcy wyjeżdżają zazwyczaj we dwoje - odparłam spokojnie.

Niestety, moja teściowa nie przyjmuje łatwo "nie" jako odpowiedź i często próbuje przekonać swojego syna, że nasze decyzje są niewłaściwe.

- Pomyśl o tym, co robisz. Nie ignoruj tradycji rodzinnych. One są ważne. Rodzina jest ważna. Ta prawdziwa - zaznaczyła, zwracając się do mojego męża.

Krzysztof nie zareagował, co z kolei spowodowało, że w naszym domu nadeszły ciche dni. Czuję się, jakbym ciągle musiała bronić swoich decyzji i życiowych wyborów, nie tylko przed sobą, ale też przed osobą, która powinna być dla mnie wsparciem i dodatkowym członkiem rodziny. Teściowa umiejętnie manipuluje synem tak, że Krzysiek cały czas czuje się winny, bo jedną z nas musi rozczarować.

Samą siebie Beata przeszła jednak dopiero w momencie, kiedy zaszłam w ciążę. Najpierw powątpiewała, czy rzeczywiście spodziewam się dziecka. Z pełnym udawanej troski tonem dopytywała, czy aby lekarz się nie pomylił, wszak jestem "taka chudziutka". Kiedy te sugestie puszczaliśmy mimo uszu, przystąpiła do poważniejszego ataku. Któregoś wieczoru wróciłam do domu od lekarza i usłyszałam fragment rozmowy.

- Tak, mamo, jestem pewien, że to moje dziecko... Nie, nie będę tego sprawdzał.... Nie. - w tym momencie Krzysztof zobaczył mnie i rozłączył się, jednak było za późno. Zażądałam wyjaśnień. Okazało się, że mama podejrzewa, że zdradziłam męża, bo według jej pokrętnej logiki, gdyby to było jego dziecko, to tyłabym w ciąży jak jego matka. Tego było za wiele. Zadzwoniłam do Beaty i szybko powiedziałam jej, co sądzę o takich insynuacjach. Zagroziłam, że jeżeli nie przestanie zachowywać się w ten sposób, odejdę od jej syna i pozbawię jej kontaktu z wnukiem. Nie dałam jej dojść do słowa, rozłączyłam się i od razu powiedziałam Krzyśkowi, że mam tego dosyć. Długo byłam tolerancyjna i przymykałam oko na zachowanie jego matki, jednak teraz ostatnia granica została przekroczona. Musi więc wybrać: ja albo mamusia.

Tego samego wieczoru zadzwonił do nas teść, że mama miała zawał. Do szpitala pojechaliśmy oboje, ale na miejscu, ku mojemu zaskoczeniu, lekarz prowadzący powiedział, że Beata chce widzieć się tylko ze mną. Niepewnie weszłam do sali, na której leżała.

- Wiesz, Maju, chciałam Cię przeprosić. Zachowywałam się okropnie. Dopiero Twój telefon i ostra reprymenda od Janusza uświadomiła mi, że zachowuję się dokładnie jak jego matka, która nigdy mnie nie szanowała - przyznała drżącym głosem. - Byłam tak zakochana w moim synu, że nie mieściło mi się w głowie, że może pokochać inną kobietę. Wybaczysz mi? - zapytała.

Łzy napłynęły mi do oczu. Mocno ją przytuliłam i zapewniłam, że rozumiem i oczywiście wszystko puszczamy w niepamięć. Od tamtej pory zdarzyły się jeszcze sytuacje, w których się nie zgadzałyśmy, albo Beata próbowała na siłę forsować swoje zdanie. Puszczamy to najczęściej mimo uszu, a teściowa też potrafi odpuścić. Najdłużej walczyła chyba o chrzest Karolka, naszego syna, ale i w tej sprawie w końcu skapitulowała.

Skocz do sklepu TVN!
Skocz do sklepu TVN!

Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady. 

Zobacz także:

podziel się:

Pozostałe wiadomości