Jak rozpoznać oszusta matrymonialnego?
Jak czytamy w artykule Ewy Wilczyńskiej, Magda po śmierci męża, który zmarł na raka trzustki, została sama z córką. Dopiero po roku od straty ukochanego, postanowiła założyć profil na portalu randkowym. Tam poznała Marcina, który wyróżniał się na tle innych mężczyzn. To było na początku 2018 roku. Dała mu numer telefonu, w końcu umówili się na kawę. Podczas spotkania okazało się, że Marcin tak naprawdę ma na imię Robert. Wyglądał też inaczej niż na zdjęciach w Internecie. Bohaterka artykułu wyznała, że wtedy pierwszy raz poczuła, że powinna się wycofać.
- (...) zaczął tłumaczyć, że pracuje w służbach specjalnych i nie może podawać prawdziwych danych. Miło się rozmawiało, mówiłam mu jednak, że nie jestem gotowa na nowy związek. On się nie zrażał. Dzwonił, proponował spotkanie, jak odmówiłam, to stwierdził, że przywiezie chociaż zakupy i faktycznie zaraz był pod moim domem - wyznała Magda.
Z tekstu Ewy Wilczyńskiej wynika, że Robert zabierał Magdę na spacery, bawił się z jej córką, później przedstawił swoje dzieci i wspólnie jeździli na wycieczki. Był zaangażowany w tę relację.
Oszust pożyczał pieniądze. Później zaczął grozić
Magda chciała sprzedać jedno z aut, do spłaty leasingu zostały trzy raty. - Powiedział, że kupi ode mnie to auto. Umówiliśmy się, że przepiszę na niego leasing, a on zapłaci mi ok. 300 tys. zł. Tamten dzień pamiętam jak przez mgłę. Pojechaliśmy do salonu BMW. Miał dwie umowy - o przepisanie leasingu i spłatę. Obydwie na nazwisko kobiety, jej jednak tam nie było. Zresztą pracownika BMW też nie. Ale umowy podpisaliśmy w ich salonie - powiedziała Magda dziennikarce Gazety Wyborczej. - Po jakimś czasie zaczęłam prosić Roberta o zwrot pieniędzy za samochód. Zwodził mnie, że niedługo je odda - dodała.
Kobieta pożyczyła Robertowi jeszcze 200 tys. zł. - Zadzwonił, że jest w niebezpieczeństwie, ma problemy z gangsterami. Pobili go i mu grożą. Słyszałam w tle płacz jego dzieci, młodsze mówiło: "ciociu ratuj". Robert mówił, że wiedzą też o mnie, znają mój adres. Pokazał mi człowieka, który go zastrasza. Robił wrażenie groźnego - czytamy w artykule.
W pewnym momencie Magda postanowiła upomnieć się o swoje pieniądze. Wtedy Robert się wściekł. - Siedzieliśmy przy stoliku w kawiarni, ja po raz kolejny powiedziałam, że musi mnie spłacić. Zaczął krzyczeć, że jestem głupią materialistką i napluł mi w twarz - wyznała i dodała, że nie chciała zrywać kontaktu z mężczyzną, ponieważ bała się, że nie odzyska pieniędzy.
Jak dowiadujemy się z tekstu Ewy Wilczyńskiej w "Gazecie Wyborczej", Magda miała 300 tys. zł złożone w skrytce depozytowej w banku. Pieniądze pochodziły ze sprzedaży domu, który budowała ze swoim mężem. Okazało się, że w skrytce zamiast banknotów, zostały tylko białe kartki. Umowa na sprzedaż auta zniknęła. Ta dotycząca pożyczki również. Była za to inna, która miała być dowodem na to, że to Magda jest winna Robertowi 100 tys. zł.
Bohaterka tekstu nie jest jedyną ofiarą oszusta matrymonialnego. Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu postawiła mężczyźnie 17 zarzutów. Sprawa dotyczy pięciu kobiety, które miały stracić ok. 600 tys. zł i przedmioty warte ok. 450 tys. zł. Mężczyzna nie przyznał się do żadnego z zarzucanych mu czynów.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Uwierzyła we wzruszającą historię i straciła blisko 170 tysięcy złotych
- Kalibabkę przedstawiano jako eksperta od uwodzenia, a był okrutnym przestępcą. "To predator seksualny"
- Czym są voice phishing i stay toxic? Nowe zagrożenia w randkowaniu
Autor: Justyna Piąsta
Źródło: Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: Digital Vision