Jeszcze w zeszłym roku życie Maksyma z Czernichowa toczyło się wokół rodziny, pracy i zawodów sportowych, podczas których zdobywał medale i pokonywał rekordy. Wszystko zmieniło się pod koniec lutego, kiedy wybuchła wojna w Ukrainie. Mężczyzna wraz z żoną i 10-letnim synem, przez ponad miesiąc, żył w oblężonym przez Rosjan mieście. - Nie wierzyłem, że może dojść do czegoś takiego, że brat napadanie na brata, sąsiad na sąsiada. Codziennie nadlatywały samoloty i zrzucały bomby. Artyleria ciągle prowadziła ostrzał. Bomby spadały na domy, ludzie ginęli - opowiada.
Wojna w Ukrainie
Domownicy zaczęli szukać bezpiecznej kryjówki. Początkowo była nią piwnica, jednak ze względu na syna, który chorował na autyzm i źle znosił długie godziny w ukryciu, bliscy postanowili się przenieść. - Na początku wojny, za każdym razem, gdy ogłaszano alarm, chowaliśmy się do schronu. Tak było przez kilka dni. Dmytro nie mógł wysiedzieć tam więcej niż dwie godziny, więc podjęliśmy decyzję, że będziemy ukrywać się w korytarzu naszego mieszkania - opowiada Maksym.
Wielka tragedia – śmierć syna
Tragicznym daniem dla Maksyma okazał się być 16 marca. To właśnie wtedy bomby zaczęły spadać na osiedle, na którym mieszkał z rodziną. W wyniku ostrzału stracił syna.
- Nagle usłyszeliśmy, że zaczyna się ostrzał. Schowaliśmy się w naszym budynku na klatce schodowej. Było tam wiele osób. Gdy wszystko ucichło, poszliśmy do domu i położyliśmy się spać w ubraniach. Dimie udało się zasnąć. W nocy bomby zaczęły znowu spadać. Pobiegłem do sąsiadki. Zdecydowaliśmy się, że znowu ukryjemy się na klatce schodowej. W pewnym momencie bomba eksplodowała niedaleko drzwi. Usłyszałem ogromny hałas. Drzwi wleciały do środka. Nie wiedziałem, co się stało. Usłyszałem krzyk żony: "moja noga". Rozejrzałem się po klatce, syn leżał w kałuży krwi. Odłamki wbiły mu się w głowę
Ratunek dla rodziny
Na pomoc rodzinie ruszyli dwaj wolontariusze. Żonę i syna zabrano w bezpieczne miejsce, do szpitala. Dmytro trafił na intensywną terapię. - Każdego dnia ich odwiedzałem. Najpierw pytałem lekarzy o syna, a później siedziałem z żoną. Mieliśmy nadzieję, że Dmytro odzyska przytomność. Po tygodniu, 23 marca usłyszałem od lekarzy, że synek nie żyje - wspomina Maksym.
Ta wiadomość była wielkim szokiem dla mężczyzny. Jak przyznaje, nie miał pojęcia, jak przekazać tragiczne wieści żonie. - Gdy wszedłem do jej sali, to powtarzałem: "musimy uratować ciebie". Ona zrozumiała, co się stało. Od tamtej pory żona płacze codziennie - mówi ukraiński biegacz.
Pogrzeb syna i rekonwalescencja żony
10-letniego Dmytra pochowano, dopiero gdy rosyjscy żołnierze wycofali się z Czernichowa. Po pogrzebie Maksym zaopiekował się żoną, której groziła amputacja nogi. - Operacja się udała. Lekarze uratowali nogę żony, ale potrzebne są jej jeszcze dwa zabiegi - jeden za cztery miesiące, a drugi za rok. Potem czeka ją długa rehabilitacja - mówi Maksym.
Życie już nigdy nie będzie takie samo. Małżeństwo jednak stara się funkcjonować tak jak dawniej. Maksym marzy, by znów wrócić do biegania i każdy kilometr poświęcać Dmytrowi. - Wygramy tę wojnę, wszystko będzie dobrze. Odbudujemy kraj i będziemy rozkwitać - dodaje mężczyzna.
Więcej na stronie TVN24.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- 9-letnia Ukrainka napisała list do zmarłej mamy. "Chciałabym, żebyś trafiła do nieba i była tam szczęśliwa"
- Wolontariusze, czyli współcześni siłacze z darmowych sklepów. "Padał śnieg a na zewnątrz stał 16-latek bez kurtki"
- Ta rodzina przyjęła do siebie ponad 1000 osób z Ukrainy. "Nie rozumiałam, po co to robi"
- 30 lat doświadczenia
- Od 2014 roku z misją w Ukrainie, z biurem pomocowym w Kijowie
- Opiera się na 4 zasadach: humanitaryzmu, bezstronności, neutralności i niezależności
- Regularnie publikuje raporty finansowe ze swoich działań
Autor: Nastazja Bloch
Źródło: Materiał: "Faktów o Świecie" TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 BiS