Mihailo Liala żył z rodziną na Ukrainie, niedaleko granicy z Polską. W dzieciństwie, razem z bratem i siostrą oglądał bajki wyświetlane w naszej telewizji i z nich uczył się języka polskiego.
W wieku 18 lat otrzymał powołanie do wojska. Bardzo spodobała mu się służba i po roku od jej rozpoczęcia postanowił zostać w armii. Pojechał na wojnę, która od kilku lat toczy się na wschodzie Ukrainy. Było ciężko, podczas walk zginęło jego 13 kolegów. Niestety, 12 lutego 2015 roku został ranny. Doszło do tego w trakcie starć pod Debalcewem. Z wypadku niewiele pamięta:
Zobaczyłem dwa drony i potem już nic nie pamiętam.
>>> Zobacz także:
- Ukraina. "Jak będzie dalej wie tylko Bóg"
- Uciekli z Donbasu. Muszą zbudować życie od zera
- Czy da się wyleczyć z wojennej traumy?
Okazało się, że w pojazd pancerny, którym jechał Misza uderzył pocisk rakietowy typu Grad, a zaraz po tym przejechał po nim czołg. Nieprzytomnego Miszę wyciągnięto ze zniszczonego pojazdu i w ciężkim stanie przetransportowano do szpitala w Dnieprze. Miał złamany kręgosłup, wszystkie żebra, łopatki i dziury w płucach. Lekarze poradzili rodzicom Miszy, aby się modlili za syna, ponieważ została mu godzina, góra dwie godziny życia. Na szczęście ich słowa się nie sprawdziły. Kiedy po kilku dniach odzyskał przytomność, zaczął krzyczeć i nerwowo rozglądać się po pokoju. Szukał kolegów, kamizelki kuloodpornej i broni. W końcu jednak udało się go uspokoić.
Następnie Misza trafił na prawie siedem miesięcy do szpitala we Lwowie. Tam nauczył się poruszać na wózku inwalidzkim. Ale to mu nie wystarczyło, on chciał się chodzić na własnych nogach. W tym celu latem 2018 roku przyjechał do jednego z polskich ośrodków rehabilitacyjnych, który polecił mu kolega. Mihailo jest pełen zapału i bardzo przykłada się do ćwiczeń, motywuje też swoich kolegów, którzy również walczą o zdrowie i sprawność. Ciężka praca opłaca się, ponieważ w chwili obecnej mężczyzna już wstaje na nogi i robi pierwsze kroki.
A jak czuje się psychicznie? Czy w Polsce także myśli o wojnie?
Często mi się śniła. We śnie stałem z kolegami na drodze, a przed nami była jakaś mała osoba - chyba dziewczynka. Za każdym razem podbiegałem do niej, zabierałem ją do mojego czołgu, ruszaliśmy. Budziłem się, kiedy dojeżdżałem do miejsca, w którym miałem wypadek.
- przyznaje, a potem dodaje z lekkim uśmiechem na twarzy:
Od dwóch miesięcy nie mam już tego snu i bardzo się z tego cieszę.
Autor: Redakcja Dzień Dobry TVN