Gwiazdy Gogglebox uratowały dziecko
Sprawa zapewne nie ujrzałaby światła dziennego, gdyby nie wpis jednej z osób, które uczestniczyły w akcji mającej na celu znalezienie dziecka. - Dziś byłam w Mielnie, gdzie była akcja poszukiwawcza małej Andżeliki - zdradziła internautka. - Artur był jednym z nielicznych, który przebiegł kawał drogi w poszukiwaniu małej, a wielu wysportowanych młodzików leżało na kocach, popijali zimne piwo i obserwowali, czy znaleziono dziecko - dodała, nie kryjąc oburzenia.
Agnieszka i Artur w rozmowie z Adamem Barabaszem z serwisu dziendobry.tvn.pl zdradzili, że podeszła do nich zapłakana kobieta w zaawansowanej ciąży, pytając, czy nie widzieli jej córeczki, ubranej w szary kostium kąpielowy. Z relacji małżeństwa wynikało, że matka zauważyła zniknięcie dziecka już wcześniej i rozpoczęła poszukiwania na własną rękę.
- Była w mocno zaawansowanej ciąży, drugie dziecko miała na ręku, ok. 3-letniego chłopczyka - powiedział Artur Kotoński. - Żona zapytała się jej, dlaczego płacze, a ona odparła, że zginęło jej dziecko. W pierwszym momencie nie wiedziałem, co mam zrobić. Odłożyłem to, co miałem w ręce i pobiegłem do wody, wołając innych mężczyzn. Ruszyło się dwóch, trzech. Zmierzaliśmy w stronę falochronów, ale nigdzie jej nie było - wyjawił.
Poszukiwania dziecka w Mielnie
Po chwili poszukiwania przeniosły się na ląd. - Byliśmy pomiędzy Mielnem a Mielenkiem, a z tego, co mówili plażowicze, dziewczynka poszła w przeciwnym kierunku, w stronę Unieścia - doprecyzował Artur Kotoński. - Pobiegliśmy tam z synem, on pierwszy, po drodze pytając ludzi, czy nie widzieli dziewczynki w szarych majteczkach, 6-letniej, blondynki. Mówili, że przechodziła, że wołała "mama" i płakała - dodał.
Agnieszkę Kotońską uderzył fakt, że pomimo tłumu na plaży nikt nie zainteresował się ani samotnie spacerującym dzieckiem, ani jego spanikowaną, ciężarną matką.
- Szpilki nie szło wbić, ale ludzie żyją w takiej znieczulicy, w tej pandemii tak się poróżnili, tak są nastawieni źle jeden do drugiego - nie ukrywała emocji Agnieszka. - Żeby nikt się nie ruszył?! Dziecko idzie 4 kilometry przed siebie, woła: "mama, mama", siedzą matki z własnymi dziećmi i zero instynktu. Zamiast zapytać: "Skąd jesteś dziewczynko? Dlaczego płaczesz?". Gdyby przede mną tak dziecko przeszło, to wiadomo - policja. Oni już wiedzą, co mają robić. Leżą, piją, kłócą się na tych plażach, ale nikt nie pomógł. To się po prostu w głowie nie mieści - podsumowuje.
Gdy akcja nabierała tempa, niektórzy z plażowiczów zaoferowali pomoc.
- Jak biegłem, to jakiś mężczyzna podał mi wodę - powiedział Artur. - Mam 45 lat, trochę brzucha i brak kondycji, ale wiedziałem, że musimy ją znaleźć - podkreślił.
Agnieszka i Artur Kotońscy pomogli matce
Gdy Artur poszukiwał dziewczynki na plaży, jego żona wezwała odpowiednie służby. - Powiedziałam matce dziecka, żeby usiadła na kocu, wzięłam telefon i zaczęłam wydzwaniać - powiedziała Agnieszka Kotońska. - Cały czas siedziałam z policją na telefonie, naprowadzając ich jak mają nas znaleźć - dodała.
Ostatecznie dziewczynka została odnaleziona po dwóch godzinach. Trafiła w ręce mamy, a tą zajęli się pracownicy pogotowia ratunkowego, którzy pojawili się wraz z policją. Kobieta otrzymała kroplówkę.
- Ona była cała zapuchnięta od płaczu, jej synek też płakał - wyjawił Artur. - Gdy przyjechała już dziewczynka, znowu były łzy, moje też - dodał. - Oddaliliśmy się, bo nie chcieliśmy przeszkadzać. Nie oczekiwałem podziękowań ani oklasków, bo nie czuję się bohaterem - podsumowuje.
Zobacz wideo: Agnieszka Kotońska: "Zafunduję wycieczkę dookoła świata temu, kto znajdzie gabinet medycyny estetycznej, który mnie przerabiał"
Zobacz także:
Robert Kochanek kiedyś i dziś. Jak zmienił się uczestnik programu "40 kontra 20"?
Robin Williams świętowałby 70. urodziny. "Pozorny śmiech może być odpowiednikiem płaczu"
Autor: Adam Barabasz