"Piżamki" - reportaż, który wstrząsnął całą Polską
"Piżamki" - tak zatytułowany jest reportaż dziennikarza Janusza Schwertnera ukazujący realia w ośrodku dla dzieci i młodzieży w Garwolinie. Ze słów dziennikarza wynika, że tamtejsi pacjenci zmagający się z problemami psychicznymi, m.in. depresją czy zaburzeniami osobowości są dręczeni i upokarzani. Z artykułu dowiadujemy się, że gdy personel wykryje na ciele dzieci samookaleczenia, to pielęgniarki odbierają im wszystkie ubrania i zostawiają je w samej bieliźnie. Od tej pory mają obowiązek chodzenia i spania tylko w pasiastej piżamie, która jest przestrogą dla innych podopiecznych.
- Naznaczony piżamką pacjent każdorazowo otrzymuje grubą książkę do przeczytania. Oliwia, wówczas 13-latka, dostała do wyboru "Quo vadis" albo "Pana Tadeusza". Książki nie wystarczyło przeczytać, trzeba było jeszcze zdać jej treść u terapeutów. Kara w Garwolinie obowiązuje tak długo, aż pacjent zdoła przyswoić całą fabułę - czytamy.
- Podopieczni oddziału w Garwolinie zmagają się z poważnymi problemami psychicznymi i w większości dostają tu silne leki przeciwpsychotyczne. U wielu farmakoterapia wywołuje liczne skutki uboczne: kłopoty z koncentracją, bezsenność, zmęczenie, ból głowy. Mimo to personel zmusza dzieci, by za drobne przewinienia uczyły się "Trenów" i innych utworów na pamięć. Aż do momentu, gdy nie wykują ich linijka po linijce, pacjenci nie mają prawa wychodzić na zewnątrz – podobnie jak ci, którzy są karani piżamką - napisał dziennikarz, a potem podsumował katalog kar: - A więc "piżamki" są za okaleczenia i inne formy agresji. "Lekturki" idą w parze z "piżamkami", a także wymierza się je osobno za "przewinienia" o nieco mniejszej skali. A "wierszyki" można dostać właściwie za wszystko. Zaś jeden element łączy wszystkie kary: naznaczonych pacjentów obowiązuje bezwzględny zakaz opuszczania budynku, co ma wywołać u nich dodatkowe cierpienie.
O tym dramatycznym obrazie i nie tylko porozmawialiśmy z autorem materiału.
Dziennikarz Janusz Schwertner o reportażu "Piżamki"
Dominika Czerniszewska, dziendobry.tvn.pl: Jak udało Ci się dotrzeć do ośrodka?
Janusz Schwertner, autor reportażu: Od jakiegoś czasu zajmuję się sprawą psychiatrii dziecięcej. Staram się zwracać uwagę na największe bolączki systemu. W związku z tym pozostaję w kontakcie z różnymi terapeutami i lekarzami, którzy przyjmują prywatnie bądź w publicznych ośrodkach. O Garwolinie mówi się w środowisku od dawna - znane są nawet przypadki, gdy psychiatrzy dziecięcy wprost odradzają rodzicom posyłanie tam dziecka. To zrobiło na mnie wrażenie. Chciałem dokładniej poznać powody i zrozumieć mechanizm, jaki panuje na tym oddziale. Zacząłem szukać bohaterów - nie było to trudne, bo w tym świecie w gruncie rzeczy wszyscy się znają. Opiekunowie i rodzice pacjentów, sami pacjenci, lekarze, terapeuci - było jasne, że prędzej czy później trafię na kogoś, kto doświadczył Garwolina. Muszę tutaj podziękować moim niezwykle odważnym i niezwykle silnym bohaterkom - Martynie, Oliwii, Magdzie, Agnieszce. Spędziliśmy trochę czasu na rozmowach, na czytaniu dokumentacji i potwierdzaniu historii zawartych ostatecznie w tekście. Tak naprawdę to właśnie dzięki nim - dzięki ludziom, którzy decydują się podzielić swoimi historiami - udaje nam się coraz mocniej naświetlać problemy psychiatrii dziecięcej. Bez nich nie ruszylibyśmy do przodu, a psychiatria nadal pozostawałaby schowana za barierą społecznego lęku, wstydu. Nadal byłaby tabu.
Czy podczas śledztwa natknąłeś się na jakieś przeszkody?
Nie, żałuję tylko, że nie udało się doprowadzić do spotkania z osobami, które rządzą oddziałem i szpitalem. Chciałbym posłuchać i jeszcze lepiej zrozumieć, jakich pozytywów upatrują w stosowaniu tego typu metod. Spodziewam się, że chodzi o "przełamanie oporu" pacjenta poprzez wzbudzenie w nich strachu przed karą - jednak zgodnie z obecną wiedzą, na co wskazuje choćby dr Agnieszka Dąbrowska wypowiadająca się w tym reportażu - to nie są, łagodnie mówiąc, metody właściwe i skuteczne.
Miałem okazję być tam na miejscu. Nie udało się z nikim porozmawiać. Otrzymałem tylko zgodę na rozmowę poprzez e-mail. Poprosiłem za to, by pokazano mi "piżamki", w jakie przebierane są dzieci, gdy spotyka je kara. Niestety, odmówiono mi.
Przedstawiasz wiele dramatycznych historii pacjentów. Która z nich najbardziej cię poruszyła?
Wszystkie po równo. Ale wkurza mnie to, że Martyna chce się leczyć, chce dać sobie szansę, a nie może sobie na to pozwolić. To niestety nasze państwo w pigułce: jeśli nie stać cię na prywatnego lekarza, system karze twojej depresji albo twoim myślom samobójczym "poczekać" . A depresja nie czeka. Martyna dowiedziała się, że może skorzystać z terapii na NFZ "za rok, może półtora". To przygnębiające. To nie jest kraj dla chorujących psychicznie. Pozostawiliśmy dużą grupę osób w potrzebie bez żadnego wsparcia.
Myślisz, że to się zmieni?
Wierzę, że się zmieni. Ten oddział ma swoje plusy - piszę w reportażu o tym, że kierowniczka ma dobre intencje, tylko niestety koszmarne niektóre metody, nie do przyjęcia w 2021 r. Byłbym szczęśliwy, gdyby oddział zaktualizował swoją wiedzę i zaprzestał tego typu działań. W mojej opinii wszystkim wyszłoby to na dobre.
A na samym oddziale?
"Piżamki", "lekturki", "wierszyki" nie są postrzegane na tym oddziale jako negatywne, w związku z czym jak najbardziej nadal tam obowiązują. Już po publikacji materiału otrzymałem sygnały ze strony rodziców, których dzieci obecnie przebywają w Garwolinie. Potwierdzają, że pod tym kątem nic się nie zmieniło.
Twój materiał wstrząsnął Polską. Czy spodziewałeś się takiego odzewu?
Tak. Od jakiegoś czasu temat psychiatrii dziecięcej mocno porusza nasze emocje i naszą wyobraźnię. Jesteśmy jako społeczeństwo wkurzeni. My, świat dorosłych, zgotowaliśmy dzieciom i nastolatkom z problemami psychicznymi piekło. Istnieje cała masa systemowych problemów, braki w kadrze lekarskiej, braki wśród terapeutów szkolnych, braki w oddziałach - a do tego wszystkiego ciągle tabu, które do niczego dobrego nas nie zaprowadzi. Problem nie znika, gdy się o nim nie mówi. Jednak mam poczucie, że w Polsce istnieje silna grupa domagająca się realnej zmiany: to sami rodzice, sami młodzi pacjenci, ale także niektórzy politycy, rzecznik praw pacjenta, Adam Bodnar, wiele fundacji i stowarzyszeń, wielu dziennikarzy, działaczy społecznych, także influencerów czy innych postaci publicznych. Tworzymy całkiem realny, silny front - a kropla drąży skałę.
Stanowisko Ministerstwa Zdrowia
Po publikacji reportażu Janusza Schwertnera zareagowało Ministerstwo Zdrowia. - W trybie pilnym kierujemy do placówki kontrolę konsultanta krajowego w dziedzinie psychiatrii dzieci i młodzieży. Jednocześnie również w trybie pilnym kierujemy wniosek o kontrolę do Rzecznika Praw Pacjenta - podał resort.
Zobacz także:
- Dramatyczna sytuacja w schronisku na Paluchu. "Jesteśmy załamani. Zwierzęta nie mają warunków. Psy sikają na siebie"
- "Siła jest kobietą". Traumatyczna historia tancerki Agnieszki Boruty: "Opowiem wam o tym, jak uciekłam z domu publicznego"
- Dach hospicjum dla dzieci wymaga remontu. W akcję włączył się Zygmunt Chajzer
Zobacz wideo: Uwaga! TVN: Nie ma nogi, żyje samotnie w dramatycznych warunkach. Sąsiedzi: Opieka społeczna od lat go ignoruje
Autor: Dominika Czerniszewska
Źródło: onet.pl