Rodzina od roku koczuje na klatkach schodowych
Mieszkańcy bloku żalą się na bezdomnych. Nie są w stanie zaakceptować trybu życia niechcianych gości. Tymczasem dla pani Józefy i jej syna, klatka schodowa to miejsce bezpiecznego noclegu.
- Wyzywają ich od śmierdzieli i gnoi. Krzyczą, żeby się wynosili – opowiada Danuta Krajewska z serwisu sprzątającego.
Przepędzani z klatek schodowych bezdomni, przenoszą się wczesnym rankiem na osiedlowy przystanek autobusowy. Tu myją się, przygotowują posiłki, gromadzą pakunki z rzeczami osobistymi. Tu również są szykanowani przez mieszkańców osiedla.
- To są ludzie? To jest bydło, a nie ludzie. Jak zwierzęta – słyszymy od jednego z przechodniów. - Do Korei Południowej by ich posłali – dodaje inna osoba.
Doświadczając przykrości, bezdomni stali się nieufni. Mimo wszystko próbowaliśmy porozmawiać z panią Józefą i jej synem. - Nie mam żadnych potrzeb, dziękuję – stwierdza pan Zbigniew.
Interwencje
O problemie bezdomnych spółdzielnia mieszkaniowa wielokrotnie informowała służby. Interwencje policji, straży miejskiej i MOPS-u nie poprawiły jednak trudnej sytuacji bezdomnych.
- Ciągle słyszymy, że nic się nie da z tym zrobić, że oni nie są zagrożeniem. To już trwa rok – ubolewa Piotr Karweta ze spółdzielni mieszkaniowej „Górnik” w Jaworznie.
W przeszłości rodzina mieszkała na sąsiednim osiedlu. Zarówno kobieta, jak i jej syn byli ofiarami przemocy domowej. W związku z zadłużeniem, rodzinę eksmitowano.
- Jeszcze jak mąż żył, to trzymał jakoś tę rodzinę. Ale on był alkoholikiem i ją maltretował. Oni nigdy nie byli zaradni życiowo, a ona przecież dostawała rentę – mówi sąsiadka Grażyna Lubocińska. I dodaje: - Jakby ktoś się zainteresował, to mogli opłacać to mieszkanie. Właśnie takie osoby powinny dostać pomoc, takie które są bezbronne i nieporadne życiowo.
- My, jako mieszkańcy, nie mamy możliwości i środków, żeby im pomóc. Ale miasto ma. Jest XXI wiek, nie można takich ludzi siłą do szpitala oddać? Nie wierzę w to. Oni potrzebują natychmiastowej opieki medycznej – mówi Iwona Drożniak z rady nadzorczej spółdzielni „Górnik”.
- Dzwonimy po straż miejską. Dzwonimy codziennie, ale to się kończy tylko zmuszeniem ich do wyjścia z klatki schodowej. Jak wyjdą to ich zostawiają – mówi pan Ryszard, jeden z mieszkańców osiedla.
Co noc bezdomni próbują ulokować się na klatce schodowej. Po kilku godzinach snu, o świcie, znów wychodzą na przystanek.
- My chcemy jedynie mieszkanie – żeby nam pokój z kuchnią dali. I więcej nic. Nie chcę od nich żadnych pieniędzy. Chcę być samodzielna, niezależna – stwierdza pani Józefa.
- Liczymy, że może opieka, albo prezydent da im jakiś mieszkanie. Żeby nie byli już bezdomni. Żeby dostali talony na jedzenie i mogli się wykąpać. Szkoda każdego jednego człowieka – podkreśla Danuta Krajewska.
MOPS
Sytuacją pani Józefy i jej syna Zbigniewa kolejny raz zainteresowaliśmy ośrodek pomocy społecznej. W kwietniu tego roku, uchwałą rady miejskiej, przyjęto program wychodzenia z bezdomności. Miasto oferuje szereg rozwiązań.
- Te osoby wielokrotnie otrzymywały ofertę pomocy ze strony MOPS-u – zapewnia Ewelina Bomba z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Jaworznie. I opowiada: - Wielokrotnie ich środowisko koczowania, bo nie są to tylko klatki schodowe, było wizytowane przez pracowników socjalnych, streetworkerów i służby porządkowe. Tym osobom oferowaliśmy żywność, schronienie, czy to w noclegowni, czy schronisku. Oni wszystkiego odmawiają, do tego stopnia, że mówią pracownikom socjalnym, że nie życzą sobie, żeby ktoś ich nękał i nachodził.
Panią Ewelinę namówiliśmy, by pojechała z nami spotkać się z panią Józefą i panem Zbigniewem.
Pracownica MOPS-u zaoferowała do czasu rozpatrywania wniosku o mieszkanie - pokój, gdzie rodzina mogłaby normalnie się umyć i zjeść.
- Będziecie żyć w normalnych warunkach, będziecie mieć dach nad głową. Nikt was nie będzie niczym ograniczał – uspokajała Ewelina Bomba.
- Musimy się zastanowić, nie od razu – stwierdził pan Zbigniew.
Wyciąganie z bezdomności jest sprawą trudną, często czasochłonną. - Musimy wykazać ogromną determinację. I tego powinniśmy wymagać od wszystkich służb. Od osób, które pracują w ośrodkach pomocy społecznej. Tak, żeby byli nastawieni na drugiego człowieka otwartym sercem i głową – mówi Adriana Porowska z Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej. I dodaje: - Znam przykłady osób, do których jeździliśmy kilka lat. Nie zostawialiśmy ich bez pomocy, jak byli w warunkach niemieszkalnych. I kilka lat zajmowało nam to, aby te osoby były w stanie skorzystać z pomocy i nam zaufały.
Na razie pani Józefa i pan Zbigniew nie zdecydowali się na przyjęcie pomocy.
Cały reportaż można obejrzeć na stronie Uwaga! TVN.
Zobacz też:
Autor: Luiza Bebłot
Źródło: Uwaga! TVN