Książka "Dziad. On silny, my silniejsi"
Joanna Górska trzy lata temu zachorowała na raka piersi. Od tego czasu przeszła 16 wlewów chemioterapii, operację oszczędzającą i 25 naświetleń radioterapii. Leczenie zakończyła 27 kwietnia 2018 roku, a obecnie jest w remisji. W walce z chorobą dziennikarce pomógł partner, Robert Szulc. Pewnego dnia para postanowiła opisać swoją historię i stworzyć coś, w rodzaju przewodnika, drogowskazu dla osób, które znalazły się w podobnej sytuacji życiowej.
Książka, którą zatytułowali "Dziad. On silny, my silniejsi" ukazała się 30 września.
W momencie, kiedy ta książka wychodziła już do druku, zastanawialiśmy się, dla kogo właściwie jest. Mieliśmy takie podejście, ze właściwie dla nas i później się okaże. Okazuje się, że dziewczyny, które teraz zaczynają swoją 'przygodę' nowotworową, zabierają 'Dziada' na chemię i piszą, że daje im niesamowitą siłę. Jeżeli po coś jest ta książka, to właśnie po to, żeby motywować, inspirować, pokazać, że nawet z najgorszej sytuacji jest wyjście
– powiedziała Joanna.
Pisanie – forma autoterapii
Joanna przyznała, że w trudnym dla niej czasie, pisanie było formą terapii. Początkowo dziennikarka prowadziła anonimowego bloga, który pozwalał jej na wyrzucenie z siebie wszystkich emocji. Niestety pewnego dnia stronę internetową odkryła mama Joanny, która zadzwoniła i powiedziała, że dłużej tego nie wytrzyma. Dziennikarka zaczęła więc tworzyć w komputerze prywatne notatki.
Walka z chorobą nie byłaby możliwa bez wsparcia bliskich. Osobą, która podnosiła na duchu Joannę, a także trzymała ją w pionie, był jej partner Robert Szulc.
O osobach wspierających zupełnie się nie pamięta, a mają one kluczową rolę w procesie leczenia. Wspierają chorych, dbają o silną głowę oraz o tzw. komfort chorowania. Nie lubię tego sformułowania, ale oddaje ono rzeczywistość. Osoba, która choruje, powinna się skupić na pokonywaniu choroby. Ja musiałam zmienić całkowicie moje życie. Moje życie to podróżowanie, 7 miesięcy w roku spędzam za granicą. Nie miałem z tym problemu, bo kocham. To była szybka decyzja
- powiedział podróżnik.
Wspólna walka o zdrowie – najtrudniejsze momenty
Podczas leczenia i przyjmowania chemii Robert cały czas był oparciem dla ukochanej. Mężczyzna wiedział, że łącząc siły, są w stanie pokonać nawet największe zło. Partnerzy podzielili się rolami. Joasia chorowała, natomiast Robert dbał o rozmowy z lekarzami, leki i wizyty u specjalistów.
Dla mnie najtrudniejsze było patrzenie, jak cierpi osoba, którą kocham i że jestem w tym wszystkim bezsilny. Chętnie przejąłbym na siebie ten ból, który miała Joasia. Kiedy widziałem, jak cierpi, ja też cierpiałem, musiałem znaleźć ujście tej sytuacji
– powiedział Robert.
Robert zdradził, że wiele razy był zły i miał ochotę krzyczeć. Mimo wszystko, dla dobra Joasi, zachowywał twarz pokerzysty. Ujście emocji dawały mu dopiero długie spacery i marszobiegi.
Myślę, że to jest też taki sprawdzian ze społeczeństwa. My w takich momentach pokazujemy, jacy jesteśmy, jaka jest siła naszych uczuć. Jeżeli kochamy, to się w ogóle nad tym nie zastanawiamy, tylko działamy
– wytłumaczył.
Oparcie i pomocna dłoń najbliższych pozwoliła Joannie pokonać raka. Obecnie mija już 30 miesiąc remisji. Dziennikarka wytłumaczyła jednak, że ze względu na pokorę nigdy nie mówi o wygraniu walki z chorobą, gdyż boi się, że może ona wrócić.
Nie mogę tak powiedzieć, jestem w remisji 30 miesięcy i obym za każdym razem, jak robię badania słyszała – czysto. To jest słowo, którego bardzo pragniemy
- podsumowała Joanna.
Nie oglądałeś Dzień Dobry TVN na antenie? Pełne odcinki znajdziesz w serwisie Player.
Zobacz także:
Kiedy szczepionka na COVID-19 pomoże wygasić pandemię? "Dowiemy się dopiero po kilku miesiącach"
Waldemar Kowalewski ponownie wyrusza na K2. "Moim marzeniem jest zrobić to bez tlenu"
Martyna Wojciechowska znalazła w Bangladeszu najmłodszą bohaterkę "Kobiety na krańcu świata"
Autor: Nastazja Bloch