Patryk Pachecka to 31-letni gdańszczanin, który wyjechał z Polski z powodu kłopotów z prawem. W 2016 r., w Londynie poznaje Grzegorza Pietryckiego i jego przyjaciela Marcina, a po kilku dniach zostaje ich współlokatorem. Częstym gościem w ich domu przy Maryland Road 10 jest znajomy Patryka - Grzegorz Szal. Obu łączyła kryminalna przeszłość i problemy z policją. Na dwa dni przez zabójstwem Pietryckiego w mieszkaniu pojawia się nowy współlokator - Grzegorz G. Wprowadza się tymczasowo, ponieważ po rozstaniu z dziewczyną nie ma dachu nad głową.
Dzień zabójstwa Grzegorza Pietryckiego
W dniu zabójstwa, w poniedziałek 23 sierpnia 2016 r. Grzegorz Szal zjawa się w domu na Maryland Road. W mieszkaniu zastaje Grzegorza G., który wydaje się być poddenerwowany. Po kilku godzinach obaj przenoszą się do mieszkania Szala. Po drodze kupują alkohol. Nad ranem Szal odprowadza Grzegorza G. do domu na Maryland Road. Pierwszy zostaje na zewnątrz, a drugi wchodzi do pokoju przez okno. W pokoju Grzegorz G. natyka się na Pacheckę, który siedzi przed komputerem. Podchodzi do niego, kładzie rękę na ramieniu i przeprasza za wczorajsze swoje zachowanie. Od tego momentu relacje trzech mężczyzn znacząco się różnią.
Według Szala, Pachecka miał wyjść do niego i powiedzieć:
Grzegorz, poczekaj, bo ja idę zaraz do sklepu po papierosy. Wezmę tylko pieniądze z domu.
Po tych słowach Pachecka wraca do domu, a kiedy znów wychodzi, prosi Szala, aby ten pomógł mu uspokoić Grzegorza G., który zaczął się kłócić z Pietryckim. Gdy obaj wchodzą do domu, Grzegorz G. miał poprosić Pacheckę, aby ten obudził śpiącego innego współlokatora Jakuba. Pachecka twierdzi, że kiedy wyszedł z pokoju, by spełnić prośbę Grzegorza G., ten zaatakował Pietryckiego. Natomiast zdaniem Grzegorza Szala, Patryk Pachecka mógł widzieć atak.
Grzegorz Szal opowiada:
Wyszedłem i za chwilę Pachecka wybiegł i mówi, żebym się zrywał, bo Grzegorz G. szaleje z nożami. I tyle. Ja zacząłem uciekać do domu.
Z kolei, w relacji Pachecki, sytuacja wyglądała tak:
Wróciłem się do tego pokoju i zobaczyłem miejsce rzeźni. Zobaczyłem dwie osoby, Grzegorza Pietryckiego, który nie żyje i Grzegorza G, który go trzymał. Trzymali się oburącz, jak zapaśnicy. Cały pokój był we krwi. Z Pietryckiego leciało jak z rynny. Jedyne na co było mnie stać, to po prostu krzyczałem: <<Weź go zostaw, debilu>>. Wybiegłem z tego domu. Nogi same pobiegły.
Grzegorz Szal i Patryk Pachecka twierdzą, że żaden z nich nie widział ataku nożem na Grzegorza Pietryckiego.
Niecałe pół minuty po tym, jak uciekli z domu, kamera rejestruje biegnącego w przeciwnym kierunku Grzegorza Pietryckiego. Ma na sobie tylko szorty i koszulkę, biegnie boso. Chwilę potem, zdaniem policji, idzie za nim Grzegorz G. Prawdopodobnie trzyma w prawej dłoni jakiś przedmiot.
Grzegorz Pietrycki budzi jednego z mieszkańców pobliskich domów. Z nagrania wynika, że Polak był "cały pokryty krwią". O godzinie 5:15 umiera pod drzwiami sąsiada. Otrzymał kilkanaście ciosów ostrym narzędziem. Śmiertelną okazała się rana na szyi.
Śledztwo i proces
Policja rozpoczyna śledztwo. Przesłuchuje Pacheckę i Szala. Mężczyźni w czasie składania zeznań kilka razy zmieniają wersje. Początkowo twierdzą nawet, że w ogóle nie było ich w domu w chwili zabójstwa. Te sprzeczne zeznania zaważyły potem na ich losie. Ich słów nie można skonfrontować z wersją Grzegorza G., który po zabójstwie zniknął bez śladu. Udaje się go namierzyć dopiero po pięciu miesiącach od morderstwa.
Trzej mężczyźni trafili do aresztu. Wszystkich oskarżono o zabójstwo Pietryckiego. Grzegorz G. milczy przez cały czas trwania śledztwa i procesu. Nie przyznaje się do winy i odmawia składania wyjaśnień.
Proces w sprawie zabójstwa Grzegorza Pietryckiego przed Central Criminal Court w Londynie rozpoczyna się 6 listopada 2017 roku i trwa sześć tygodni. Dwunastoosobowa ława przysięgłych naradza się prawie 19 godzin. Werdykt ogłasza 29 grudnia 2017 roku. Grzegorza G. zostaje uniewinniony, a Patryk Pachecka i Grzegorz Szal uznani są za winnych zabójstwa. 24 lipca 2018 r. skazano ich na dożywocie, z możliwością ubiegania się o zwolnienie po 18 latach.
W sprawie jest jednak wiele pytań.
Autor: Redakcja Dzień Dobry TVN