Krystyna Wojcieska ma 87 lat. Choć sama jest schorowana, codziennie opiekuje się blisko 100-letnią siostrą i szwagrem.
Wstaję o godz. 4:45. Gotuję, jem śniadanie. Jedzenie pakuje w gazety, żeby nie ostygło. I wtedy do nich jadę. Mam autobus o 6.40. Jestem u nich o 7:10
– mówi Wojcieska.
Siostra pani Krystyny ma poważne problemy z pamięcią.
- Robi różne straszne rzeczy. Zapala gaz, albo odkręca wodę i idzie spać. Ale szwagrowi, choć jest starszy, głowa jeszcze pracuje.
Pan Edward codziennie wyczekuje na przyjazd pani Krystyny.
Jak ona nie przychodzi to się denerwuje. Któregoś razu przewróciłem się, upadłem, doczołgałem się do fotela w kuchni i tam wstałem. Drugi raz upadłem na podłogę, na wznak w kuchni. Tak jest często
– przyznaje Edward Rzepecki.
Zdarza się, że pani Krystyna przyjeżdża w środku nocy.
- Wtedy biorę taryfę i jadę. Czasami nie chce mi się wstać, też mnie coś boli, nieraz usiądę i się popłaczę. Nie mam pojęcia, co to będzie. Szkoda mi siostry, ale wiadomo, to jest rodzina – mówi Wojcieska.
Zobacz także: Sklep wysyła klientom uszkodzone telewizory?
Opinia lekarska
Pani Krystynie w opiece nad siostrą i szwagrem pomaga syn, który raz w tygodniu przyjeżdża z Olsztyna, by zrobić zakupy i załatwić sprawy urzędowe. Ponieważ stan zdrowia małżeństwa, jak i pani Krystyny pogarszał się – ponad rok temu pan Ryszard poprosił Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej o umieszczenie staruszków w domu pomocy społecznej.
- Poszedłem do opiekunki środowiskowej. Ta pojawiła się u państwa Rzepeckich, przeprowadziła wywiad środowiskowy, wypełniliśmy dokumenty. Złożyłem je w MOPS-ie i czekaliśmy. Do tych dokumentów dołączona miała być opinia lekarza rodzinnego. Myślałem, że tę opinię załatwi MOPS. Czekałem trzy miesiące. W końcu sam poszedłem do lekarza rodzinnego po opinię.
Lekarz rodzinny napisał, że oni nie mogą być sami. Napisał, że są niepełnosprawni i muszą być w domu opieki, żeby mieć opiekę przez całą dobę
– mówi pani Krystyna.
- Zaniosłem opinię bezpośrednio do opiekunki środowiskowej. Ona mnie obfukała, zapytała, jakim prawem przynoszę jej opinię. Że to nie należy do nas. Odpowiedziałem jej, że pół roku czekałem i nie zrobiono nic – mówi Ryszard Wojcieski.
Zamiast skierowania do DPS-u MOPS zaproponował schorowanym małżonkom opiekunkę, która miała się nimi zajmować przez dwie godziny dziennie. Jednak państwo Rzepeccy nie zaakceptowali obcej osoby w swoim domu. Rodzina nadal starała się o całodobową opiekę, tym bardziej, że zalecił ją także lekarz rodzinny państwa Rzepeckich.
Decyzja odmowna
Po kilku miesiącach oczekiwania w końcu zapadła decyzja: MOPS odmówił staruszkom skierowania do DPS-u. Uznał, że małżonkom wystarczy opieka domowa, a ponadto 96-letnia pani Halina może liczyć na wsparcie starszego o dwa lata męża. Według MOPS-u pozostanie we własnym mieszkaniu przyniesie małżonkom więcej korzyści niż pobyt w domu pomocy społecznej. Da im dłuższą aktywność, niezależność, lepsze samopoczucie i zdrowie.
- Uzasadnienie mnie nie przekonuje. Ono idzie w kierunku, czy ta osoba spełniła warunki ustawowe. Są to osoby starsze i chore, pierwsza część warunków została spełniona. Druga, którą powinien zbadać ośrodek, to możliwość zabezpieczenia tych osób w środowisku naturalnym. I tu, jeśli ktoś potrzebuje pomocy całodobowej, a proponuje mu się godzinę, czy dwie godziny opiekunki do osoby, która ma prawie 100 lat, to jest niewystarczające, żeby zabezpieczyć jej potrzeby. Decyzja była wydawana ponad sześć miesięcy, w przypadku osób w tym wieku, to bardzo długo. Czas może mieć duże znaczenie dla ich życia i zdrowia – mówi Paweł Maczyński, przewodniczący Federacji Związkowej Pracowników Socjalnych i Pomocy Społecznej.
Zdruzgotany taką decyzją jest pan Edward.
- Nie tylko bym chciał [trafić do DPS-u – red.], ale ja muszę. Musze koniecznie znaleźć jakieś lokum. Błagam pana – wszystko róbcie, aby nas wzięli z domu. Wstyd mi, jako mężczyźnie, płakać na starość. Jak człowiek jest bez wyjścia, to, co mam robić. Targnąć się na życie? Ja już nie mogę wytrzymać.
Reporter Uwagi! próbował porozmawiać o sytuacji państwa Rzepeckich z dyrektor MOPS-u.
Jestem zajęta. Wykonuje swoje codzienne obowiązki. Bardzo proszę o pytania na piśmie i na piśmie dostaniecie odpowiedź
– oświadczyła Stefania Michalik-Rosa z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Bartoszycach.
Pracę MOPS-u nadzoruje burmistrz Bartoszyc. On także znana sytuację państwa Rzepeckich. Kilka tygodni temu deklarował nawet pomoc dla małżeństwa, ale do dziś nie wiadomo, na czym miałaby ona polegać. Nie zastaliśmy go w urzędzie, dlatego spotkał się z nami zastępca burmistrza.
- Uczynię wszystko, żeby tym ludziom pomóc – deklaruje Krzysztof Hećman, wiceburmistrz Bartoszyc.
ZOBACZ TAKŻE: Maks wpadł we wnyki. Potem ktoś chciał go dobić maczetą