Fotoreporterka Anna Musiałówna: "Byłam świadkiem ułamka sekundy czyjegoś życia"

„Historie nieznane – przez życie z aparatem”, reporter: Mateusz Jarosławski
Fotografia to sposób myślenia. Obiektyw to jest część mnie - mówi Anna Musiałówna. Znana fotoreporterka opowiedziała nam o swojej wielkiej pasji do robienia zdjęć. Jak wyprawa na Spitzbergen zmieniła jej życie?

Dzieciństwo w zakładzie fotograficznym

Tata Anny Musiałówny przez 50 lat (od 1947 roku) prowadził zakład fotograficzny „Tęcza” w Sucheniowie. Anna wychowała się na jego zapleczu.

Część dzieciństwa spędziłam w ciemni obok ojca

- wspomina Musiałówna, która fotografii nauczyła się w zakładzie swojego taty.

Uzdolniona baletnica

Dzieciństwo spędzone w fotograficznym świecie było cudownym okresem w życiu Anny Musiałówny. Zakończyło się, kiedy trafiła do szkoły baletowej z internatem. Ukończyła ją z wyróżnieniem.

Ja byłam podobno zdolna, o czym nie wiedziałam. Zapakowano mnie, pojechałam na egzamin, po jakichś trzech etapach przyjęli mnie. Ukończyłam szkołę z wyróżnieniem. Na dyplomie partnerował mi solista Teatru Wielkiego

-opowiada bohaterka reportażu.

Przygoda z baletem zakończyła się przez niefortunną kontuzję, w wyniku której Anna Musiałówna uszkodziła kolano.

Powrót do fotografii

Często potem dziękowałam opatrzności za ten wypadek, że zobaczę coś innego
Mój brat był już w Warszawie. Robił tam reportaże. Powiedział mi, żebym poszła na ulicę między ludzi. Pokazał się jak zakłada film. Przyniosłam pierwsze zdjęcia i to nie były bezmyślne zdjęcia. Załapałam, że można tym coś pokazać, coś opowiadać. Wtedy dopiero odkryłam fotografię

-mówi fotografka.

Wyprawa na Spitzbergen

W 1981 roku Anna wyruszyła na fotoreporterską wyprawę z czwórką mężczyzn do Spitzbergen. Chwilę przed podróżą przytrafiła się rodzinna tragedia.

To już miało się wydarzyć i najbliższa osoba mi umarła. Po prostu, niespodziewanie zupełnie. Taki szok potworny, tak na początku życia, mieliśmy całe życie przeżyć, a tu się nagle okazało, że człowiek umarł i po prostu pojechałam na ten Spitzbergen. Po takim przeżyciu nie ma czegoś takiego jak lęk. Woda zimna, lód, nie ma, że człowiek się boi, że zginie. Dzięki Spitzbergenowi odcięłam się od tej całej tragedii, od tego dramatu, który tu się wydarzył. Powrót ze Spitzbergenu dał mi taki spokój wewnętrzny

-dodaje Musiałówna. Jak zaznacza, w fotografii dokumentalnej fantastyczne dla niej jest to, że może być świadkiem czyjegoś życia.

Więcej o wyprawie Anny Musiałówny na Spitzbergen, dlaczego zdjęcia stamtąd przeleżały w jej szufladzie prawie 40 lat, posłuchacie w naszej rozmowie ze studia Dzień Dobry TVN:

Autor: Magdalena Gudowska

podziel się:

Pozostałe wiadomości