Śmierć tematem tabu
Dominika Czerniszewska: W naszym kręgu kulturowym śmierć jest tematem tabu. Jak zatem o niej rozmawiać?
Ewa Kalińska, psycholog: Na to pytanie nie ma dobrej odpowiedzi. Wszyscy mniej lub bardziej się jej obawiamy. Jak powiedział Woody Allen: "Nie boję się śmierci, po prostu nie chcę przy niej być, kiedy już się wydarzy". Śmierć jest trudnym zagadnieniem egzystencjalnym, filozoficznym i tutaj nigdy nie będzie łatwo. Oczekiwanie, że ktoś wymyśli metodę czy technikę, że przestanie być trudno, to moim zdaniem – utopia. To się nigdy nie stanie, a myślenie utopijne jest szkodliwe. Natomiast należy pielęgnować obyczaje związane z umieraniem. Polecam wszystkim przeczytać książkę Przemysława Urbańczyka "Trudna historia zwłok", która przedstawia różne kanony i perspektywy związane z umieraniem i oswajaniem tej sytuacji w sposób kulturowy. W tym przypadku możemy szukać jakiejś pociechy w obrzędach, obyczajach. Naszą "zagwozdką" jest to, po co tu jesteśmy i dokąd zmierzamy.
Skoro śmierć jest trudnym tematem, to jak się do niej przygotować?
Tutaj nie ma żadnych gotowych wzorów, schematów. W tej sytuacji musimy podążać za pacjentem, śledzić, co on wie. Często jest tak, że pacjenci wiedzą więcej, niż nam się wydaje, ale unikają rozmowy i musimy to respektować. Mówię jako osoba pracująca w hospicjum, więc to szczególna garstka chorych. Oni na ogół zdają sobie sprawę, gdzie są. Jeżeli mamy do czynienia z wyparciem, to nie uszczęśliwiamy tą wiedzą nikogo na siłę. Musimy postępować zgodnie z wolą pacjenta.
W hospicjum są organizowane grupowe sesje terapeutyczne?
Tutaj pacjenci najczęściej są w tak poważnym stanie, że o grupowych pracach nie ma mowy. Chociaż zdarza się, że osobom, które nawiązały między sobą kontakt, organizujemy w naszej pięknej świetlicy wspólne wypicie herbaty, spotkanie o charakterze towarzyskim, a nie psychoterapeutycznym.
Niektórzy hospicjum wciąż kojarzą z umieralnią – jak odczarować ten szkodliwy zwrot?
Ten stereotyp o umieralni jest niesprawiedliwy wobec pacjentów, zespołu, który tu pracuje i całej idei hospicjum. Jeżeli spojrzymy trzeźwo na świat, to wszyscy żyjemy w umieralni. W latach 80. osoby chore na raka często umierały w strasznych warunkach. Wtedy nie było tak godnej opieki, jak teraz u nas. Jest mi bardzo przykro, że nie mieli takiej możliwości. Hospicjum to dobrodziejstwo. Tutaj nieważne są poglądy, religia, liczy się jednostka. Kolejne sformułowanie, które należy tępić, to: "Oddać do hospicjum". Często słyszymy, jak rodziny są oskarżane: "Oddał matkę do hospicjum". Tak nie może być. Chorego powierza się profesjonalnej opiece hospicyjnej. Na miejscu jest opieka paliatywna.
Opieka paliatywna w Polsce
Na czym ona dokładnie polega?
"Palium" w języku łacińskim oznacza płaszcz. Na starych obrazach przedstawiane jest Wniebowstąpienie Matki Boskiej w błękitnym płaszczu, czyli palium, który chroni. My nie leczymy już przyczynowo, a chronimy chorego - tak jak ten płaszcz - przede wszystkim przed bólem, anonimowością, osamotnieniem, niepokojem. To są te rzeczy, na które możemy mieć wpływ. Sama nasza obecność i działania lekarzy, którzy mają specjalizację w medycynie paliatywnej, dla chorego już ma znaczenie.
Zastanawiam się, co jest lepsze dla chorego - pobyt w hospicjum wśród specjalistów czy w domu w gronie bliskich?
To kolejna indywidualna kwestia. Mamy pacjentów, którzy przez dłuższy czas pozostają w opiece domowej, aż przychodzi moment, w którym dla niego lepiej byłoby, gdyby był u nas – w hospicjum stacjonarnym. O tym zawsze decyduje sam pacjent, lekarz i rodzina. To jest proces, który trzeba śledzić. Dojrzeć do tej sytuacji. To, co jednemu pacjentowi wydaje się wcześniej właściwe, inny czeka na to dłużej. Jeśli pacjent już u nas jest, to na ogół widzi, że jest pod dobrą opieką, jest bezpieczny, że w każdej chwili może otrzymać pomoc, a nie pozostać sam sobie.
Czy da się dodać otuchy pacjentowi onkologicznemu?
Pacjenci mają prawo do smutku, a naszym zadaniem jest towarzyszyć mu w nim. To mu przynosi ulgę. Są takie sytuacje, że chory czuje, że dobrze już umrzeć, ale to się rzadko zdarza. To, że my jesteśmy z nim, to dla niego otucha.
Rodzina pacjenta również może liczyć na Państwa wsparcie?
Zdecydowanie tak. Przy czym rozumiemy to pojęcie szeroko. Nie tylko rodzina, ale i bliscy, którym nie jest obojętny los chorego. To może być zarówno oddana sąsiadka, jak i koleżanka ze szkoły, która zna pacjenta 50 lat. Takie osoby mogą liczyć na naszą pomoc. To nie jest też tak, że narzucamy tę współpracę. Tylko obserwujemy, czy ona się przyda czy nie. Nie wszyscy potrafią korzystać ze wsparcia. Jeśli człowiek całe życie był wychowywany w arcydzielności, to może się okazać, że nie umie przyjąć pomocy. Musimy być i na to przygotowani. Natomiast prowadzimy też spotkania z żałobnikami oraz udzielamy pomocy psychologicznej osobom w żałobie.
Jak poinformować rodzinę, że pacjentowi zostały dni, tygodnie, miesiące życia?
To jest delikatna sprawa. W zasadzie staramy się tego nie oceniać tak, jak się słyszy, że komuś powiedziano, że "zostały 3 miesiące". Natomiast jeśli nasz pacjent w hospicjum wchodzi w stan umierania, to lekarze mają tutaj głos decydujący i zawiadamiają rodzinę. Nawet ostatnio, gdy liczba przypadków zakażeń na COVID-19 zmalała, zdarzyło nam się, że mąż otrzymał pozwolenie na pobycie z żoną po to, by potrzymać ją za rękę. Musimy być elastyczni i musimy patrzeć na to, co jest adekwatne do danej sytuacji.
Zobacz wideo: Po śmierci siostrzenicy wybuduje hospicjum dla dzieci
Zobacz także:
Kobiety po mastektomii pozują do niezwykłych aktów. „Życie bez piersi też może być piękne”
Autor: Dominika Czerniszewska