Nauczycielka z białostockiego przedszkola stanęła w obronie kilkuletnich dzieci, bo obawiała się, że mogą być ofiarami przemocy domowej. Powiadomiła policję. Zdumiewające jest to, co spotkało kobietę ze strony dyrektorki przedszkola.
- Zostałam zwolniona z pracy po tym, jak zareagowałam w sprawie przemocy wobec dzieci, stosowanej, prawdopodobnie przez ich rodziców – mówi Magdalena Jaroszewska.
Co wydarzyło się w przedszkolu w Białymstoku?
- Zobaczyłam ślady przemocy na ciele dzieci i dwoje z nich powiedziało mi, że są bite przez rodziców. Rozmawiałam z moją współpracownicą i najpierw powiedziałam jej, że powiedziało mi o tym dziecko, a ona na to: „Ja wiem, mi też to mówiło”. Zapytałam, czy coś robią w tej sprawie, na co usłyszałam, że nie. Powiedziała: „U nas dyrekcja nie lubi problemów” – opowiada kobieta.
- Napisałam notatkę służbową i powiadomiłam dyrekcję. To był okres przedświąteczny, więc pani wicedyrektor powiedziała, że teraz nie ma dyrekcji i nie ma się tym kto zająć. Wróciłam do domu i zadzwoniła do mnie współpracownica i powiedziała mi, że była u niej pani wicedyrektor i poprosiła ją, by mi przekazała, żebym się nie wychylała i absolutnie nic nigdzie nie zgłaszała, nic z tym nie robiła – mówi pani Magdalena.
Dla kobiety, która pracowała w tamtejszej placówce od zaledwie kilku tygodni te informacje były wstrząsające. Mimo to, tuż przed Wielkanocą powiadomiła policję o podejrzeniach przemocy wobec dzieci. Gdy po przerwie świątecznej wróciła do pracy, koleżanka pokazała jej zdjęcie 6-letniego chłopca, który przyszedł do przedszkola z ranami na szyi.
- Przyszła do mnie ta wychowawczyni i powiedziała, że może ja będę wiedziała, co z tym zrobić, bo słyszała, że zgłosiłam sprawę podejrzenia o przemocy. Powiedziałam, że powinna to przede wszystkim zgłosić dyrekcji i służbom. Wtedy powiedziała mi, że to nie jest pierwszy raz, że ten chłopiec przychodzi, przeważnie po weekendzie, bardzo poobijany – opowiada pani Magdalena.
Przez kilka godzin personel przedszkola nie próbował wyjaśnić, skąd wzięły się rany na ciele chłopca. Pani Magdalena zadzwoniła więc do swojego męża, funkcjonariusza policji, któremu opowiedziała sytuację.
- Dwóch funkcjonariuszy policji przyjechało do przedszkola i jeszcze przy mnie – dyrektor i wychowawczyni mówiła, że to jest pierwszy raz. Że ona jest tak zaskoczona, że to jest pierwszy taki przypadek. Na co powiedziałam, że to nie jest pierwszy raz, że te panie kłamią, wtedy zostałam wyproszona z gabinetu – relacjonuje pani Magdalena.
Na drugi dzień dyrektorka przedszkola przeprowadziła obserwację zajęć pani Magdaleny. Nie było do nich żadnych uwag. Mimo to następnego dnia dyrektorka wręczyła pani Magdalenie wypowiedzenie z pracy.
- Byłam zaskoczona, zapytałam ją, dlaczego, na co powiedziała, że nie każdy musi być nauczycielem – przytacza pani Magdalena.
Pani Magdalena nie przyjęła wypowiedzenia. Ponieważ nie została poinformowana o przyczynach rozwiązania umowy o pracę, odwołała się do sądu pracy.
Uwaga! TVN. Jak powinien reagować nauczyciel widząc ślady przemocy u dziecka?
Dyrektorka przedszkola przeszła już na emeryturę. Zgodziła się na rozmowę z naszym reporterem, ale nie chciała pokazywać twarzy. Reporter pokazał kobiecie zdjęcie z widocznymi zaczerwienieniami na szyi dziecka i zapytał, jak powinien zareagować dorosły widząc takie obrażenia.
- Przede wszystkim powinien to wyjaśnić. Nauczyciel powinien reagować, przede wszystkim zgłosić to swojemu szefowi. Tylko nauczyciel musi być czujny, musi się pochylić nad dzieckiem. Musi być roztropny w swoich działaniach – powiedziała.
Czy panie Magdalena była czujna?
- Uważam, że była czujna, nie można winić jej za to, że podejmowała kroki – przyznaje kobieta.
- Odbyła się rada pedagogiczna i na tej radzie pedagogicznej przypomniałyśmy procedurę postępowania w sytuacji krzywdzenia dziecka i że zgłaszamy to, ale mamy swoją drogę. Każdy ma swojego szefa – stwierdza kobieta.
O sytuacjach w przedszkolu pani Magdalena zawiadomiła Rzecznika Praw Dziecka, sąd rodzinny i prokuraturę. Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązków przez pracowników przedszkola. Prowadziła też dwa postępowania w sprawie znęcania się nad dziećmi przez opiekunów – jedno umorzyła, drugie wciąż się toczy.
Jak jednak podkreślają specjaliści, nawet jak są wątpliwości, to nie ma innej drogi niż informowanie o swoich podejrzeniach.
- Kwestia wrażliwości na krzywdę dziecka jest kwestią, która dotyczy każdego z nas. Nie tylko dotyczy to służb, które bezpośrednio pracują z dzieckiem, ale każdej osoby – sąsiadów, którzy powinni reagować w takiej sytuacji. Czy jest to zgodne z procedurą czy nie, jest to jest mniej istotne – przekonuje Agnieszka Górska z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Białymstoku.
Co zrobić, żeby nie skrzywdzić rodziny, która być może nic złego nie robi dziecku? Jak reagować?
- Samo wszczęcie procedury Niebieskiej Karty nie oznacza, że w tej rodzinie występuje przemoc domowa, to jest jedynie podejrzenie. Mogę uspokoić tym, że procedura jest zamykana w sytuacji, kiedy nie potwierdzi się sytuacja przemocy domowej, służby odstępują od wszelkich działań – zapewnia Górska.
- Na ten moment nie chcę wracać do pracy w państwowym przedszkolu, bo obawiam się, że sytuacja, która mnie spotkała to nie jest przypadkowy problem – kończy pani Magdalena.
Uwaga! TVN
Odcinek i inne reportaże Uwagi! można oglądać także w serwisie vod.pl oraz na player.pl
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Zrobił zdjęcie chorej córce i zarzucono mu eksperymentowanie na dziecku. "Nie ma dowodów"
- Wystarczyła chwila nieuwagi, a 2-latka mogła utonąć. "Patrzyło na nią sześć dorosłych osób"
- Najczęstszy powód utonięcia. Czym jest prąd wsteczny?
Źródło: Uwaga! TVN
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga! TVN