Dziedziczna miłość do koni
Jeździł konno odkąd skończył 8 lat. Najpierw właściciel konia z okolicy „udostępniał” mu swoje zwierzę na przejażdżki. Kiedy Jonasz miał 11 lat dostał od taty na gwiazdkę własnego konia – i jest z nim do dzisiaj.
To już jest takie dożywocie – nigdzie jej nie oddam
W jego rodzinie konie były od zawsze. Dziadek był kowalem, ojciec ma stadninę Blutów, czyli koni pełnej krwi angielskiej. Śmieje się, że jego rodzina to typowi koniarze. Jonasz bardzo lubi te zwierzęta i - jak mówi - one to odwzajemniają. Niektóre trochę bardziej, niektóre trochę mniej, w zależności od charakteru.
To jest przede wszystkim praca z powołania i miłości do koni
– podkreśla Marta Urbaniak, narzeczona Jonasza
Podkuwacz z powołania
Podkuwaczy koni jest w Polsce kilkudziesięciu. Jonasz Pospieszny jest najmłodszy. Fachu uczył się na Mazurach. Zaczynał od trzymania koniom nóg i przyglądania się temu, jak pracuje mistrz.
Na początku trochę plecki bolały, ale z czasem to pokochałem do tego stopnia, że zostałem tym podkuwaczem
- wspomina nasz bohater.
Potem strugał kij od szczotki, żeby wprawić się w zawód. Następnie brał udział w zajęciach w kuźni z końmi, aż w końcu dostał pozwolenie na pojechanie w teren samemu. I tak się zaczęło.
Potrafi opanować takie najbardziej temperamentne, nerwowe konie
- zapewnia Marta Urbaniak, która jest instruktorką jeździectwa.
Konie, które nigdy bały się podkuwania, teraz z Jonaszem współpracują normalnie.
Zawsze jakoś staramy się dogadać. Nie wolno walczyć z końmi (…) Podchodzę, patrzę mu w oczy i działamy
Zobacz też:
- Ma mózgowe porażenie dziecięce i życie pełne pasji. "Jestem szczęśliwy, choroba mnie nie ogranicza"
- Monty Roberts – legendarny zaklinacz koni. Podziwia go Królowa Elżbieta!
- Zdziś i Nel - pieski, które są doskonałymi kompanami także w pracy. Ludzie przy nich są bardziej życzliwi
Autor: Anna Korytowska