Wózek dziecięcy i 19 par butów - tyle potrzebowała para polskich podróżników, by przejść z Panamy do Kanady

Arkadiusz Winiatorski pokonał obie Ameryki pieszo, pchając bagaż na dziecięcym wózku. Na południu Meksyku poznał miłość swojego życia – Olę Synowiec. – Zapytałem ją, czy pójdzie ze mną na mały spacer i poszła – powiedział z uśmiechem. Jego trasa wyniosła 12 tys. kilometrów, a jej - 7 tys. Gdzie planują następną podróż?

Samotna podróż Arka

14 lipca 2016 roku - to ważna data. Tego dnia Arek Winiatorski podziękował swoim szefom, zamknął wszystkie sprawy w kraju i z biletem w jedną stronę ruszył do Rio de Janeiro. Pracował tam jako wolontariusz podczas letnich Igrzysk Olimpijskich. Plan zakładał, że po tym, jak zgaśnie olimpijski znicz, ruszy w podróż przez obie Ameryki. Całą trasę chciał pokonać autostopem.

Najpierw pojechał na południowy kraniec Argentyny, do Ushuai, najdalej na południe wysuniętego miasta na świecie, gdzie obrócił się o 180 stopni i ruszył w kierunku koła podbiegunowego w Kanadzie, pokonując po drodze Chile, Boliwię, Peru, Ekwador oraz Kolumbię. Zrobił w ten sposób 36 tys. kilometrów. Kiedy dojechał do Panamy, zdecydował, że w dalszą podróż ruszy pieszo.

Chciałem poznawać więcej ludzi i trochę bardziej intensywnie kraje

- stwierdził.

Aby nie dźwigać na plecach bagażu, Arek nabył używany wózek dziecięcy przeznaczony do joggingu.

Nie miałem możliwości, czasu, ani pieniędzy, żeby skonstruować specjalny pojazd, dlatego kupiłem taki

- wyjaśnił.

Razem z Olą

Na południu Meksyku Arek poznał Olę, która postanowiła dołączyć do jego wyprawy. Ich plan zakładał, że pieszo przemierzą jedynie Meksyk. W Stanach Zjednoczonych zamierzali kupić samochód i pokonać nim końcówkę trasy. Sprawdzili ceny aut, paliwa, ubezpieczenia, wysokość opłat drogowych i doszli do wniosku, że nabycie samochodu pochłonęłoby ich cały budżet. Uznali więc, że zamiast auta kupią rowery, ale i z tego pomysłu zrezygnowali. Do Kanady trafili więc na własnych nogach.

W trakcie tej wędrówki Arek pokonał prawie 12 tys. kilometrów, zdobywając przy tym najwyższy szczyt każdego odwiedzonego kraju w Ameryce Centralnej (Panama, Kostaryka, Nikaragua, Honduras, Salwador, Gwatemala), natomiast Ola - 7 tys. kilometrów.

Podczas podróży spotykali się głównie z sympatią tubylców, którzy niejednokrotnie starali się pomóc polskim piechurom, proponując im nocleg czy posiłek. Niektórzy nawet przyłączali się do wyprawy Arka i Oli.

Raz w Meksyku dołączyła do nas cała wioska. Praktycznie wszyscy mieszkańcy doprowadzili nas na rogatki. Najmłodsza osoba, która przeszła z nami chyba 6 kilometrów, to był 10-letni Marcel, a najstarsza to 75-letni John, który przeszedł z nami najwięcej kilometrów, bo 10

- wspomina Ola.

Plany na 2020 rok

W tym roku podróżnicy chcieli obejść Polskę. Zamierzali skupić się na poznawaniu naszego kraju i promować piesze mikrowyprawy oraz turystykę lokalną. Podczas wyprawy planowali też zbierać pieniądze dla dzieci chorujących na rdzeniowy zanik mięśni.

Mieliśmy wyruszać już za tydzień, z Gdańska i pójść wzdłuż granic, zgodnie z ruchem wskazówek zegara, ale z powodu koronawirusa musieliśmy podróż przesunąć. Mamy nadzieję, że uda nam się pójść jeszcze w tym roku

- powiedziała Ola.

>>> Zobacz także:

Nie oglądałeś Dzień Dobry TVN na antenie? Pełne odcinki znajdziesz w serwisie Player.

Autor: Iza Dorf

podziel się:

Pozostałe wiadomości