Problemy par, które postanowiły razem zamieszkać. Ekspert: "Spadają nam różowe okulary i jesteśmy zmęczeni udawaniem"

para w nowym mieszkaniu
10'000 Hours/GettyImages
Źródło: Digital Vision
Decyzja o wspólnym zamieszkaniu to ważne wydarzenie w życiu każdej pary. To kolejny krok, który umacnia więzi partnerów, zbliża, a także… potrafi doprowadzić do rozstania. Kiedy więc zdecydować się na życie pod jednym dachem oraz jak przetrwać pierwsze domowe burze? Redaktorka serwisu dziendobry.tvn.pl zapytała o to seksuolog, Ankę Grzywacz.

Wspólne mieszkanie – jak przetrwać to wyzwanie?

Macie dość ciągłych dojazdów i pomieszkiwania u drugiej połówki? Nagle w głowie pojawia się pomysł – wspólne mieszkanie? To rozwiązanie z pewnością ułatwi wam życie, jednak generować może zupełnie inne problemy. Z tygodnia na tydzień okazuje się bowiem, że nie jesteście idealni, ale prawdziwi. Kończy się sielanka, a zaczyna codzienność, pierwsze sprzeczki i nieporozumienia. Pojawia się więc pytanie: czy byliście gotowi na wspólne zamieszkanie?

Nastazja Bloch: Jak wyczuć odpowiedni moment? Czy istnieją przesłanki, które świadczą o tym, że para jest gotowa, by wspólnie zamieszkać?

Anka Grzywacz: Nie ma niestety jedynego, odpowiedniego momentu. Nawet jeśli zdecydujemy się na wspólne mieszkanie zbyt wcześnie, nasz związek nadal ma szansę powodzenia. Ważna jest nasza gotowość do pracy nad relacją na bieżąco. I świadomość, że nie zawsze będzie różowo i to od nas zależy, jak poradzimy sobie z konfliktami. Nie ulegajmy presji otoczenia, nie porównujmy się ze znajomymi. Każdy z nas ma inne doświadczenia, potrzeby, wartości. Słuchajmy przede wszystkim siebie.

NB: Warto czekać z tą decyzją kilka lat? Wspólne mieszkanie weryfikuje chyba wszystko. Może lepiej od razu zrobić test partnerstwa już na początku znajomości?

AG: Przede wszystkim musimy uświadomić sobie, że nie ma obowiązku mieszkania razem! Znam pary, które żyją osobno. Sprawdźmy, jaka jest nasza motywacja – bądźmy przy tym maksymalnie szczerzy. Zauważyłam, że niektóre moje klientki liczą na to, że wspólne mieszkanie będzie wstępem do małżeństwa. A ich partnerzy nie mają o tym pojęcia! Stąd już prosta droga do rozczarowania.

Pary, które szybko wypadły z fazy romantycznej (bo np. pojawiło się dziecko lub wcześnie zamieszkały razem) skarżą się czasem, że coś utraciły. Coś w tym jest, że te pierwsze miesiące, a czasem i lata są magiczne. To czas zalotów, randek, bezsennych nocy spędzonych na seksie i pieszczotach. Ten czas to taki dobry fundament, coś, do czego będziemy wracać, gdy do naszego związku wkradnie się rutyna, życiowe problemy i wyzwania. Warto o tym pamiętać, rozważając decyzję o szybkim wprowadzeniu się do tego samego mieszkania.

NB: Istotne jest, kto do kogo się wprowadza? Może lepiej zacząć wspólny rozdział w nowym miejscu?

AG: Pary najczęściej kłócą się o pieniądze, a wspólne mieszkanie czy dom też można zaliczyć do tej grupy spraw związanych z własnością, majątkiem. Nie ma tu jednej drogi, ale zalecałabym, aby zmierzyć się z tym tematem przed podjęciem decyzji. Wynajęcie i urządzanie nowego mieszkania dają obojgu nowy, wspólny start. Mogą negocjować aranżację wnętrz i zasady utrzymania porządku. Gdy jedno wprowadza się do drugiego, istnieje ryzyko, że obecny lokator lub lokatorka będzie mniej, lub bardziej świadomie oczekiwać, że życie potoczy się "na jej zasadach", a partner/ka po prostu się dostosuje. To może wywoływać poczucie niesprawiedliwości i nierównowagi. Oczywiście para, która potrafi się dogadać, jest w stanie wyjść z takiego kryzysu. Gorzej, gdy nie umiemy na spokojnie porozmawiać o tym, czego chcemy i co nam przeszkadza.

NB: Co zmienia się w związku po wspólnym zamieszkaniu?

AG: Wspólne zamieszkania, na samym początku, ma także zwykle etap romantycznego wicia gniazda. Urządzamy się, a wyprawy do sklepów z wyposażeniem wnętrz wydają nam się przygodą. To taki czas, gdy obie strony bardzo się starają. Niestety często wpadamy na starcie w utarte role. Kobiety (nawet te robiące zawodową karierę) gotują obiadki dla swojego mężczyzny, a panowie z dumą na twarzy wkręcają śrubki. Wielu i wiele z nas ma w głowach ideał rodziny rodem z amerykańskiego filmu z lat 50. Elegancka pani domu czekająca na męża z obiadem i … pan domu siedzący przed telewizorem, oczekujący, że ktoś go obsłuży. Mało kto uświadamia sobie, że ta wykreowana medialnie rzeczywistość to była fikcja. Nie da się przez długi czas być aktorem na scenie własnego życia. Prędzej czy później musimy pokazać swoją prawdziwą twarz, tę nieidealną. I dopiero ten moment, gdy spadają nam różowe okulary i jesteśmy zmęczeni udawaniem, to jest moment przełomowy w rozwoju związku. To wyzwanie do szczerej komunikacji i odpowiedzi na pytania "kim ja chcę być w tym związku?", "jakiej relacji oczekuję?".

NB: Wiele par decyduje się na wspólne mieszanie, by spędzać ze sobą więcej czasu. Przewrotnie okazuje się, że często to właśnie ten czas, a raczej jego nadmiar jest pobudką do kłótni.

AG: Ostatnie pandemiczne półtora roku pokazało bardzo dobitnie, że spędzanie za dużo czasu razem nie służy wielu parom. To trochę zależy od temperamentu. Dwoje introwertyków może świetnie funkcjonować w trybie "home office" nawet przez długie lata. Są jednak pary, które już po kilku tygodniach zaczynają się dusić i potrzebują więcej swobody. Bywa, że jedno z partnerów jest bardzo towarzyskie, lubi zapraszać do domu znajomych i wychodzić z nimi na miasto. Drugie jest domatorem i wolałoby zatrzymać partnera/partnerkę przy sobie. To są takie momenty, w których tylko nazwanie rzeczy po imieniu i znalezienie wspólnych rozwiązań może pomóc.

NB: Może warto już na początku ustalić wspólne zasady?

AG: Jak najbardziej! W ogóle zauważyłam, że ten romantyczny mit sprawia, że łączymy się w pary bez jakiejkolwiek refleksji, co oznacza bycie razem. Weźmy słynne "i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską". Ilu narzeczonych zadało sobie pytanie, co dla nich oznaczają te słowa.

Po latach pracy jako seksuolożka wiem, jak wiele odcieni dla ludzi mają takie wartości jak miłość czy wierność. Doradzam rozmowę na temat naszych wartości osobistych, bo to one często są prawdziwą przyczyną nieporozumień, a nawet rozstań. Oprócz tematów wzniosłych zachęcam także do ustalenia zasad codziennego życia. Nie zakładajmy z góry, że musimy mieć tradycyjny układ, typu ona gotuje, a on płaci rachunki. Lepiej uświadomić sobie, jakie mamy mocne strony i co przychodzi nam z łatwością i tak rozdzielić obowiązki, żeby ich wykonywanie szło szybko i sprawnie.

NB: Sprzeczki dnia codziennego zdarzają się w najlepszych związkach. Jak je ograniczyć, by codziennie nie rozpoczynać i nie kończyć dnia w złości?

AG: Ktoś mądry powiedział, że najszczęśliwsze pary to nie są te, które w ogóle się nie kłócą, a te, które potrafią konstruktywnie rozwiązywać konflikty. Zgadzam się z takim podejściem. Nieporozumienia i kłótnie są czymś normalnym, nie traktujmy ich od razu jako zapowiedzi rozstania. Z mojego doświadczenia w pracy z kobietami i parami wynika, że najczęstszym powodem konfliktów są domysły. Nasz partner czy partnerka nie czyta w naszej głowie i nie dowie się, że coś nas złości lub czegoś chcemy, jeśli o tym nie powiemy. A my żyjemy mitem, że prawdziwa miłość rozumie się bez słów. Jasne, wraz ze stażem związku poznajemy się coraz lepiej i wiele potrafimy dostrzec i wyczuć, ale podstawowa zasada brzmi: jeśli nie jesteś pewna, co partner miał na myśli, robiąc minę albo coś mówiąc, zapytaj. Dobrym nawykiem jest domykanie trudnych sytuacji na koniec dnia, a jeśli to nie jest możliwe, umówienie się na termin, kiedy porozmawiamy sobie o danym problemie. W ten sposób możemy iść do łóżka spokojni i w pozytywnym nastroju.

NB: Wiele osób mówi, że w związku i wspólnym dzieleniu życia najważniejsze jest dotarcie. Czym ono właściwie jest?

AG: Niebezpiecznym mitem na temat docierania się jest to, że ono ma się wydarzyć naturalnie. Po prostu z biegiem lat partnerzy będą lepiej się rozumieć. To bzdura! Budowanie dojrzałego związku to jest codzienna, świadoma praca. Praca nad komunikacją, ale też praca nad sobą. Nie bez powodu terapeuci par zalecają czasem partnerom indywidualną terapię, zanim będą mogli przyjść do gabinetu porozmawiać o swoim związku.

NB: A pozytywy? Jakie są plusy wspólnego zamieszkania?

AG: Jedna z moich ulubionych autorek, znawczyni ludzkiej natury dr Brené Brown mówi o tym, że jako ludzie mamy jedną podstawową potrzebę: bycia kochanym i poczucia przynależności. Dzielenie życia i mieszkania z ukochaną osobą może być fantastyczną drogą do realizacji tej naturalnej potrzeby. Dobry związek to takie nasze oparcie, nasza skała. Nasz partner/partnerka może pomóc nam budować poczucie własnej wartości (choć oczywiście nie warto go uzależniać od oceny drugiej osoby). Codzienna fizyczna bliskość sprawia, że jesteśmy zdrowsi fizycznie i psychicznie. I możemy razem dojrzewać jako ludzie.

NB: Zyskuje na tym też nasze życie seksualne?

AG: Seks w stałym związku nie musi być nudny! Możemy więcej czasu poświęcić na odkrywanie naszych ciał i fantazji, bez obawy, że zaraz do pokoju wparuje współlokator czy rodzic. Zauważyłam, że wiele moich klientek rozkwita seksualnie, gdy mają poczucie bezpieczeństwa i bezwarunkową akceptację partnera. On już widział każdy skrawek ich ciała, więc mogą porzucić wstyd i skupić na odczuwaniu przyjemności. W moich programach poświęconych orgazmom kobiecym miałam mężatki, które dopiero po kilku latach otworzyły się na przeżywanie seksualnej ekstazy. Moje zawodowe motto brzmi: w seksie zawsze jest nadzieja! Zachęcam do eksperymentów i poznawania siebie na nowo.

Zobacz wideo: Czy da się odbudować życie seksualne po zdradzie? Dr Andrzej Depko komentuje

Zobacz także:

Bawili się na własnym weselu, a w tym czasie wybuchł im dom

Jak oszczędzać pieniądze? Ekspertka o sposobach na zbudowanie funduszu awaryjnego

Miłość w czasach Tindera. Jak bezpiecznie randkować i znaleźć tego jedynego?

Autor: Nastazja Bloch

podziel się:

Pozostałe wiadomości