Zobacz też: Szczepionki a autyzm – badania a obawy rodziców >>>
Karina Kończewska w młodości trenowała koszykówkę. Na jednym z meczów, na skutek uderzenia piłką w udo upadła na parkiet. Kiedy po chwili wstała, w nodze zaczęła odczuwać silny ból, który potem utrzymywał się przez kilka dni. Rodzice bezskutecznie namawiali ją, aby poszła do lekarza. Trafiła do niego dopiero wtedy, gdy w tę samą nogę wbiło się szkło. Lekarze po obejrzeniu nogi odkryli, że sprawa jest bardzo poważna.
>>> Zobacz także:
- Po udarze wróciła do sportu, ale po nowym urazie mówi już "stop!". Karolina Riemen-Żerebecka zakończyła karierę
- Tomasz Gollob: „Nie chcę się poddać!”
- Rozmowa z osobą w śpiączce możliwa! Dzięki temu systemowi
Zadzwonili do moich rodziców, krzyczeli i pytali, dlaczego tak późno trafiłam do nich.
- wspomina Karina.
Po wykonaniu biopsji okazało się, że dziewczyna zachorowała na mięsaka Ewinga - pierwotny, złośliwy nowotwór kości, dotykający najczęściej dzieci i młodych dorosłych. Ten typ raka zalicza się do jednych z najgroźniejszych.
W dniu, kiedy przyszły badania Karina trafiła do szpitala. Początkowo lekarze zalecili cztery cykle chemii, ale skończyło się na szesnastu. Niestety terapia nie przynosiła skutku, dlatego lekarze zdecydowali o amputacji nogi. Jednak jedna z lekarek prowadzących powiedziała rodzicom Kariny, że w Polsce jest lekarz, który może uratować ich córce nogę. Postanowili zaryzykować i wybrali się do wskazanego szpitala. Po operacji Karina przeszła piekło
Cement mi się wykruszył, powbijał w mięśnie. Proteza się poluzowała. Potem doszedł gronkowiec złocisty.
- powiedziała.
W związku z komplikacjami Karina przeszła kolejne operacje. Jej stan był bardzo ciężki. Cały czas przy łóżku Kariny czuwali jej rodzice i babcia, jednak pewnego dnia ta ostatnia przestała odwiedzać wnuczkę, co wywołało w dziewczynie smutek.
Podczas pobytu w szpitalu Karina cały czas odczuwała ból, który lekarze próbowali uśmierzyć lekami. Niestety bezskutecznie. Dziewczyna tak bardzo pragnęła nie czuć bólu, że któregoś dnia wzięła dodatkowo cztery fiolki leku, co skończyło się śmiercią kliniczną.
Pamiętam bardzo białe tło i jeszcze bielszy cień postaci. Obok postaci dostrzegłam swoją babcię, która była bardzo smutna. Kazała mi spojrzeć w dół. Kiedy to zrobiłam, zobaczyłam lekarza, który próbował ratować mi życie i rozpaczających rodziców. Powiedziałam babci, że chcę wrócic do rodziców. Babcia się uśmiechnęła, a ja się obudziłam.
- wspomina Karina.
Po przebudzeniu dziewczyna zapytała rodziców, dlaczego nie powiedzieli jej o śmierci babci. Początkowo ci zapewniali, że babcia jest w domu, ale kiedy powiedziała, że widziała ją, będąc w śpiączce, przyznali, że nie żyje.
Obecnie Karina jest szczęśliwą mamą i żoną. Przeżyła aż 34 operacje, a czeka ją jeszcze jedna.
Co dzisiaj mówi o śmierci klinicznej?
Teraz wiem na pewno, że nasze życie nie kończy się tu i teraz, ale że jest też po śmierci. To daje mi siłę, dzięki temu przetrwałam te wszystkie operacje i ciągły ból.
Autor: Redakcja Dzień Dobry TVN