Andrzej Bargiel w lipcu 2018 r., jako pierwszy na świecie zjechał na nartach ze szczytu K2. Jednak nie zmierzał spoczywać na laurach i już w sierpniu tego roku zakopiańczyk planował zdobyć najwyższy szczyt na Ziemi, Mount Everest. Chciał tego dokonać bez użycia dodatkowego tlenu, a następnie zjechać do bazy bez odpinania nart. Jako pierwszy pełnego zjazdu z tego szczytu do bazy dokonał w 19 lat temu Słoweniec Davo Karničar, on jednak korzystał z dodatkowego tlenu.
>>> Zobacz także:
- Alex ma 12 lat i zjechał na nartach z Mont Blanc!
- Bargiel o swoim rekordzie: "To było olbrzymie wyzwanie"
- Historyczny wyczyn! Polak zjechał na nartach z Broad Peak!
W ekipie Andrzeja Bargiela byli dwaj jego bracia: Bartłomiej Bargiel (operator drona) oraz Grzegorz Bargiel (wspinacz, ratownik TOPR), a także: Jakub Gzela (operator wideo), Marek Ogień (fotograf), Grzegorz Pająk (operator drona), Piotr Snopczyński (alpinista, himalaista i ratownik GOPR) i Jakub Poburka (alpinista, narciarz, ratownik TOPR).
Trudne warunki
Od prawie samego początku wyprawy ekipie nie sprzyjały warunki. Tak Andrzej opisał je w mediach społecznościowych:
Warunki w tym roku są bardzo trudne. Monsun się przedłuża, często pada śnieg i deszcz. Podczas lata poziom zamarzania był bardzo wysoki i lodowiec jest w tragicznym stanie, jest w nim mnóstwo szczelin.
Jednak największym problemem dla Andrzeja Bargiela i jego ekipy był serak (wielotonowa bryła lodu tworząca się w wyniku pękania lodowca) wiszący 800 metrów nad lodowcem. Poruszanie się pod nim było bardzo trudne i Polacy postanowili zakończyć wyprawę.
Ja tego ryzyka nie akceptuję, serak może spaść w każdej chwili i to zatrzymuje nas przed działaniem. Próbowaliśmy przeczekać ten okres, wtedy moglibyśmy uruchomić działania, niestety jesteśmy tu bardzo długo, nie ma progresu w akcji górskiej i w aklimatyzacji. Kończymy, bo to jest najbardziej rozsądne. Niestety czasem tak jest, że trzeba szacować ryzyko i jeżeli jest za duże powiedzieć „stop”.
- napisał w poście Andrzej.
Śmierć Davo Karničara. Zły omen?
Podczas wyprawy doszła do ekipy smutna wiadomość - otóż wspomniany już Davo Karničar, który był inspiracją dla Andrzeja zginął podczas ścinania drzewa.
To był szok. Człowiek, który robił tak niesamowite rzeczy stracił życie w tak banalny sposób.
- powiedział Andrzej.
Czy zakopiańczyk potraktował to jako zły znak?
W kontekście sytuacji, która była u nas [zwisający serak - przyp. red.], gdzie to ryzyko było u nas bardzo duże, uświadomiłem sobie, że czasem trzeba odpuścić.
- przyznał.
Autor: Redakcja Dzień Dobry TVN