Pandemia koronawirusa jest pierwszym w historii ludzkości okresem, gdy ponad 25 proc. społeczności globalnej żyje on-line . Tradycyjne rozmowy w pracy czy spotkania ze znajomymi, zastąpiły nam dziesiątki bądź setki wiadomości wysyłanych do nas wszystkimi możliwymi kanałami w sieci. Ogrom wiadomości, które nas otaczają i ogólny chaos informacyjny sprzyja upraszczaniu. Na otrzymywane wiadomości odpisujemy więc coraz szybciej, poświęcamy na to coraz mniej czasu, a jedną z form takiego upraszczania jest korzystanie z emotikonów ":)". Część z mediów społecznościowych wprowadziła w okresie pandemii nawet ich dedykowane formy.
Pierwsze emotikony pojawiły się w prasie w 1881 roku
Mogłoby nam się wydawać, że są one czymś nowym, kolejnym echem otaczającej nas ze wszystkich stron technologii. Nic z tych rzeczy. Uważa się, że pierwszą próbą wprowadzenia emotikonów był artykuł zamieszczony już w 1881 roku w magazynie PUCK. Dzisiaj przypuszcza się, że nawet 30 proc. całej komunikacji elektronicznej opiera się w jakimś zakresie na wykorzystaniu takich właśnie prostych znaków graficznych.
Okazuje się jednak, że z emotikonami jest podobnie, jak z wszystkim, co ma ułatwiać życie. Od uproszczenia tylko krok do dezinformacji, a ta wprowadzając w błąd, może nas wiele kosztować.
Emotikony zastępują dziś słowa
Pamiętam, jak jakiś czas temu w serwisie bezprawnik.pl przeczytałem artykuł o tym, że w Izraelu zapadł wyrok w sprawie, w której pewien mężczyzna postanowił wynająć lokal, umieszczając stosowne ogłoszenie na portalu internetowym. W związku z konwersacją z jednym z potencjalnych wynajmujących, wykorzystującym emotikony satysfakcji, wynajmujący wywnioskował, że jego współrozmówca jest zainteresowany wynajęciem lokalu. Zdjął więc ogłoszenie z portalu. W wiadomościach wysyłanych przez potencjalnego wynajmującego pojawiały się ikony takie jak: uśmiech, butelka szampana, tańczący ludzie oraz wiele innych. Po kilku dniach kontakt się jednak urwał, a wynajmujący postanowił wnieść sprawę do sądu, żądając odszkodowania za powstałe szkody. Uznał, że został wprowadzony w błąd. Sędzia orzekający w tej sprawie przyznał rację wynajmującemu.
Czy wysyłanie przez pracodawcę emotikon jest formą mobbingu?
Wyrok jako jeden z wielu ciekawych odłożyłem na półkę do teraz. Parę dni temu odebrałem jednak telefon od polskiego przedsiębiorcy, który skierował do mnie pytanie czy pracownik może uznać, że formą mobbingu jest wysyłanie do niego przez pracodawcę różnych emotikonów. W gwoli sprostowania - pozwolił mi tutaj o tym napisać. Po chwili zastanowienia odpowiedziałem - tak. Skoro są media społecznościowe, które blokują emotikony symbolizujące bakłażany, jako uznane w opinii publicznej za obraźliwe, tym bardziej naruszać prawo mogą inne z nich, użyte w niewłaściwych kontekstach.
Można nawet powiedzieć więcej. Uważam, że gdyby sytuacja jaka miała miejsce w Izraelu, wydarzyła się w Polsce, wyrok byłby bardzo podobny. Prawo w Polsce mówi wyraźnie, że ten który prowadzi negocjacje z naruszeniem dobrych obyczajów, musi naprawić szkodę jaką poniosła druga strona licząc na zawarcie umowy. Naruszeniem dobrych obyczajów jest korzystanie z emotikonów, które pokazują nasze zainteresowanie określoną usługą, mimo że tak naprawdę nie jesteśmy nią zainteresowani. Skoro emotikony zastępują dzisiaj słowa, stając się częścią internetowego słownika, nie ma żadnych podstaw, by nie traktować ich jak słów.
Z Internetem już tak jest, że czasami bardzo błaha rzecz może nas bardzo wiele kosztować. Okazuje się, że emotikony i korzystanie z nich nie jest tutaj wyjątkiem. Pamiętajmy, że wysłana do kogoś nieruchoma emotikona też może mówić, a za to co mówi - odpowiadamy tylko my ":)".
Zobacz także:
- Facebook zalały zdjęcia z dzieciństwa. Ekspert: "Takie łańcuszki mają wartość dla kogoś, kto chce nas zaatakować"
- Pierwszy w Polsce wyrok za wysyłanie spamu. Sąd: "Już pojedyncza taka wiadomość narusza dobra osobiste"
- IQ spada z roku na rok. Czy nowe technologie obniżają poziom inteligencji?
Autor: Maciej Kawecki