Dziennikarz uprowadzony przez piratów
Michael Scott Moore jest niemiecko-amerykańskim dziennikarzem i powieściopisarzem. W 2012 roku, zbierając materiały do książki o somalijskich piratach, został przez nich porwany. 997 dni, czyli 2 lata i osiem miesięcy Michael spędził w niewoli.
Pojechałem z innym dziennikarzem do Somalii i to stało się na końcu naszej podróży. Mój partner chciał wracać, więc pojechaliśmy razem na lotnisko. Ja zostałem porwany w drodze powrotnej. Kiedy wracałem z lotniska, już czekała na nas ciężarówka i mężczyzna z bronią
- wyjawił Michael.
Jak powiedział dziennikarz, piraci wyciągnęli go z auta, strzelili w powietrze, a następnie uderzyli bronią w głowę. Michael został wrzucony do kolejnego samochodu i wywieziony do buszu. Tak stał się zakładnikiem piratów. Na początku był przetrzymywany w różnych domkach w buszu, co jakiś czas otrzymywał chleb i wodę.
Przez pierwsze miesiące, zanim trafiłem na statek, schudłem około 20 kilogramów. Byliśmy traktowani jak bydło, byliśmy tylko stworzeniami, które miały pozostać żywe
– wspomina.
Następie porwanych przeniesiono na statek, gdzie spędzili trzy tygodnie. Michael zdradził też, że mimo fatalnych warunków i nieludzkiego traktowania, wśród piratów była niewielka grupa ochroniarzy, która potrafiła normalnie rozmawiać z uprowadzonymi. Część z nich ćwiczyła wraz z nim jogę.
Cena za życie
Michael podczas niewoli popróbował uciekać. Jak wspomina, wyskoczył ze statku, jednak nie udało mu się odpłynąć. Piraci szybko go wyłowili, a następnie pobili.
Pierwsza cena, jaką piraci wyznaczyli za okup Michaela, liczyła 20 milionów dolarów. Jak twierdzi dziennikarz, tak wielka kwota mogła wynikać z wydarzeń, które miały miejsce kilka dni wcześniej - cztery dni przed porwaniem dziennikarza, zostało uwolnionych dwóch zakładników.
Dzwonili do rządu, ale nie otrzymali wielkiego odzewu. Osobą, z którą głównie rozmawiali, była moja mama. Podali mi telefon i powiedzieli, żebym zadzwonił, była to mama, to był jedyny numer, który pamiętałem
- opowiedział Michael.
Ostatecznie Michaela udało odzyskać wolność, dzięki staraniom mamy. Kobieta założyła specjalny fundusz, który wspierali przyjaciele, znajomi i firmy, dla których pracował. Finalnie okup wyniósł milion sześćset tysięcy dolarów.
Współcześni piraci
W naszym studiu gościliśmy Sebastiana Kalitowskiego - byłego żołnierza Formozy i eksperta ds. bezpieczeństwa na morzu. Już na samym początku rozmowy zdementował mit o filmowych porwaniach. Jak twierdzi, do wielkoekranowych produkcji zawsze dodane są hollywoodzkie akcenty, które mają niewiele wspólnego z realnym życiem. Nie oznacza to, że do porwań nie dochodzi. W 2015 roku uprowadzono pięciu naszych rodaków z MV SZAFIR, a w 2018 roku kolejnych ośmiu polskich marynarzy z MV POMERENIA SKY. Ponadto nie wszystkie incydenty pirackie są zgłaszane. Jak kiedyś powiedział szef IMB z Kuala Lumpur, nawet 50 proc. ataków może być niezgłaszanych przez armatorów.
Działania piratów można analizować na różnych płaszczyznach. Na płaszczyźnie marynarzy, którzy są izolowani i przetrzymywani, osób, które prowadzą negocjacje i na płaszczyźnie rodziny, która za wszelką cenę łapie wszystkie informacje
– powiedział Sebastian Kalitowski.
Czego oczekują piraci? Pieniędzy! Z tego względu na początku kierują swoje groźby do właściciela statku, czyli osoby, która zdolna jest zapłacić duże pieniądze. Jeżeli tak się nie dzieje, często o okup proszona jest rodzina. Czasem piraci, czekając na pieniądze, zastraszają marynarzy i nie pozwalają im spać. Budzą strzałami i pozorują egzekucje. Jak wspomina Sebastian Kalitowski, dochodziło do takich przypadków zwłaszcza w rejonie Rogu Afryki, gdzie marynarze byli zamykani w ładowniach i kazano im telefonować do rodzin, żeby przyspieszyć proces negocjacji.
W 2008 roku armator ukraińskiego statku umył ręce od całej sprawy i rozpoczęła się dramatyczna zbiórka pieniędzy na okup przez rodziny. Przypominam sobie druga sytuacje ze statkiem duńskim Leopard, tam załoga przetrzymywana była na lądzie przez ponad dwa lata
– powiedział.
Dlaczego tak trudno schwytać piratów?
Sebastian Kalitowski wyjaśnił, że na niemożność schwytania piratów często wpływa sytuacja panująca w rejonach, w których grasują. Niestabilność w Somalii, czy autonomiczność niektórych miejsc stanowią duży problem. Druga sprawa to także fakt, że ze względu na oszczędności, znaczna część armatorów nie decyduje się na wysłanie z marynarzami ochrony.
Zdarzają się jednak świadomi armatorzy, którzy dbają o swoją drużynę. Kiedy statek przechodzi przez rejon zagrożony, wysyłają ochronę.
– dodał.
Nie oglądałeś Dzień Dobry TVN na antenie? Pełne odcinki znajdziesz w serwisie Player.
Zobacz też:
- 14 marynarzy zginęło w pożarze rosyjskiej łodzi podwodnej. "To nie był wybuch gazu"
- Polacy walczący na morzach z piratami
- Polscy poszukiwacze skarbów z Karaibów
Autor: Nastazja Bloch