>>>Zobacz też: Polska oficjalnie potwierdziła azyl dla Norweżki i jej 2-letniej córki
Historia rodziny Iwańskich
Łukasz z żoną Barbarą i ósemką dzieci mieszkali w malowniczym domu na fiordem nieopodal Oslo. I pewnie żyliby tak do dzisiaj, gdyby nie dzień, kiedy ich trzyletni syn Julian, w czasie niewinnej zabawy złamał rękę.
Rodzice pojechali z nim do szpitala. Pielęgniarka zaleciła im, aby dali dziecku paracetamol i następnego dnia zjawili się u lekarza pierwszego kontaktu. Łukasz zażądał jednak natychmiastowego spotkania z doktorem. Kobiecie nie spodobało się zachowanie mężczyzny i wyrzuciła go z pokoju. Za chwilę pojawiła się nowa pielęgniarka. Przeprosiła rodzinę za zaistniałą sytuację i skierowała ją do lekarki, która nastawiła chłopcu rękę.
Niestety norweska pielęgniarka złożyła donos, ponieważ jej zdaniem Łukasz zachowywał się agresywnie i mógł stanowić zagrożenie zarówno dla niej, jak i rodziny.
On sam nie zgadza się z tą opinią:
Jestem w stanie zadeklarować, że wszystko co było napisane w tej skardze przeciwko mnie jest nieprawdą
Sprawą zajął się norweski urząd do spraw dzieci Barnevernet. Pracownicy instytucji bez wiedzy rodziców zaczęli przeglądać dokumenty w szkołach, szpitalach i miejscu pracy. Przesłuchali też najstarsze dzieci państwa Iwańskich.
Według 16-letniego syna Barbary i Łukasza pytania urzędników były naprowadzające. Wprost pytali, czy ojciec bije dzieci, krzyczy na nie.
Ta instytucja, jeśli zaczyna postępowanie, to nie spocznie dopóki nie dopnie swego, nie znajdzie jakiegoś haka. Mam przyjaciół, którzy stracili dzieci, więc wiem, co mówię
- twierdzi Łukasz.
Po rozmowie z prawnikami i polskim konsulem Iwańscy postanowili jak najszybciej wyjechać z Norwegii. Pod osłoną nocy, tak by nikt ich nie mógł zawrócić.
Kilka tygodni po ucieczce Iwańscy otrzymali od urzędu Barnevernet protokół, w którym poinformowano ich, że sprawa została zakończona i nie ma powodów, aby Łukasz miał ponieść konsekwencje swojego domniemanego czynu. Mimo takiego obrotu sprawy, rodzina nie zamierza wrócić do Norwegii, ponieważ przez 10 lat rodzice będą widnieć w specjalnym rejestrze i prawdopodobieństwo odebrania dzieci będzie więc znacznie większe.
Jak działa Barnevernet?
Barnevernet to norweski urząd zajmujący się ochroną praw dzieci. Interweniuje, kiedy zdarzają się w rodzinie przypadki przemocy, molestowania seksualnego i gdy najmłodszym brakuje odpowiedniej opieki.
Sprawa w Barnevernet zaczyna się zazwyczaj od wysłania przez rodziców, przedszkole, szkołę lub personel medyczny zawiadomienia. Istnieje także możliwość przekazania urzędowi anonimowej wiadomości.
Po przyjęciu zawiadomienia urząd ma tydzień do podjęcie decyzji, czy dana sprawa ma być prowadzona, czy zamknięta. Jeśli uzna, że należy ją prowadzić, ma 3 miesiące na jej rozpoznanie. Po tym czasie Barnevernet:
- kończy sprawę, albo
- stwierdza, że występują niedoskonałości w opiece nad dzieckiem, które mogą być usunięte dzięki środkom pomocy dla rodziny, albo
- zgłasza sprawę o przejęcie opieki nad dzieckiem.
Do środków pomocy zalicza się między innymi: doradztwo i poradnictwo, opieka dzienna, wsparcie osobiste oraz opieka zastępcza. Jeżeli rodzina nie zgadza się na proponowane środki pomocy, a Barnevernet uzna, że bez nich nastąpią poważne braki w opiece nad dzieckiem, urząd może wnieść sprawę o przejęcie opieki. Dla rodziców oznacza to utratę władzy rodzicielskiej z powodu wcześniejszych zaniedbań nad dziećmi. Opiekę codzienną nad najmłodszymi powierza się domom zastępczym lub instytucjom o podobnych charakterze.
Zobacz też: Czy można mieć za bliską więź emocjonalną z dzieckiem? >>>
Za co krytykowany jest urząd Barnevernet?
Działalność Barnevernet jest przez wiele osób krytykowana. W opinii Polaków mieszkających w Norwegii urząd zabiera dzieci, rozdziela rodziny, posądza rodziców o niestabilność psychiczną oraz podburza małoletnich do zeznawania przeciwko bliskim.
Norwegowie również wytykają błędy instytucji - niedawno ponad 200 norweskich ekspertów napisało list otwarty do władz norweskich w sprawie działań Barnevernet, w którym wyliczają jego niedoskonałości, na przykład brak protokołów w sądach, czy fakt, że sędziowie, wydający wyroki w sprawie o pozbawienie praw rodzicielskich są jednocześnie pracownikami Barnevernet.
W 2018 roku została wydana rezolucja Rady Europy krytykująca norweski system. W tym samym roku Trybunał Praw Człowieka uznał, że Barnevernet łamie swoimi działaniami prawa człowieka.
Autor: Redakcja Dzień Dobry TVN