Jej synek urodził się tuż po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji. Później pani Kateryna zeszła do schronu, ale nie miała siły, by nieść dziecko. - Nie życzę nikomu czegoś takiego przeżyć - opowiada kobieta. Zaledwie dzień po porodzie siadła za kierownicę i przejechała z maleństwem aż 500 km, bo jej rodzinny Łuck był bombardowany.