Rodzice umówili się z synem, że wróci z imprezy o północy
– Już o 23 zaczęliśmy się denerwować. Poczuliśmy jakiś niepokój, pisaliśmy do niego SMS-y i dzwoniliśmy, ale Oskar nie odbierał. Po prostu czekaliśmy. O godz. 3 usłyszeliśmy dzwonek do furtki, myśleliśmy, że to on. Okazało się, że to policja. Poinformowali nas, że Oskar miał wypadek – opowiada Anna Dąbrowska.
- Usłyszeliśmy, że wypadł przez okno i nie żyje. Powiedzieli, który komisariat prowadzi tę sprawę i odjechali – dodaje Tomasz Dąbrowski.
Rodzina Oskara jest w szoku. 17-latek nie sprawiał kłopotów. Kochał sporty motorowe i rowerowe. Uczył się w liceum w klasie o profilu policyjnym. Miał wielu przyjaciół.
– Oskar zawsze się uśmiechał, był pozytywnie nastawiony. Nigdy nie miał takich problemów – przekonuje Ewelina, koleżanka Oskara.
– Oskar był skarbem dla świata, był zawsze pogodny i uczynny. Był typem domatora. Lubił spędzać z nami czas. Wymyślał naszej sześcioletniej córce zwariowane zabawy. Ona cały czas pyta, czy możemy chociaż do niego zadzwonić – mówi Anna Dąbrowska.
– Był moim synem, ale też wielkim przyjacielem – zaznacza ojciec Oskara.
Urodziny
Do tragedii doszło 12 marca. Urodziny odbyły się w wynajętym apartamencie w Warszawie. 17-latek tego dnia nie miał ochoty na zabawę, ale chciał być ze swoimi przyjaciółmi.
– Jesteśmy dość spokojnym towarzystwem. Pijemy, ale nigdy nie mieliśmy żadnych bójek, awantur – podkreśla Ewelina.
– Wiedzieliśmy, gdzie idzie, wiedzieliśmy, z kim idzie i kiedy wróci. Nie mieliśmy z nim żadnych problemów – zapewniają rodzice Oskara.
W mieszkaniu od godz. 20 bawiło się dziesięć młodych osób.
– Każdy wypił po trzy, cztery kieliszki. Oskar pił więcej od nas, ale był w takim stanie, żeby kontaktować – opowiada Ewelina. I dodaje: – Zabrałam go do łazienki, powiedziałam, żeby przemył sobie twarz i położył się odpocząć. Za chwilę się położył i cały wieczór leżał. Założył słuchawki i już się nie podnosił.
Gdy Oskar leżał na łóżku i prawdopodobnie słuchał muzyki, w mieszkaniu doszło do awantury. Jeden z chłopaków próbował wejść do łazienki, która była już zajęta.
– Uderzał w drzwi, a Ewelina chciała go uspokoić – opowiada Kamil, kolega Oskara.
– Wpadł w furię, szał. Nawet nie wiem, dlaczego. Zaczął wymachiwać mi rękoma przed twarzą – opowiada Ewelina.
– Nawet go nie uderzyłem, przewróciliśmy się, bo się o coś potknęliśmy. Na ziemi zaczął wariować i jedynie dostał ode mnie liścia – zapewnia Kamil.
– Kamil odciągnął go ode mnie i tak zaczęła się bójka. Ale po dwóch minutach bójka już się uspokoiła. Ten chłopak miał siniaka na prawej stronie czoła i miał rozcięte usta – opowiada Ewelina.
Chłopak, który został poturbowany, nie dał za wygraną i zadzwonił po pomoc do swojego starszego, 20-letniego brata. Ten przyjechał na miejsce z ojcem już po 10 minutach.
– Ojciec wjechał windą, syn pobiegł klatką schodową. Tak, żeby nikt im stamtąd nie uciekł – mówi Tomasz Dąbrowski. I dodaje: – Tamten ojciec jest detektywem z 15-letnim stażem. Jest napisane, że ma doświadczenie w pracy w Komendzie Głównej Policji. I jest instruktorem sztuk walki.
Pałka teleskopowa?
Rodzice Oskara szukają odpowiedzi, dlaczego ich syn nie żyje. Wynajęli mieszkanie, w którym urządzono urodziny. Ojciec sam chciał zobaczyć to miejsce i chciał, aby przyjaciele Oskara dokładnie opowiedzieli mu, co zapamiętali z tego wieczoru.
– Nie ma takiej możliwości, żeby syn popełnił samobójstwo. On nie miał takich myśli. W tym pomieszczaniu doszło do jakiś zdarzeń, że później napastnicy, chcąc zatrzeć to, co się stało, wyrzucili syna przez okno – uważa pan Tomasz.
Według młodzieży, mężczyźni, którzy weszli do mieszkania, byli wobec nich agresywni. Ich wspomnienia z tego wieczoru są przerażające.
–Napierał na mnie z pałką teleskopową, trzymając mnie za koszulkę. Zaparłem się o balustradę balkonu, a drugą ręką broniłem się od ciosów pałki teleskopowej – relacjonuje Kamil. I dodaje: - Uderzył mnie w łydkę i w okolice nerki, jeden cios poszedł w okolice głowy, ale zablokowałem go nadgarstkiem i złapałem za przyrząd. Zaraz po ostatnim ciosie wyszedł do Adama, który leżał przy wejściu do balkonu. We dwóch bili Adama – pan detektyw i starszy syn.
Co się działo z Oskarem?
– Prawdopodobnie leżał w pokoju, bo nie widziałem go nigdzie w mieszkaniu – mówi Kamil.
– Jak wszedłem do pokoju, zobaczyłem, że jest otwarte okno. Jak się wychyliłem, było widać Oskara leżącego na ziemi – relacjonuje Kamil.
– Jak weszłam do pokoju, to zobaczyłam, że na oknie jest bardzo dużo śladów rąk, które były bardzo rozmazane, nachodziły na siebie i wszystko zbijało się w jakąś całość – dodaje Ewelina.
Lekarze reanimowali Oskara przez dwie godziny. W tym czasie właściciel mieszkania, prawdopodobnie bojąc się sanepidu, jeszcze przed wejściem do niego policji, wysprzątał mieszkanie.
Od trzech miesięcy prokuratura nie ma wyników sekcji zwłok Oskara. Z powodu Covidu wykonano ją dopiero po dwóch tygodniach od zdarzenia.
– Kluczowa w tej sprawie będzie opinia biegłych z zakładu medycyny sądowej, która do tej pory do prokuratury nie wpłynęła. Wszystkie wersje są badane i wszystkie są prawdopodobne – mówi Katarzyna Strzeczkowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.
"Pojechał po syna"
Chcieliśmy poznać wersję wydarzeń detektywa, który ze swoim starszym synem miał brutalnie przerwać urodziny, przyjeżdżając na ratunek swojemu synowi.
Mężczyzna nie chciał z nami rozmawiać, odesłał nas do swojej adwokatki, która go reprezentuje.
– Mój klient nie bał się rozmawiać, to nie kwestia strachu, tylko odpowiedzialnego podejścia. Jesteśmy na etapie postępowania przygotowawczego – tłumaczy adwokat Irena Bulińska.
Po co mężczyzna pojechał do mieszkania, gdzie były urodziny?
– Tak naprawdę pojechał po syna. Syn mojego klienta został wcześniej pobity – przekonuje Bulińska.
Dlaczego nie wezwał policji?
–Przyjechał tak jak ojciec – dostał telefon od syna, że jest takie zdarzenie i przyjechał po syna. Gdyby to było poturbowanie młodych ludzi, to na pewno byłoby jakieś postępowanie prowadzone w tym kierunku – mówi Bulińska.
A skąd pałka teleskopowa?
– Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że żadnej pałki teleskopowej przy sobie nie miał. Był w salonie przez kilkanaście minut, wyszedł i o całym zdarzeniu dowiedział się następnego dnia – twierdzi adwokat.
Rodziców Oskara zapytaliśmy, co pokazał osiedlowy monitoring.
– Widać cień spadającej na patio osoby. Kilka minut później trzej panowie w pośpiechu opuszczają mieszkanie – opowiada matka Oskara.
– Chodzi nam tylko o to, żeby wyjaśnić sprawę – kwituje ojciec 17-latka.
Rodzice Oskara apelują do świadków, którzy tego dnia widzieli coś, co może mieć związek ze sprawą lub mają informacje w sprawie.
Zobacz także:
Strażak otrzymał nowe płuca. "Panie Tomku, chyba aniołowie nad Panem czuwają"
Latem góry mogą być niebezpieczne. Ratownik TOPR radzi, jak przygotować się do wyprawy
Nie bierz telefonu, idąc na spacer do lasu. Okazuje się, że smartfon to wabik na kleszcze
Autor: Ewa Podleśna-Ślusarczyk
Źródło: Uwaga! TVN