Wiesz, jakie znaczenie przypisuje się tym emotikonom? Z pozoru przedstawiają przyziemne przedmioty, zwierzęta lub rośliny, lecz tak naprawdę użyte w innym kontekście mogą mieć bardzo mroczną symbolikę, o której większość rodziców nie ma pojęcia. Co niepokojącego jest w używanych przez młodzież piktogramach, które prezentują śnieg, winogrono lub twarz kota? Temat ten zgłębił reporter Dzień Dobry TVN Bartek Dajnowski.
Niebezpieczne znaczenie emoji
Emotikony już jakiś czas temu zawładnęły wirtualną komunikacją. Dziś stosowane są również przez starszych użytkowników sieci jako wyrażający emocje dodatek do konwersacji lub graficzne zastępstwo słów, które w niewerbalny sposób pragniemy przekazać.
Problem polega jednak na tym, że jedno emoji może mieć wiele znaczeń - dla osób dorosłych jest wiernym odzwierciedleniem przedmiotu, który na obrazku widać, natomiast dla młodzieży często bywa zależną od kontekstu metaforą i przykrywką dla rzeczy lub czynności oficjalnie uznanych przez społeczeństwo za nielegalne, niemoralne bądź niebezpieczne.
Reporter Dzień Dobry TVN Bartek Dajnowski odwiedził kilka szkół, by dowiedzieć się od nastoletnich uczniów, co w ich wirtualnym języku oznaczają poszczególne piktogramy, które na pierwszy rzut oka nie wzbudzają żadnych podejrzeń.
- Emotka śniegu może oznaczać kokainę. Emotka liścia oznacza czasami marihuanę. Emotka tabletek też oznacza jakieś narkotyki - tłumaczy 17-letnia Malwina.
- Pistolet oznacza np. "zabij się". Strzykawka - twarde narkotyki, np. heroinę - wyjaśnia 15-letni Bartosz.
- Jeżeli chodzi o kontekst narkotyków, często jest używana emotka diamentu jako kryształ - przekazuje 15-letni Mikołaj.
- Jest emotka winogrona, która jest często używana jako symbol gwałtu, bo po angielsku słowa rape i grape brzmią podobnie - uświadamia 15-letnia Wiktoria.
- Są seksualne emotki i są to np. zwierzęta takie jak twarz kota. Wtedy chodzi o kobiece narządy płciowe - zaznacza 15-letnia Kalina.
- Brzoskwinia odnosi się przede wszystkim do tylnej części ciała człowieka, szczególnie u kobiet. Jak między chłopcami jest coś takiego wysyłane albo do dziewczyny, to ma podłoże seksualne. Lub wiśnie. Niby owoc, ale z drugiej strony mogą oznaczać piersi u kobiet - komentuje 17-letni Jan.
W konwersacjach prowadzonych przez dzieci i młodzież nie brakuje również symboli, które nawołują do agresji, samookaleczania się, a nawet samobójstwa oraz zbrodni. Wystarczy przejrzeć komentarze na popularnych platformach społecznościowych. Regulaminy serwisów zakazują używania wyłapywanych przez algorytmy słów takich jak chociażby gwałt czy morderstwo, dlatego emotikony są idealnym obejściem obowiązujących przepisów.
- Na pewno gdyby ktoś wrzucał jakąś [emotkę - przyp. red.] trumny, to jest powód do zmartwienia. Możliwe, że albo myśli o samobójstwie, albo komuś grozi. Bo to nie jest normalne, że ktoś używa takich emotek tak po prostu. Czasami na TikToku widzę, że jest jakaś dziewczyna, która coś tam mówi o swoich problemach, to ludzie w komentarzach dają jej trumnę, żeby sobie coś zrobiła - wyznaje 15-letnia Ola.
Czy rodzic powinien mieć dostęp do telefonu dziecka?
Na temat reportażu Bartka Dajnowskiego porozmawialiśmy w studiu Dzień Dobry TVN nie tylko z samym autorem, lecz także z mamą dwóch nastolatków - Moniką Wlaźniak - oraz z wychowującym nastolatka Wojciechem Ludwisiakiem.
- Jestem przerażony tym materiałem. Nie spodziewałem się, że niektóre emotki, które wydają się naturalnym odzwierciedleniem jakiejś rzeczy, mogą w pewnym kontekście mieć negatywne znaczenie - ocenił Ludwisiak. Przy okazji przytoczył osobistą historię, która dotknęła jego 13-letniego syna.
- To było 3-4 lata temu, kiedy byliśmy w Zakopanem na nartach i pikał mu cały czas telefon. Dzieci miały taką grupę na WhatsAppie, gdzie miały wymieniać się pracami domowymi, obowiązkami. Taki kontakt międzyszkolny. Pikało, pikało, więc mówię: "Wezmę ten telefon, zobaczę" i zaniosłem mu, a tam był hejt. Pewna grupa dzieci hejtowała inne dzieci. Nie było może to jakoś specjalnie mocne, ale zobaczyłem, odblokowałem telefon, bo dla mnie to naturalne, że mam prawo odblokować telefon syna i napisałem. Przedstawiłem się i napisałem, że ja, jako Wojciech Ludwisiak, proszę o kontakt rodziców - opowiada gość Dzień Dobry TVN.
Zmartwiona sposobem komunikacji przedstawionym w reportażu Bartka Dajnowskiego jest również Monika Wlaźniak. Nie widzi nic złego w tym, by czuwać nad wirtualną przestrzenią, po której poruszają się jej nastoletni synowie.
- Mam dostęp do ich telefonów, oni też mają dostęp do mojego telefonu, więc mamy taki układ, że oni znają mój PIN, ja znam ich. Nigdy nie było sytuacji, żebym potrzebowała zajrzeć do ich telefonu. Dużo rozmawiamy, znam swoje dzieci i widzę, kiedy coś się dzieje z nimi - zaznaczyła świadoma mama.
- Powinno się mieć wgląd w telefony dzieci. Po pierwsze - opóźniać ten start [wkroczenia w świat wirtualny - przyp. red.]. Te telefony dawać, ale to nie powinno być tak, że one [dzieci - przyp. red.] mogą tam robić wszystko, co chcą. Jesteśmy rodzicami, musimy to kontrolować, bo tam naprawdę dzieją się rzeczy dosyć trudne - podsumował autor materiału Bartek Dajnowski.
Nie oglądałeś Dzień Dobry TVN na antenie? Wszystkie odcinki oraz Dzień Dobry TVN Extra znajdziesz też na Player.pl.
Zobacz także:
- Młodzież uczy seniorów bezpiecznego korzystania z Internetu. "Klikają w dziwne linki"
- Oszustwa "na Booking". Uważaj, bo możesz stracić wszystkie oszczędności
- Niechcący został "oszustem z Tindera". "Zawsze jest wymyślone inne imię do danego zdjęcia"
Autor: Berenika Olesińska
Reporter: Bartek Dajnowski
Źródło zdjęcia głównego: Thomas Trutschel/Contributor/Getty Images